Temat: gdzie zgłosić błąkającego się psa?
Ja jestem zbulwersowana postępowaniem pracowników wrocławskiego schroniska...
W ubiegłym tygodniu szłam na spacer z psem (okolice godz. 19). Nagle w trawie dostrzegłam futro, które okazało się być psem w typie owczarka pirenejskiego, tylko mocno zdredziałego. Sunia dała się pogłaskać, udało mi się sprawdzić, że nie ma obroży. Z racji tego, że moja sucz to petarda, nie chciałam dodatkowo stresować znajdy. Szybko zawinęłam się do domu, tym bardziej, że znajda wyglądała jakby ją potrącił samochód - trochę włóczyła tyłem po ziemi.
Ja pędzę do domu, biorę żarełko, miskę i wodę, smycz i skórzane rękawice (takie na zimę). Planowałam przypiąć zwierzaka i zawieźć do schroniska (przechodnie mówili,że leży tam od kilku godzin). Później byłby czas na ew. myślenie o właścicielu.
Jednak jak tym razem do niej podeszłam, zaczęła uciekać (ale nie galopem, tylko dreptała). Po kilku minutach stwierdziłam, że nie ma co psa stresować i odpuściłam.
Następnego dnia wychodzę na poranne sikanko i patrzę, sunia w tym samym miejscu co wczoraj. Powtarzam zatem sytuację z dnia poprzedniego (woda, smycz), ale suńka ponownie ucieka. Czas do pracy, więc nie będę ganiała za psem.
Dzwonię do schroniska, ale hola hola, schron czynny od 9, a o 8:50 przecież jeszcze nie pracują i nie odbierają tel. Ok, przełknę to.
Dzwonie do kierowcy, opisuję sytuację a pan mi dowala tekstem:
Skoro przed panią ucieka, będzie uciekać przed nami. Proszę ją złapać.
Coś chyba nie halo. Chętnie bym ją złapała, ale bałam się chociażby pogryzienia…
Pan dostaje za to pieniążki, to raz. Dwa, Policja też może odmówić interwencji, bo skoro przede mną złodziej ucieka, to będzie i przed nimi?
Sunia się już nie pojawia, więc nie wiem co z nią.
Oceńcie, bo ja jestem laikiem w temacie obowiązku tego rodzaju służb, ale czy tak jest i mam to mówiąc kolokwialnie olać, czy mój bulwers jest słuszny?