Temat: do czego dziecku potrzebny jest tata?
Jakkolwiek prawdą jest, że oboje rodzice mogą się obowiązkami wymieniać, to jednak każde do tych obowiązków inaczej podejdzie. Z rzeczy takich zupełnie życiowych, to u mnie tata (czyli ja) lepiej nadaje się do:
1. Wszystkich kwestii związanych z chorobami / urazami. Okazuje się, że ja z jednej strony zdecydowanie mniej panikuję jak dziecko ma 40+ stopni gorączki, z drugiej strony jakoś szybciej zauważam zmiany w dziecku (np. przeszklone oczy czy lekką "kaszkę" na plecach). Do tego, jak np. noworodkowi pobierana jest krew z pięty do badań przesiewowych to jestem w stanie znieść ten widok i płacz (wrzask) dziecka, zaś mama ma łzy w oczach i wychodzi. I, dla feministek gotowych poderżnąć mi za niniejszą wypowiedź gardło, to NIE OZNACZA, że moja żona jest w jakiś sposób ode mnie gorsza. Tylko inna i Bogu dzięki.
2. Zabaw związanych z dość pokrętną wyobraźnią. Mały woli ze mną bawić się drewnianym pociągiem albo samochodzikami, bo w moich rękach robią one różne dziwne rzeczy. Małżonka sama przyznaje, że nie za bardzo wie co można zrobić z samochodzikiem. Natomiast wszelkie zabawy związane z logiką i cierpliwością typu klocki, układanki etc. to zdecydowanie domena żony. Nie wiem czy to zależne od płci, może po prostu mamy takie charaktery.
3. Mama zdecydowanie lepiej sprawdza się we wszystkich kwestiach związanych ze współczuciem (tzn. jak mały się przewróci / uderzy albo np. nie może dostać lub zrobić tego na co ma akurat ochotę). Dzieci zdecydowanie łatwiej dają się ukoić mamie niż mi, pewnie dlatego, że czują, że mi ich tak naprawdę wcale nie żal (pod warunkiem, że w rzeczywistości nic złego się nie stało - nie jestem potworem). Mama natomiast szczerze ich żałuje, nawet jeśli płaczą dlatego, że chcą np. włożyć do buzi podniesiony z ziemi brudny śmieć :)
4. Zdecydowanie bardziej ogólnie uważam, że każda czynność jest inaczej wykonywana przez faceta a inaczej przez kobietę. Warto zatem, aby oboje wykonywali raz na jakiś czas wszystko. Pokazuje to też dziecku, że do każdego problemu można podejść na co najmniej dwa sposoby. To samo, w moim odczuciu, dotyczy w ogóle wszystkich małżeńskich spraw, niekoniecznie związanych bezpośrednio z dziećmi.