Temat: Czy ceny szkoleń NLP wynikają syndromu snoba?
Marek Bronisław H.:
Powiedz -jak to jest, przychodzi do Ciebie klient i mówi że jest nieśmiały,
Zanim do mnie przyjdzie, dostaje do wypełnienia specjalny kwestionariusz przedsesyjny. Jego treść możesz znaleźć na moim blogu, kilka postów do tyłu (
http://blog.krolartur.com ). Nie przyjmę klienta bez formularza - raz czy dwa zgodziłem się na to w wyjątkowych sytuacjach i wiem już, że nigdy więcej.
Rozumiem że zaletą NLP jest szybkie rozwiązywanie problemu...Jednak zastanawiam się czy rzeczywiście NLP te problemy rozwiązuje. Bo być może czasem nieśmiałość jest czymś co ratuje komuś życie i pozwala mu łatwiej żyć?
Czy coach zastanawia się nad tym-czy gdy wyleczę jego nieśmiałości to nie zrobię mu krzywdy...
Każdy zasób jest do wykorzystania w jakimś kontekście i oczywiście jest też kwestia tego, żeby nie zabierać klientowi możliwości skorzystania z niego, a dać mu większą swobodę zachowań. Tak naprawdę, z tego co piszesz to powiedziałbym, że Twoim problemem jest nie tyle nadmiar śmiałości, co raczej brak odpowiednich umiejętności takiego podawania tej śmiałości, żeby nie zrażała ona ludzi. W terminologii gier statusowych powiedziałbym, że nauczyłeś się grać wysoko i regularnie grasz na wysoki status, zapominając o podwyższaniu również statusu rozmówców, co dawałoby odpowiednią równowagę. W efekcie czują się poniżeni i odgrywają to na Tobie. Byłem w podobnej sytuacji. Ja też zadawałem na studiach trudne pytania wykładowcom. A jednak lubili mnie za to i szanowali, zamiast się na mnie oburzać. Bo zadając im trudne pytania, bardzo dbałem o to, żeby oni nie stracili twarzy. Nie wiedziałem wtedy nawet co robię, widzę to dopiero z perspektywy. Ale była to kluczowa różnica.
Także zgadzam się z Tobą, że pewna zmiana może mieć konsekwencje negatywne. Ale rozwiązaniem tego nie jest moim zdaniem unikanie tej zmiany. Rozwiązaniem jest wprowadzenie jej oraz pomoc klientowi w nauce nowych umiejętności, które uczynią tą zmianę łatwiejszą do przełknięcia dla środowiska.
Druga sprawa. Mówiąc wprost - kim ja jestem, by decydować, czy Ty masz pozostać nieśmiały, bo tak będzie Ci lepiej, czy może masz się zmienić? Jedyne co mogę faktycznie zrobić, to wskazać na możliwe konsekwencje poszczególnych zachowań. Z drugiej strony muszę w takiej sytuacji bardzo uważać, żeby moje własne, nieprzepracowane kwestie nie wpłynęły na to co Ci mówię. Spotykałem się i z takimi historiami od klientów, gdy ktoś chciał się pozbyć nieśmiałości a psycholog zniechęcał go do tego, bo to niemoralne być takim śmiałym.
To powiedziawszy, jestem tutaj też trochę hipokrytą, bo faktycznie są też zlecenia których po prostu nie przyjmę, gdyż uważam, że przyjęcie ich byłoby nieetyczne, lub że obiecywałbym klientowi coś, czego nie mógłbym dostarczyć.
Przykład pierwszej grupy - dziewczyna prosi mnie, żebym ją ZAKOCHAŁ w facecie, który się do niej zaleca. Bo świetna partia, ale ona nic do niego nie czuję. Da się to zrobić. Nie zauroczyć, ale zakochać owszem. Tylko patrzę w przyszłość i widzę, jak za 10 lat mają sprzeczkę małżeńską, a ona przypomina sobie, że kocha go tylko dlatego, że ją caoch zakochał... Nie ma mowy.
Przykład drugiej grupy - dziewczyna prosi mnie, żebym pomógł jej zarobić milion euro w półtora roku. Od zera. Wierzy w prawo przyciągania i podobne wkręty i liczy, że jak tylko się odblokuje, to te pieniądze przyciągnie. Tu musiałem odmówić - wyjaśniłem, że możemy pracować nad zarobieniem przez nią więcej pieniędzy, ale choć zarobienie miliona euro w ciągu roku jest możliwe, to jest ono na tyle mało prawdopodobne, że nie mogę przyjąć takiego zlecenia.
Czy to nie jest tak jak w medycynie-z leczeniem objawowym-leczymy objawy, a problem zostaje, by interes mógł się kręcić?
"Leczenie objawowe" w medycynie to mit altmedu/ Wielkiego Placebo, biorący się głównie z czegoś co nazywam "efektem raju utraconego".
W skrócie polega on na tym, że zakłada się, że jesteśmy idealni (fizycznie, a w rozwoju osobistym często też psychicznie), tylko popełniamy ten jeden błąd, który wszystko psuje i to jest ta praprzyczyna problemów, to jabłko z edenu. Problem w tym, że tak nie jest. Nie jesteśmy idealni, ewolucja nie zajmuje się ideałami, ona opiera się na modelach wystarczająco dobrych. Takich, które generalnie nie psują się za szybko i za często - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Tyle tylko, że ewolucyjnie nasz przewidywany termin użyteczności wynosił jakieś 30 lat - tyle wystarczyło na urodzenie i odchowanie do 13-14 letniej dorosłości grupki dzieci, by przetrwało kolejne pokolenie. Cała reszta była czystym dodatkiem. Zapominamy o tym dziś, gdy średnio żyjemy do 70-80 lat, ale jest to bardzo, bardzo nowy nabytek.
W rzeczywistości w medycynie leczy się to, co zdoła się wyleczyć - nie mamy jeszcze narzędzi, by wyleczyć wszystko i może nigdy nie będziemy mieli, możemy jedynie robić to co w danym momencie jesteśmy w stanie. Niekiedy tylko reagować na objawy, bo po prostu nie mamy jak sięgnąć do przyczyny. Wiemy dużo więcej niż kiedyś, ale wciąż jeszcze za mało.
No, rozpisałem się trochę ;)