Temat: Testy
Dostałam w tym tygodniu od Rafała wielką kopertę pełną zapachowych (i nie tylko) gadżetów. Otwieranie takiego "jajka z niespodzianką" to jest frajda! No i jakoś tak jest, że z próbek otrzymanych szybciej się robi użytek niż z tych kupionych osobiście. A może tylko ja tak mam? Dzięki, Raf!
Iris Poudre Frederic Malle
Jestem rozdarta. Początek te perfumy mają kakofoniczny; w otwarciu pachną jak nałożone na siebie dwie, zgoła różne, kompozycje; coś jak wcale nie pudrowy, a raczej aldehydowy, nieco rozwodniony vintage killer w typie piątki Chanel zapsikany jakąś owocową, par excellence, lurą. Z czasem te dwie perfumowe warstwy jakoś się do siebie zbliżają, przenikają, przeistaczają, najpierw pachnąc tak jak pachniałaby "Być może", gdyby były świetnymi, markowymi perfumami, a w końcu dając piękny, łagodny, szlachetny finał w bazie. Niestety, zapach jest tak nietrwały i bliskoskórny, że cena za niego wydaje się zupełnie nieadekwatna.
Dans Tes Bras Frederic Malle
To ci dziwoląg. W otwarciu ewidentnie czuję mieszankę wychłodzonych, gorzkawych płatków chryzantem z czymś odurzająco słodkim; to pewnie wymieniony wśród nut heliotrop. Według mnie to się dobrze nie łączy. Potem robi się jakoś ziemiście i lesiście, a potem wszystko szybko znika, zostawiając po sobie zaledwie jakiś cień zapachu. Zastanawiam się, czy to ze mną jest coś nie tak, czy naprawdę Malle robi tak mało trwałe perfumy?
Devil in Disguise Mark Buxton
No niestety, o ile bardzo lubię zapach rabarbaru w naturze, o tyle rabarbarowi w perfumach mówię stanowcze "Nie". Zwłaszcza, że po rabarbarze nie dzieje się w tych perfumach Buxtona nic ciekawego.
Flame Inubi
W otwarciu zdecydowanie czuć w nich inspirację Angelem Muglera, ale mam zaskakujące wrażenie, że z czasem kompozycja dryfuje w stronę - o ile mnie zapachowa pamięć nie myli - Miracle od Lancome. Czyli od ziemistej karmelowatości do kwiatowości z wyraźnie wyczuwalną frezją. Dużo się tam dzieje; chyba za dużo.
Santal Blanc Serge Lutens
Otwarcie to charakterystyczna, lutensowa kompozycja nut, których nie umiem rozpoznać; wspólny mianownik wielu jego zapachów, który jest dla mnie zawsze bardzo trudny do przejścia. w Santal Blanc na szczęście rozmywa się on dość szybko, ustępując miejsca dość pikantnie przyprawionemu drzewu sandałowemu. Baza to przytulny, wygładzony, wygrzany i minimalnie słodki miks piżma z jakimiś przyprawami. Bardzo przyjemnie.