Temat: Negocjacje kryzysowe
No dobra, co do terminologii, zostałem przekonany. :)))
Nie zgadzam się jeszcze co do tych interwencji, o których nie informuje się negocjatorów. Bo oczywistym jest, że takich interwencji będzie znacznie, znacznie więcej niż tych z negocjatorami.
Większość z sytuacji kryzysowych z jakimi ma do czynienia do Policja jest zapewne, jak zwykle w życiu, zdarzeniami z pogranicza. Można je podciągnąć pod stany opisane w zarządzeniu 4/2002, ale jeszcze niekoniecznie. Jeżeli istnieje jasna, prosta i bezpieczna możliwość rozwiązania problemu natychmiast, to dlaczego z niej nie skorzystać.
Ja wiem, że negocjatorzy chcieliby się wykazać fachowością i brać udział w jak największej liczbie wydarzeń. Tylko nie można zapominać, że decyzja o ściągnięciu negocjatorów to poważna sprawa. Do ich obsługi trzeba zapewnić ludzi i środki, ktorych nie można wysłać gdzie indziej. Chyba, że radosny dyżurny wyśle negocjatora na dach po czym odwoła całe wsparcie i pozostawi go tam samego. Zdarzyło się to kiedyś Adamowi M. w Łodzi. Ze sprowadzonym z tego dachu samobójcą o mało co nie wracał autobusem do jednostki.
Tak nie można, dlatego udział negocjatorów powoduje, że zwykła interwencja zmienia się w dużą akcję.
Nie można się dziwić, że każdy woli kiedy sytuacja zostanie rozwiązana "z marszu" przez załogę patrolową.
Wiem, wiem, że czasem patrolowcy ryzykują własną głową i wchodzą tam, gdzie negocjator powinien być wezwany bez dwóch zdań. Ale to jest patologia, a o patologii nie dyskutujemy tylko ją potępiamy. Jeżeli patrolman da się namówić dyżurnemu, zacznie taką robotę i coś się stanie... to ja nie chciałbym być ani tym dyżurnym, ani patrolowcem.
Większość sytuacji jest jednak prosta, mimo że na upartego można by ściągać negocjatorów i robić zadymę. Tylko po co?