konto usunięte

Temat: Przesądy marynarskie

Dziś w świecie techniki i nauki z przymrużeniem oka możemy spoglądać na dawne zabobony. A jednak coś w tym jest. Czy tylko siła wiary powodowała przykre zdarzenia, gdy marynarze nie przestrzegali ustalonych zasad?

Czy na prawdę możemy przywołać wiatr, wyrzucając za burtę krzesło, czy lornetkę? Czy widok kobiety z wiadrem, lub wypłynięcie w piątek może sprawić jakiekolwiek niepowodzenie? Czy zapalenie papierosa od świeczki może sprawić śmierć marynarza - z całą pewnością może wywołać awanturę w barze :)
Były przypadki zapowiedzi: "krew na pokładzie", gdy linka obcięła flagę. Nawet ściągano wówczas egzorcystów, ale nigdy nie udało się uniknąć zdarzenia ("Kapitan Kapitanów" - Marek Koszur).

Pisanie w czasie nawigacji pod żaglami, miało sprawić złą pogodę.

Ognie świętego Elma - zwykłe wyładowania elektryczne, czy faktycznie udział mocy nadprzyrodzonych?

Pewne zasady stawały się dostępne dla marynarzy po opłynięciu Przylądka Horn. Tym, którzy tego dokonali wolno było gwizdać na pokładzie...

konto usunięte

Temat: Przesądy marynarskie

To oczywiście bzdury, ale takie dziwne bzdury, które mają to do siebie, że mogą stać się prawdą.
Ostatnio jechaliśmy samochodem i czarny kot, czarny jak smoła, przebiegł nam drogę za Jabłonną w stronę Warszawy. Mieliśmy ubaw. Obśmialiśmy sprawę i kota, możliwość wypadku, a raczej brak takiej możliwości.
Nie zatrzymywaliśmy się raptownie, tak by ktoś inny przejechał przed nami i go spotkało /zło/. Nie rozmyślaliśmy o tym czarnym kocie i jego sile sprowadzania kłopotów, tylko o tym, dokąd jedziemy i że jesteśmy razem, i że chcemy szybko dojechać. Oczywiście nic się nie stało… i to właśnie jest normalne.
Jak przechodzi mi drogę kot, nawet czarny, to jest to tylko kot /dla mnie/ i nigdy nie zmieniam drogi, i też nigdy dotąd nie miałem następstw takich zdarzeń, ale ich nie szukałem, nie dopatrywałem się, nie oczekiwałem. Daty są tylko datami. Choć nie zawsze, czyjeś urodziny, to może być jednak wyjątkowa data, czas na wyjątkowe zdarzenia, na coś nie przewidzianego. Wiecie, o czym myślę? To my nadajemy pewnym datom ich wyjątkowość, swoją wiarą i od nas, i naszego działania zależy w dużej mierze czy to się spełni.

Nie wierzę w duchy, choć mogą istnieć, wampiry i takie tam. Mimo to w literaturze jak o tym czytam to działa to na mnie, czy jak oglądam horror. Trzaśniecie drzwiami, a tam… właśnie kotek, ale atmosfera strachu powoduje, że oczekiwaliśmy czegoś innego i potem tak się zdarzy. Zawsze na początku dają fikcyjne zdarzenie, by podnieść samo napięcie.

Wiara w koty, przepowiednie, duchy i np. chuchy, odbiera siłę i powoduje, że świat staje się bardziej niezrozumiały i możliwie lepszy, ale faktycznie straszny. Stąd opowieści z duchami tak działają.
Z domu wynosimy często przesądy, nie prawdy, czasem są to przesądy związane z wykonywaniem pracy, a inni wynoszą z domu rozsądek, czy wyuczone umiejętności potrzebne do życia w tym świecie, ale to się zdarza rzadziej. A życie jest naprawdę proste. Byłem na cmentarzu o północy z przyjaciółmi i co. Nic. Ale widziałem coś innego, ważnego o czym moooże nie zdajecie sobie sprawy? Ja nie zdawałem sobie sprawy. Szliśmy nocą przez ciemne wyludnione miasteczko, bez latarni, bez nowych domów. Okna ciemne, świecą się w oknach tylko telewizory. I to było dziwne, bo świeciły się najczęściej czarno białe. Jeszcze dwadzieścia lat po socjalizmie. Bieda. Potem doszliśmy do cmentarza, bramka była otwarta, weszliśmy. Kaplica była zamknięta, schowek na narzędzia też… cisza i my zakłócający ją. Ale to było dziwne. Dwadzieścia lat po komunizmie, czarno białe telewizory, bieda, której sobie nie uświadamiamy. Dużo rzeczy sobie nie uświadamiamy i dużo kłamstw nam się wmawia, w które wierzymy oglądając np. telewizję. I takie spotkanie nocą z rzeczywistością, odświeża umysł.

konto usunięte

Temat: Przesądy marynarskie

Chyba najpoważniejszy człowiek na świecie, jeden z moich idoli Konstanty Maciejewicz, ów właśnie "Kapitan Kapitanów" robił różne rzeczy, które przynosiły efekty. Zacytuje tu fragment książki Marka Koszura "Kapitan Kapitanów":

Pewnego pogodnego i bezwietrznego dnia Maciejewicz postanowił pożeglować z Gdyni do Sopotu. Zabrał ze sobą Paszyńskiego.
- Ależ panie kapitanie, wiatru za grosz! Jak będziemy żeglować?
- Nie martwcie się, wsiadajcie i odbijajcie - zawołał Maciejewicz.
Jacht wolno odszedł od mola, na zaledwie kilka metrów. Biały żagiel zwisał na maszcie. Najmniejszy powiew wiatru nie pojawił się w tym miejscu już od wielu godzin. „Macaj” podszedł jednak do masztu, przykucnął i zaczął go drapać czy też głaskać. Pogwizdywał przy tym i coś mruczał pod nosem. Nagle żagiel drgnął, a po chwili całkiem nieźle napęczniał chłodnym, orzeźwiającym wiatrem.
Nie wierzyłem własnym oczom - wspomina J. Paszyński. - Ale to prawda. Przybyliśmy do Sopotu. „Macaj” wyskoczył na molo, gdzie zawsze było pełno wczasowiczów. Żaglówka w owym czasie wzbudzała duże zainteresowanie. Jeśli gdzieś pływaliśmy, to w oczekiwaniu na kapitana zabieraliśmy na krótkie przejażdżki po morzu atrakcyjne wczasowiczki. Ot, takie szpanowanie - jak dziś się to określa. „Macaj” powiedział, że wróci za dwie godziny i zezwolił mi na kilka „pozaregulaminowych” rejsów. Panie, gdy tylko usłyszały te słowa, jedna przez drugą wskakiwały do jachtu. Oddałem cumy i dumny, że patrzy na mnie tyle pełnych podziwu oczu siadłem przy sterze. Razem ze mną siadł... wiatr. Przez cale dwie godziny nie dmuchnęło ani razu! Kiwaliśmy się, jakby to była balia, a nie jednostka zdolna do morskiej żeglugi. Boże, jaki ja byłem wściekły! Po dwóch godzinach przyszedł Maciejewicz. Przeprosił panie, które siedziały w jachcie, a mnie posłał znaczące mrugnięcie okiem. No, pojeździł pan sobie? Wrzasnąłem, że nie, że nie było wiatru. Nie było? To niemożliwe - powiedział „Macaj” i uśmiechnął się rozbrajająco. Podszedł, jak poprzednio do masztu, odczynił swoje czary, i „chalera” - popłynęliśmy!

Czarny kot, jest tylko czarnym kotem :) A jednak pewne wydarzenia powodują, że trudno w nie nie uwierzyć. Gdy idę ulicą czasem mam wrażenie, że ktoś mi się przygląda i muszę odwrócić wzrok. Przecież czyjegoś wzroku na sobie nie czuje, a jednak coś każe mi się odwrócić...

konto usunięte

Temat: Przesądy marynarskie

„Znaczy, co to znaczy?” Aaaa "Znaczy kapitan" - Hii hii.

To mi przypomina dwie książki o tej samej tematyce i zdecydowanie poważne, jak wskazana przez Ciebie:
„Znaczy kapitan” i „Szaman morski” – Karola Olgierda Borchardta. Książki to poważna pigułka wiedzy o ludziach i morzu, i bardzo atrakcyjna pigułka.

W „Znaczy kapitan” opisuje kapitana Mamerta Stankiewicza, ten cudów nie czynił, był fachowcem i dzielił się swoją wiedzą z powagą.
W „Szamanie” pokazuje ten autor innego swego kapitana z transatlantyku "Kościuszki" Eustazego Borkowskiego. Ten mniej był kapitanem, a bardziej lubił zrobić sobą wrażenie.
W książce jest opisana scena jak uspokajał morze; ). Scena opisana przez uczestniczkę, wygląda tak: Fala za falą walą o pokład, woda się burzy i przelewa w kipieli piany i wypływa leniwie za burtę. Kapitan pyta się najładniejszej z nas czy z nim wyjdzie na dziób statku. Ta z obawą zgadza się. Kapitan czyni jakieś zaklęcia i fala zchodzi z pokładu. Powoli bierze dłoń kobiety i prowadzi ją na dziób statku, tam na chwilę stają i patrzą na wzburzone morze. Zastępca "boga" coś mamrocze, uspokajając morze. Fali na pokładzie ani śladu, a wokoło kipiel wzburzonej wody rzucającej statkiem. Kapitan odwraca się i powoli z maestrią odprowadza towarzyszącą mu panią na mostek. W chwili, gdy ona cała i zdrowa, i do tego sucha staje na mostku, przez pokład przelewa się wzburzona fala. Noo cud. To samo opisał autor, ale on wiedział, że „Kościuszko” tak ma, że co którąś falę bierze pod siebie i że należało tylko wyczekać na tę właściwą. A kapitan czekając, by podnieść napięcie, uspokajał morze, ale ten captain miał i inne chwyty, by wzbudzić podziw do swoich umiejętności, noo u laików nie obeznanych z morzem.
Tu, te zdarzenie opisane przez Ciebie, dla laika może być cudem, dla osób obytych trochę z morzem, czy jeziorem to może nie być cud. Czasem widać niewielkie zmarszczenia na wodzie, jak im się przyjrzeć, to z nimi idzie wiatr i można wcześniej nastawić żagiel pod takie niespodziewane dmuchnięcia lub tam skierować żaglówkę by chwyciła trochę ciągu. W szybownictwie jest nawet poważniej, można wyczuć, domyślić się istnienia kominów wznoszących, bo las, bo coś, bo ptak tam szybuje i nie rusza skrzydłami. Tu też captain mógł przejrzeć pogodę, zobaczyć skąd wieje, jak słabo i że są to powtarzające się podmuchy utrzymujące się na jakiś czas, i czarował..

konto usunięte

Temat: Przesądy marynarskie

To prawda, jednak Maciejewicz też był poważnym człowiekiem :) Jednak spotkałem się z przypadkiem, gdy wybuchła awantura w barze, jak facet sobie od świeczki papierosa przypalił.
Napisałem takie opowiadanie, gdzie użyłem kilku właśnie przesądów marynarskich, a Krzysztof Baranowski nazwał je makabrycznym, bo w efekcie jest zapowiedziana "krew na pokładzie". Właśnie wśród nich jest pisanie w czasie żeglowania, wyjście w morze w piątek, gdy obok przechodziła kobieta z wiadrem :)



Wyślij zaproszenie do