Joanna
Karp
Junior Product
Manager / blogerka
Temat: Przytulisko dla psów w Rachowie Starym - moje wrażenie z...
W poprzedni weekend wybrałam się z koleżankami do przytuliska dla psów. Zawsze bałam się jechać w takie miejsce, ale wiedziałam, że w końcu ten moment nastąpi. Co poczułam, gdy tam weszłam?Oto nagranie, które zaczęłam kręcić od momentu przekroczenia progu przytuliska. Byłam w tak dużych emocjach, że wolałam nagrywać, niż robić zdjęcia. Łzy same ciekły po policzkach i ostatkami sił powstrzymałysmy sie z dziewczynami, by się zwyczajnie nie rozpłakać...
http://www.youtube.com/watch?v=zkZJL7VOoVg
Wzruszyłyśmy się nie dlatego, że psy były zaniedbane czy chore. Tu akurat o tym nie ma mowy - pieski są dobrze wykarmione (niektóre nawet lekko zapasione), mają wodę, swoje towarzystwo, budę, kojec... Wzruszenie jednak pojawiło się podczas ogromengo jazgotu, gdy zdałysmy sobie sprawę, że te psy szczekają na nas, by zwrócić na siebie uwagę. Byśmy na sekundkę spojrzały, bysmy podeszły bliżej! To nie było szczekanie wywołane agresją. To było błaganie o sekundę atencji, o odrobinkę kontaktu...
Na filmie zauważycie, że gdy podchodziłyśmy do boksu i przykładałyśmy dłoń, to każdy z tych piesków obdarowywał ją obfitymi całusami. Nie znały nas, nie wiedziały po co przyjechałyśmy - ale ich pragnienie kontaktu z człowiekiem (nawet obcym) było ogromne. Ufały, że nie zrobimy im krzywdy, a jedynie podrapiemy za uszkiem, pogłaszczemy...
139 pieskami w Rachowie Starym opiekują się zaledwie 2 osoby. Od lat pieski te nie wychodzą z boksów. Kiedyś, do przytuliska przyjeżdżali wolontariusze i co jakiś czas zabierali jakiegoś szczęściarza na krótki spacer. Jednak dawno już nikogo nie było. Może dlatego, że miejsce to jest oddalone od większych miast i od przystanku autobusowego. Nie wiadomo. Jednak opiekunowie tych zwierząt nie narzekają, ciężko przy nich pracują ciesząc się, jeśli ktoś sobie o nich przypmni i ich wspomoże. Bo przecież to nie schronisko, gmina nie pomaga...
Dlaczego w ogóle się tam wybrałysmy?
Jakiś czas temu półtoraroczny synek mojej kolezanki Karoliny bawił się pilotem i niechcący przełączył na Polsat, gdzie w programie "Interwencja" była powtórka reportażu o kobiecie, która po śmierci swojej mamy odziedziczyła... 200 psów zebranych w przytulisku na wsi. Renata Olszewska zostawiła wszystko, co miała w mieście i ze swoim partnerem Waldemarem wyprowadziła się do psów mamy, by dalej się nimi zajmować.
Całą historię możecie poznać w reportażu "Karmi 200 psów - gmina nie pomoże!"
Karolina po obejrzeniu programu była bardzo poruszona i odnalazła kontakt do pani Renaty w Internecie. Zadzwoniła i rozmawiały przeszło godzinę. Razem z inną koleżanką, Pauliną wpadły na pomysł, by zrobić zbiórkę wśród znajomych i pojechać tam z darami.
Ja dowiedziałam się o całej akcji z postu Karoliny na Faceboku i postanowiłam się przyłączyć.
Dziewczynom udało się zebrać pieniążki na ponad 200 kg pożywienia, głównie konserw i makaron, gdyż pani Renata psom gotuje (!). W przytulisku większość piesków jest stara lub chora i często nie radzą sobie z suchą karmą.
Dla mnie był to szok, bo mnie dla swoich dwóch suk nie chciało się codziennie gotować, a co dopiero dla 200?!
Przy okazji naszej wizyty pojawił się takze dziennikarz z "Kuriera Lubelskiego", pan Artur Borkowski, z którym długo rozmawiałysmy na temat przytuliska i jego przyszłości. Pani Renata i pan Waldemar to osoby bezrobotne, bez prawa do zasiłku. Przytulisku nikt nie pomaga, gmina umywa ręce. Nie mają nawet konta bankowego, by wpłacać pieniążki, gdyż nie jest to żadna ofcjalna fundacja ani zarejstrowana działalność.
Pan Artur był tam już trzydziesty raz. Zawsze też coś przywozi. Są dwie szkoły regularnie organizujące zbórki. Od czasu do czasu osoby takie jak my z koleżankami. Kiedyś byli wolontariusze.
Ale co będzie, jak nagle nikt nic nie będzie dawał? Co, jak wszyscy zapomną i zajmą się swoimi sprawami?
Wejdźcie na blog i przyłączcie się do akcji, którą planuję tamzrobić ;)
Na zachętę wesoła i nieśmiała Bulinka z siostrami :)
http://www.youtube.com/watch?v=VqEfjNtGOig