Tomasz F. Specjalista d.s. IT
Temat: Kolejna przeprowadzka byłej żony - da się coś zrobić?
WitamProszę o radę - czy da się coś zrobić z kolejną prawdopodobną przeprowadzką byłej żony z naszym synem (8 lat)?
Będzie to 4 przeprowadzka w ciągu 3 lat - żadna z nich nie była ze mną konsultowana i zawsze była przeprowadzana za moimi plecami i bez wiedzy syna "żeby się nie wygadał".
Mam rozwód z wyłącznej winy żony - zaszła w ciążę z naszym byłym sąsiadem i teraz z nim mieszka - mają już wspólnie dwójkę dzieci. Mam też opinię RODK - jednoznacznie pozytywną dla mnie i niespecjalnie dobrą dla niej.
Ja też założyłem rodzinę - mam rocznego synka i pasierba 7lat.
Dwie pierwsze przeprowadzki były jeszcze do przełknięcia - pierwsza tuż przed pierwszą rozprawą rozwodową - bez mojej wiedzy przeprowadziła się z mieszkania swojej matki do mieszkania na osiedlu obok. Rok później przeprowadziła się kilka kilometrów dalej do innej miejscowości, ale szkoły nie zmieniła. Potem, w trakcie wakacji przeprowadziła się 50 kilometrów dalej - dowiedziałem się o tym jak nie znalazłem syna na rozpoczęciu roku szkolnego, a syn dowiedział się na dzień przed pójściem do szkoły, że idzie do innej szkoły.
Teraz, ponieważ już jestem wyczulony na oznaki, prawdopodobnie szykuje wyprowadzkę ponad 100km dalej i znowu tak żebym się nie dowiedział.
Dyrektorzy szkół nie chcą ze mną rozmawiać mimo że mam współdecydowanie o nauce dziecka i rozkładają ręce "jest pan tylko ojcem, czego pan chce". W sądzie ostatnio nikt się specjalnie nie przejął tym że łamie postanowienia wyroku.
Prosiłbym o konkretne rzeczowe rady - w tą środę mam rozprawę apelacyjną w sprawie kontaktów z dzieckiem założoną przez matkę dziecka (nie podoba jej się że wygrałem w sądzie spędzanie z synem co drugiej wigilii i apelacją zablokowała wykonywanie wyroku).
Tak na marginesie - żeby sprawa o widzenia w wigilię złożona pod koniec grudnia miała swoją pierwszą rozprawę we wrześniu i została rozstrzygnięta w listopadzie tak żeby uprawomocnienie wyroku było na granicy wigilii i teraz czekanie 7 miesięcy na rozprawę apelacyjną to naprawdę paranoja...