Temat: dziecko jest najważniejsze !!!
Przyznaję, wkurzyłam się do bólu.
Nie będę tu cytować każdej linijki z różnych wypowiedzi, ale powiem tak: może i są dzieci na które 600 złotych wystarczy, ale ja znam dużo więcej takich na które 1200 to za mało. Rozczaruję zapewne niektórych, ale z ołówkiem i kalkulatorem mój nastolatek kosztuje ponad 3000 miesięcznie, a są i dużo wyższe koszty zależne od statusu rodzica, a bywa że od choroby dziecka (cukrzycy, dla przykładu).
I nie jest moim zamiarem napadanie na mężczyzn, chociaż sama nie mam dobrych relacji z ojcem mojego dziecka. Natomiast trafia mnie złe jak czytam co powinnam lub nie muszę, bo już w końcu zaczynam rozumieć co znaczy "solidarność plemników" i BRAK! "solidarności jajników".
Powiem więc tak: mam wśród znajomych - dobrych ojców dla swoich dzieci i na szczęście nie mam znajomych - złych matek. Nie zmienia to faktu, że nie generalizując, dlaczegoś uważa się, że jak matka wychowuje sama dzieci, to oki, ale jak ojciec, to trzeba piać zachwyty, wspierać go duchowo, no i podwyżkę dać, bo taki dzielny. Na litość, gdzie jest równouprawnienie?!
Poza tym, z mojej wiedzy wynika, że matka, która ma swoje dzieci "gdzieś", to jednak (WCIĄŻ I NADAL, NA SZCZĘŚCIE) patologia, za to ojcowie, którzy zapominają o dziecku, to nadal dość typowe przypadki. Podkreślam, że nie generalizuję, ale coś jest w stwierdzeniu, że "mężczyźnie zależy na dzieciach adekwatnie do tego jak zależy mu na ich matce". Ja to nawet poniekąd rozumiem, tak jest po prostu łatwiej, bo przecież dziecko, to odpowiedzialność na całe życie. Wiem też, że są matki (czasem zresztą trudno się temu dziwić), które nie potrafiąc poradzić sobie z własnymi emocjami dotyczącymi choćby zdrady czy po prostu porzucenia, nie potrafią powiedzieć do syna czy córki, że "tata jest fajny", bo po prawdzie - nie jest, ale czasem dziecka to nie tyczy.
Wszystko to prowadzi do twierdzenia, że każda historia jest inna, ale żadna z nich nie zmieni faktu, że "socjal" w Polsce, to już nawet nie kuleje, a ledwo się czołga, a równouprawnienie, to mamy wciąż, bardziej w teorii niż w praktyce. Jeden przykład: ja osobiście nie znam takiego przypadku żeby mężczyznę pytano na rozmowie kwalifikacyjnej czy chce mieć dzieci, ile i co wtedy?! Wszyscy natomiast wiemy, że odpowiedź kobiety, że planuje troje, a jedno ma teraz 10 miesięcy, to prosta droga, do "dziękuję" ze strony potencjalnego pracodawcy! (i w sumie im "niższe" stanowisko tym gorzej)
Podsumowują powiem tak: bardzo się starałam nie wypowiadać na temat żadnej z sytuacji konkretnej opisanej powyżej, ale uogólniając: mały człowiek :) nie ma możliwości utrzymać się sam i należy, to do obowiązków rodziców (obojga), ale trzeba Z OGROMNĄ STARANNOŚCIĄ rozważyć te możliwości, bo w pełnej rodzinie brak pracy jednej osoby, to jeszcze nie dramat, a w przypadku samotnej matki (ojca oczywiście podobnie), to już tragedia. Ponadto, koszty utrzymania "na poziomie utrzymania rodzica" mają się nijak do sytuacji, że matka nie pracuje, albo pracuje za minimum, a ojciec jest właścicielem firmy, menadżerem w międzynarodowym koncernie, itd., itp., oczywiście odwrotnie też, choć przyznam, że nie spotkałam się z sytuacją w której dobrze zarabiająca samotna matka mówi do dziecka: "kochanie, ja na wakacje, na Majorkę, to lecę sama, bo za Ciebie tatuś nie chce zapłacić, bo mało zarabia "(sic!).
I na koniec niania czy nie niania, rodzic zajmujący się dzieckiem ma tysiąc obowiązków związanych z dzieckiem, których nigdy nie wylicza, ale faktycznie jest to koszt utrzymania, bo jeden robi to sam, a drugi wynajmuje: nianię, panią do odwożenia na zajęcia, pana do odrabiania lekcji, itd, itd.
Dlatego też ten drugi spotykający się z dzieckiem czasami lub wcale powinien łożyć na utrzymanie dziecka wyższą kwotę. I żeby było jasne są rodzice, którzy nawet po rozstaniu bardzo się starają równo dzielić obowiązkami, chwała im, ale tak czy siak zazwyczaj dziecko mieszka z jednym z rodziców i tenże właśnie musi w grafiku własnym uwzględnić czas na wszystkie przewidziane lub nieprzewidziane sytuacje wynikające z bycia/mieszkania z dzieckiem.
Już na sam koniec dodam, że rodzin i "przyjaciół królika" wcale bym tu nie mieszała, bo jedni mają inni nie, ale obowiązek nie ciąży na ciociach, dziadkach, ... tylko na rodzicach właśnie!