Temat: Psycholog - Diagnosta - jakie perspektywy pracy?
I tu bym polemizował co daje szkoła psychoterapii, przynajmniej na podstawie tego co mówią znajomi, za dużo dodatkowych informacji to tam nie ma. Może to też kwestia gdzie się studiowało. Pewności nie mam bo sam szkoły psychoterapeutycznej nie robiłem ale wałkowanie po raz kolejnych tego samego w skróconej formie, za to dosyć kosztowne, z punktu widzenia wiedzy jest średnio przydatne. Na pewno mogę polecić te szkoły psychoterapii, które nie kształcą w konkretnym nurcie ale próbują je integrować. Dlaczego? Bo nie ma takiego podejścia, co by było skuteczne dla każdego człowieka. Niektóre podejścia dla niektórych zaburzeń są wręcz idealną złotą rybką dla terapeuty - można pozyskać wręcz "wiecznych klientów" (nie twierdzę że świadomie).
Natomiast jedno jest pewne - szkoła psychoterapii jest wymagana na rynku rynku pracy, czy tego chcemy czy nie i bez takiego dyplomu szanse na prace są znacznie mniejsze.
Natomiast w pełni się zgadzam, że wielu diagnostów widzi wycinek ale mam inne zdanie co do przyczyn. Dlaczego? Na podstawie obserwacji osób, z którymi miałem okazję współpracować. Niewiele ich było bo w zawodzie stałej pracy nie znalazłem, ale wypracowałem sobie pewną opinię. Problemem jest nie tylko brak praktyki (a nawet może ona nie pomóc) tylko samo podejście. Korzystając z testów wiele osób zapomina, że jest to tylko narzędzie i nic więcej. Jego wyniki i tak trzeba zinterpretować i odnieść do całości. Wychodzą tu skutki bezrefleksyjnego uczenia się regułek, pozbawionego często nawet próby zrozumienia np: jak i co dany test tak naprawdę mierzy. Tak jak woltomierzem czy manometrem sprawdza się funkcjonowanie poszczególnych układów samochodu, tak nawet najbardziej rozbudowane systemy diagnostyki (podłączenie ECU samochodu do komputera i odczytanie logów/błędów) nie zawsze wskazuje na rzeczywisty problem (np: błąd przepływu masy powietrza pomimo że przepływomierz jest sprawny, wykazywany przy rzeczywistym problemie z EGR albo tak zwanymi mapami paliwa, czego już autodiagnostyka nie wykaże). Tak samo jest w testach i diagnostyce - czytamy instrukcję i nie rozumiejąc nie potrafimy wyjść poza to co jest w podręczniku. A zdarzają się nietypowe sytuacje (np: podniesienie skali manii i depresji jednocześnie, często wraz z pozostałymi skalami klinicznymi dla niektórych jest nieinterpretowalny, tymczasem wynik nasuwa się sam jeśli pomyślimy, jak może zachowywać się taka osoba). To test jest narzędziem a diagnozuje specjalista, a nie że specjalista jest tylko dodatkiem do testu, niezbędnym żeby go przeprowadzić, odczytać wynik i tyle. Brakuje zwykłego zdrowego rozsądku i myślenia co się tak naprawdę robi. Takie coś powinno cechować co najwyżej "wyjadaczy weterenów" którzy pewne rzeczy już robią automatycznie. Dzisiaj jednak takiego podejścia wręcz się uczy i z takim podejściem ludzie startują. Gdyby wypuścić bzdurny test to nawet jak ktoś zauważy problem, to nie będzie z nim dyskutował bo tak pisze w podręczniku, ktoś zrobił przecież standaryzację i normalizację więc nie można tego podważyć. I czy takim bezrefleksyjnym osobom pomoże jakakolwiek praktyka?