Temat: PARADOKS ROZSTANIA
Kasia O.:Panie Piotrze czytam posty dotyczące tej grupy i byc moze wyda sie Panu to przykre co w tej chwili napisze , .
Mam nieodparte wrazenie , ze cokolwiek by nie zaproponowac , Pan jest w opozycji , wiec prosze sie przyznac przed samym soba co Pan chce osiagnac - udowadniac ,ze ktos nie ma racji czy znalezc rozwiazanie . Ja majac tak istotny problem dla mojego dziecka i dla mnie zrobilabym wszystko , a nawet wiecej zeby problem doskwieral jak najmniej - Bo chciec to moc .
To nazywa sie odpowiedzialnosc , a pokory tez by sie przydało.
Zgadzam się z Panią całkowicie - i co do opozycji i co do pokory. Nie zgadzam się tylko z bezmyślnym hasłęm "chcieć to móc".
Od trzech lat pracuję (nie "walczę" a pracuję) nad uregulowaniem zarówno relacji z moją żoną od której odszedłem jak i z moimi dziećmi, z którymi kontakty utrzymuję cały czas, nawet w najgorszym okresie. Z moim 'dzieckiem pozamałżeńskim' kontaktów nie mam i tu sprawa jest mało rokująca - ale tez jest to w dużej mierze moja wina. Teraz próbuję to uporządkować i odbudować co się da. Alimenty bez żadnych wyroków sądowych płacę od początku regularnie - choćby na inne rzeczy nie starczało. Opisywane przez mnie przkłady "Pani A" i "Pani B" to nie zasłyszane, ale własnie konkretne moje doświadczenia.
Pracowałem już z sądami (chwalę sobie), RODKami (też - chociaż nie bez zastrzeżeń), mediatorami (PCM właśnie), terapeutami, prawnikami. Próbowałem negocjacji przez znajomych i rodzinę. Wyjeżdżałem na wakacje i odbierałem dziesiątki telefonów zrywających spokój i intymność relacji z dziećmi.
To wszystko o czym Panie (i Panowie) tu teoretyzujecie - ja mam przepracowane w praktyce. Mało tego - znalazłem własny i skuteczny sposób. Dowód? RODK #1 stwierdził, ze dzieci nie mają problemów psychicznych związanych z oddzielnym mieszkaniem ojca i matki, lubią kontakty ze mną (aczkolwiek parę rzeczy robiłem nie tak - po lekturze opinii już zacząłem zmieniać). Sąd #1 zadecydował, że dzieci mogą raz w miesiącu spędzać cały weekend mieszkając ze mną i moją partnerką. Wbrew silnym protestom mojej żony.
RODK #2 stwierdził że moja średnia ("pozamałżeńska") córka potrzebuje kontaktów ze mną oraz terapii w tej dziedzinie. Sąd #2 się zastanawia na razie.
Ja NAPRAWDĘ wiem co mówię. Większość tych błędów które kontruję popełniłem albo próbowałem popełnić sam - i wiem dlaczego są błędami. Wszystko co proponuję pozytywnego - zapraszam do uważnej lektury moich postów - proponuję na podstawie wiedzy i doświadczenia.
Na początku istnienia tej grupy napisałem kilka tekstów proponujących sposoby postępowania. Zostały przemilczane lub oprotestowane. I w porządku. Nie każdemu musi odpowiadać moja metoda. Od tego momentu ograniczam się więc do kontrowania co szkodliwszych pomysłów - takich jak zastępowanie zawodowego mediatora (a o takim jest na początku mowa) krewnymi i znajomymi.
U podstaw Państwa wypowiedzi leżą dwa założenia. "Chcieć to móc" oraz "Jak się ktoś zechce dogadać, to się dogada". Pięknie, ale co zrobić z tymi co nie mogą albo nie chcą? A najczęściej jest tak że jedna strona nie może, a druga nie chce. I co im zrobicie? Nakażecie przymusową lekturę tego forum?
Nie jestem typem pokornym. Jeśli Pani szuka pokornych, to proszę szukać wśród tych, którym się nie udaje. Którzy POKORNIE znoszą obelgi, wymądrzanie i zarzuty kanapowych znawców tematu. Ja w życiu mam do czynienia dokładnie z tym o czym Państwo tu piszecie. Co najmniej 20% mojego czasu poświęcam na lektury, przemyślenia, dyskusje z fachowcami - traktuję temat tak samo jak każdy temat zawodowy. I mam efekty.
Prosze pamiętać, że i Pani i moje posty czytają ludzie zrozpaczeni, zagubieni, szukający rozwiązania dla ich rzeczywistych problemów. Czy rekomendując takie a nie inne postępowanie ojcu na dnie kryzysu psychicznego jest Pani gotowa wziąć za to odpowiedzialność? Czy rekomenduje Pani coś, co sama sprawdziła albo znalazła w trzech niezależnych źródłach? Nie wystarczy chcieć, żeby móc dobrze doradzić. Trzeba także wiedzieć.
Piotr Skulski edytował(a) ten post dnia 28.01.07 o godzinie 16:07