Temat: Bajania - tym, co mity są dobra metodą na mówienie prawdy
Końcówka jest zaskakująca i ...rozczarowuje:)
Niedźwiedź uniósł się na łapach, spojrzał smętnie w górę, na kołyszącą się witkę brzozową, z której w pohuśtywaniach wiatru Jaskółka spoględała ku skrajowi boru, zaraz za skalne zwalisko, odkąd ciągnęły się błota rzeki zwanej przez stado ludzi Wiertą. Wiosna kapała zewsząd, zciekając po gałęziach, wsiakając w mchy, ryjąc strumykami kamienne szczeliny, zalewając nory, z których wyłaziły ledwie przejrzałe na oczy młode, ufne i zlęknione... Jaskółka siedziała dumnie wyprężona wypatrując na widnokręgu wracających ptaków, spośród których jej oczy tęskniły najbardziej za czarnymi, sierpowatymi kształtami przecinającymi bladobłękitne niebo rozpędzonym śmigiem... Pod jej czarną ,drobną piersią, niedźwiedź czuł drżenie, jakby gotowało się w niej, jak w kotle łaziebnym, a z drugiej strony jakoś dziwnie chłodne były jej oczy, chłodne i dalekie. On stał pod drzewem, przypominając ojca wszelkich nieszczęść każdym swoim kawałkiem. Jaskółka wysłała niedźwiedziowym źrenicom szybkie spojrzenie, jarkie, niecierpliwe i ... łagodne. Nie potrafiła czuć do niego gniewu... On jednak zachwywał się , jakby tego oczekiwał...
Nie żałuję, że spędziłam zimę w ludzkiej skórze... Chce, żebyś o tym wiedział. W ciągu tego czasu poznałam rozkosz chodzenia na silnych nogach, zbliżyłam się do Czarnego Jaskólca..
To Darbóg – mruknął Niedźwiedź
Wiem.- ucięła Jaskółka -Wiem, że to Darbóg, Swiętoborze...-dodała łagodniej, natychmiast odwracając wzrok na powrót ku widnokrężu - Darował mi twoje ciepło, którego masz wiele, masz go nawet za wiele- dodała z czułością, a on zapragnął by zleciała ku niemu i wydziobała mu oczy.
Paciorki oczu jej spoczęły znów w miejscu, gdzie szarawe chmury walczyły z niebieszczyzną, zamieniając się nad ich głowami w skłębione wełnowie. Zrobiło się zimniej i zamiotło krótkowiecznym śnieżykiem. Oboje zmrużyli oczy. Jaskółka nastroszyła się odruchowo.
Niedźwiedź ryknął cicho , sam dla siebie, nawet nie chciał, by był to ryk. Nie umiał jen inaczej, nie potrafił... Rarkot ozwal się z jego gardzieli, brzmiąc jak chrobot kamienia..
Oderwał wzrok od ptaszki, tracąc nadzieję na jakakolwiek reakcję... Choćby najgorsza bylaby ulgą...
Pamiętał krew na swoich dziąsłach, pamiętał widok siebie z ostrzem w dloni oddzielającego mięso od skóry i jej ludzki wzrok, spoglądający na niego, szeroko rozwarty...
Darbóg tłumaczył mu - "nie zabieraj jej w bór ze sobą, nie zabijaj przy niej... nie ukazuj zębów, nie wdawaj się w walki" .
Nie chciał, nie ciągnął jej ze sobą, ale przecie mówił jej, że jest zabójcą, że tym jednym pozostanie do śmierci.
Nie wiedział jak nadeszła, skąd przybiegła , ze swoim pełnym szczebiotu śmiechem, wypadła z rozbiegu, objuczona chrustem i wycierając zasmarkany nosek rękawem, na swoich ludzkich, cudnych nogach.
Do dziś pamiętał jak zamarła. Jak długo milczała. I co powiedziała po milczeniu cięższym od lodu.
- Przecież mówiłeś. Wiem. Ja rozumiem.-
Teraz skrzydła drżały jej do lotu i pazurki niecierpliwie ściskały witkę... Nikt nie był w stanie usiąść na czymś tak cienkim tak dostojnie i wdzięcznie... Ale jej oczy były tymi oczami dziewczyny, która środ ośnieżonych jeżyn i cichego jak futro lasu powiedziała , że przecież rozumie...
****