Marcin Nowak

Marcin Nowak Handel B2B

Temat: Inż. Maurycy Frydman i Nisargadatta Maharaj

Inż. Maurycy Frydman i Nisargadatta Maharaj

Autor: http://prognozy2030.salon24.pl/51975,inz-maurycy-frydm...

Podczas niedawnej wizyty Dalaj Lamy w naszym kraju zauważyłem [zob.: mój post z 6 grudnia ub. roku: Wanda Dynowska i Maurycy Frydman twórcy Biblioteki Polsko-Indyjskiej] że Dalaj Lama kilka razy powiedział publicznie o dwóch osobach z Polski starszych od niego wiekiem, których poznał będąc już na emigracji w Indii. I dalej, że osoby te a zwłaszcza kobieta, która była dla niego jak matka – wywarły na niego duży wpływ. Dzięki tej kobiecie został zresztą wegetarianinem jak stwierdził: sam ten fakt świadczy o niebanalności tych dwojga Polaków, jeśli nie o czymś więcej. Dla mnie osobiście jest oczywiste, że byli nimi Wanda Dynowska – założycielka Biblioteki Polsko-Indyjskiej w Madrasie i inżynier Maurycy Frydman, który po śmierci W. Dynowskiej tę Bibliotekę prowadził. Piszę dzisiaj o M. Frydmanie i W. Dynowskiej dlatego, że miałem podsumować wizytę Dalaj Lamy pod kątem tego, czy ktoś wreszcie domyśli się co mówi otwartym tekstem do dziennikarzy i naukowców – to znaczy, czy ktoś spyta go wreszcie: „kim byli ci Polacy?”. Pytanie takie nie padło.

Skąd ten brak wiedzy o historii Polski, Tybetu i Indii?

W braku tego pytania, w nieobecności jego publicznego zafunkcjonowania w mediach i w społeczeństwie widzę jednak coś więcej niż tylko lekceważenie polskiej historii. Widzę też lekceważenie historii Tybetu i historii Indii. Właściwie lukę kulturowo-cywilizacyjną, którą jest brak wiedzy o historii Tybetu –mam tutaj na myśli fundamentalny fakt emigracji władz Tybetu do Indii, oraz brak wiedzy o Republice Indii z tamtego okresu, jak i obecnego. Wydaje się przecież oczywiste, że do środowiska Dalaj Lamy na politycznej emigracji w Indii osoby nie mające zaufania władz indyjskich nie mogłyby być dopuszczane ze względu na bezpieczeństwo jego osoby, politycznego wychodźcy. Więc Polacy ci musieli się cieszyć jakimś zaufaniem władz indyjskich od strony administracyjnej, i indyjskich gospodarzy Dalaj Lamy od strony politycznej. I tak było – byli współpracownikami Ghandiego, znali czołowych filozofów indyjskich jak Jiddhu Krishnamurtiego i Śri Ramana Maharisziego. Wiceprezydent Indii S.Radhakrisznan, wybitny historyk filozofii indyjskiej, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie napisał wstęp do polskiego tłumaczenia najsłynniejszego dzieła religijnego Indii „Bhagavad Gity”.

To chyba też bardzo dziwne, że tak wybitny gość w naszym kraju mówi, że kobieta, która wywarła na jego życie duży wpływ i była dla niego jak matka, była Polką. A nikt nie zapytał: „Wasza Świątobliwość, proszę mi wybaczyć, że nie znam tej Polki (jestem młody wiekiem, np. w przypadku dziennikarza, etc.,), gdyby Wasza Świątobliwość mógł kilka zdań więcej poświęcić tej osobie, tak ważnej w Pańskim życiu?”. Chociażby tak, lub używając innej retoryki - piszę przecież nie układając pytania dyplomatycznie.

Skąd w Polsce ten utopijny ahistoryczny obraz świata?

Skąd ten brak wiedzy o własnej historii, a co gorsza o historii Tybetu oraz o kulturze, nauce, filozofii i historii Indii? A nawet jakiś niezrozumiały ton lekceważenia? Widzę to wyraźnie gdy czytam polskie publikacje o międzynarodowym mieście budowanym pod egidą ONZ, w którego władzach zasiadają przedstawiciele UNESCO – mam na myśli Auroville w płd. Indiach. W iluś publikacjach wyczytałem, że projekt Auroville jest „utopią”. Tymczasem jest odwrotnie: miasto się rozwija a cele rozwoju ma ściśle zdefiniowane. Nic dziwnego: jego projekt podał jeden z najwybitniejszych indyjskich filozofów Śri Aurobindo Ghosh a rozwijała go po śmierci Aurobindo, po 1950 roku, jego towarzyszka życia Mira Richard, zwana Mother, Matka. Ciekawe, że w jego międzynarodowych wspólnotach nie ma ani jednego Polaka, Auroville nie ma też w Polsce swojego przedstawicielstwa, nie ma go też prestiżowe Towarzystwo Śri Aurobino Gosha mające siedzibę kilka mil od Auroville – w miejscu życia Aurobindo, w jego aszramie (wspólnocie uczniów) w Pondicherry. Zdaje się, że nie ma też oficjalnego oddziału Fundacji Jiddhu Krisznamurtiego – filozofa nadal wpływowego zwłaszcza w jego koncepcjach wychowawczych i edukacyjnych. Słowem: szczytowe osiągnięcia indyjskich myślicieli i ich obecne instytucjonalne kontynuacje – każde o globalnym wymiarze, prestiżowe i cenione w świecie – są w Polsce nieznane. Podany przeze mnie przykład nieobecności polskiej filozofii na Światowym Dniu Filozofii UNESCO w 2008 roku, w którym obrady rozpoczynały się w „Tagore Room” od nazwiska indyjskiego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury i filozofa Rabindranatha Tagorego – tę lukę kulturową między Polską a Indiami wydaje się zwiększać.

Czy są prace magisterskie na temat twórców i Biblioteki Polsko-Indyjskiej?

Tymczasem Wanda Dynowska i Maurycy Frydman są świetnymi przykładami na to, że jeszcze 35 lat temu luka ta nie była tak duża. Można ich przecież przypominać, nawet wznowić wydania Biblioteki. A ich życiorysy, dorobek naukowy, translatorski, organizacyjny, polityczny i wynalazczy są gotowymi materiałami na prace magisterskie – a łącznie na niezły doktorat. Cel tych prac byłby przede wszystkim naukowy – monografie, ale i edukacyjny – przedstawiający utworzenie Biblioteki i ich twórców, ludzi wybitnych, Polaków, którzy poświęcili swoje życie dla drugiej ojczyzny, ale i dla przetłumaczenia podstawowych dzieł indyjskiej cywilizacji na język polski. Innym celem tych prac byłby dialog Indii i Polski – dialog dwóch narodów, które były doświadczone brakiem niepodległości przez dwa wieki. Ale i dialog współczesnych Indii i współczesnej Polski. Sam wziąłbym się za taką monografię gdybym był w studenckim wieku. Temat wdzięczny, bohaterowie wspaniali, historia dziejąca się in statu nascendi, wielka Biblioteka, wielcy filozofowie, wielka literatura.

Maurycy Frydman odkrył dla wszystkich ludzi Nisargadattę Maharaja

Bloger MIMOCHODEM IV w grudniowej dyskusji pod moim postem przypomniał, że M. Frydman wydał drukiem dzieła (rozmowy) indyjskiego filozofa Śri Nisargadatty Maharaja. Tak było – to Frydman odkrył dla świata N. Maharaja i udostępnił jego myśl opartą na klasycznym rozumieniu filozofii indyjskiej: ta zawsze wynika z indywidualnej praktyki któregoś z licznych systemów Jogi, tak zwanej sadhany. Piszę to też, gdyż po wielogodzinnym surfowaniu w sieci, trafiłem na materiały dotyczące Indii i oglądałem na You Tube filmy o spacerach i rozmowach z Maharajem. Rozmowy są nie tłumaczone na język polski i przeciętny polski widz nie jest w stanie skojarzyć postaci N. Maharaja z M. Frydmanem. Ale i nie tylko polski widz. Stawiam te zdania bo wydaje mi się, że szczere zajmowanie się relacjami Polski i Indii wymaga oczyszczenia tej luki poznawczej – którą jak pustynnym piaskiem zawiały jakieś niedobre wiatry...

Pisząc o Polsce i Indiach trzeba pisać o ks. F. Tokarzu –prowadzącym przez całe lata katedrę filozofii indyjskiej i lektorat sanskrytu na KUL, prof.prof. Eugeniuszu Słuszkiewiczu, Schayerze, Gawrońskim – genialnym polskim lingwiście, Leonie Cyboranie, tłumaczach na polski wielu dzieł indyjskiej cywilizacji, prof. Janie Kieniewiczu – nie będę wymieniał bo czasu by nie wystarczyło. Ale i o Galerii Nusantara w Warszawie i Krzysztofie Śliwińskim dzięki któremu ukazał się jeszcze jeden przekład Bhagavad Gity, o obecnych pracach w Uniwersytecie Jagiellońskim i Warszawskim. Ale i o Sławku Bubiczu dzięki któremu w Polsce mamy autoryzowanych nauczycieli hatha-jogi metodą Iynegara, też o Hare Kriszna Movement, którego bhaktowie przetłumaczyli na język polski dzieła wedyjskie i komentarze do nich twórcy Ruchu Hare Kriszna Śrila Prabhupady.

Ale jednocześnie nie zapominać o tych dwóch skromnych osobach, nie zabiegających o sławę, a pracujących z poświęceniem dla dobra i Indii i Polski. A Wanda Dynowska dodatkowo dla Tybetu – gdzie uczyła tybetańskie dzieci, i gdzie zmarła.

I kilka słów na koniec tego filozoficznego spaceru

Pozostało jeszcze pytanie – jakbym miał go bez przerwy w pamięci, spacerując w wyobraźni ulicami Kolkaty z Nisargadattą Maharajem, lub w ciepły pachnący kwiatami letni wieczór przechadzał się z Leonem Cyboranem po Lublinie pytając o przydechy w recytacji tekstów indyjskich – skąd wieje ten wiatr pustynny? I zasypuje wyraźne ślady pozostawione przez naszych rodaków a ludzi wybitnych na ziemiach wielu państw? Ostatnio przeczytałem na blogu jednego z amerykańskich profesorów polskiego pochodzenia, że z amerykańskich podręczników historii usunięto nazwiska Tadeusza Kościuszki i Kazimierza Pułaskiego. Mimo, że w wydanej w Polsce kilkutomowej historii USA naliczyłem się o nich aż dwa zdania...A Francis Fukuyama, nadal liczący się politolog amerykański, w swojej klasycznej pozycji „Koniec historii” twierdzi, że upadek komunizmu zaczął się od zburzenia berlińskiego muru – na dodatek z inspiracji Stanów Zjednoczonych Ameryki, a nie w Polsce od uderzenia w komunizm przez Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”.

Skąd wieje ten wiatr naszej nieobecności...

http://prognozy2030.salon24.pl/51975,inz-maurycy-frydm...