Temat: stracić siebie...
Agnieszka A.:
no tom namieszała z tym edytowaniem tekstu, które trwało chyba z pól godziny.. ;-) teraz masz długą lekturę od początku...
za namiary na ksiedza bardzo dziękuje.. kto wie, może skorzystam... mam ten etap wprawdzie za sobą (szukanie duchowego przewodnika zakończyło się rozczarowaniem), ale czasami tego żąłuję... a mądrych ludzi i dobrych nigdy w okół nas nie dość :-)
telefon wyslę Ci na PW...
wierze w bezradność, bełkot - to równiez część naszej osobowości - tak uważam...
ŻYCIE, jakie było, jakie jest TRZEBA PRZEŻYĆ, jesli mamy wpływ na nie to możemy je kontrolować, upiekszać, ułatwiać, komplikować itp... pozornie, ale i prawdziwie... bo to zalezy z kim się jest, co się ma i jakim się jest człowiekiem...
Jeżeli jesteśmy skazani na kogoś, to uważam, że jesli umysł jest zdrowy i racjonalny to obawiam się, że niejedną noc, chwilę (osoba żałowała, że jest jak jest, że przewyła, przeklnęła itp.) i to naturalne jest - na to MY opiekunowie wpływu nie mamy...
Jeśli umysł nie dizała racjonalnie to dzieciaki żyją chwilą, TU i TERAZ... no i oczywiście nacisk na przeszłość, zycie wspomnieniami, wybiurcze radości i zadziej smutki...
Do NAS nalezy to, żeby pomóc przeżyć, ułatwić komunikację, podać szklankę wody, umyć tyłek, poprawic czapkę... Agnieszko, nic więcej zrobić nie mozemy, zastanawianie się głębsze nad umysłem (no w moim przypadku podopiecznych) nie przynosi niczego, bo jezeli z daną osobą jestes 24 na dobę to rozumiesz każdy gest, kazde słowo, każdy bełkot i każde spojrzenie...
Może nalezy pozostawić odpowiedzi na te pytania jako resztkę godności, prywatności i odrębności... chociazby tyle... Co Ty na to ??