Temat: Przesądy marynarskie
To oczywiście bzdury, ale takie dziwne bzdury, które mają to do siebie, że mogą stać się prawdą.
Ostatnio jechaliśmy samochodem i czarny kot, czarny jak smoła, przebiegł nam drogę za Jabłonną w stronę Warszawy. Mieliśmy ubaw. Obśmialiśmy sprawę i kota, możliwość wypadku, a raczej brak takiej możliwości.
Nie zatrzymywaliśmy się raptownie, tak by ktoś inny przejechał przed nami i go spotkało /zło/. Nie rozmyślaliśmy o tym czarnym kocie i jego sile sprowadzania kłopotów, tylko o tym, dokąd jedziemy i że jesteśmy razem, i że chcemy szybko dojechać. Oczywiście nic się nie stało… i to właśnie jest normalne.
Jak przechodzi mi drogę kot, nawet czarny, to jest to tylko kot /dla mnie/ i nigdy nie zmieniam drogi, i też nigdy dotąd nie miałem następstw takich zdarzeń, ale ich nie szukałem, nie dopatrywałem się, nie oczekiwałem. Daty są tylko datami. Choć nie zawsze, czyjeś urodziny, to może być jednak wyjątkowa data, czas na wyjątkowe zdarzenia, na coś nie przewidzianego. Wiecie, o czym myślę? To my nadajemy pewnym datom ich wyjątkowość, swoją wiarą i od nas, i naszego działania zależy w dużej mierze czy to się spełni.
Nie wierzę w duchy, choć mogą istnieć, wampiry i takie tam. Mimo to w literaturze jak o tym czytam to działa to na mnie, czy jak oglądam horror. Trzaśniecie drzwiami, a tam… właśnie kotek, ale atmosfera strachu powoduje, że oczekiwaliśmy czegoś innego i potem tak się zdarzy. Zawsze na początku dają fikcyjne zdarzenie, by podnieść samo napięcie.
Wiara w koty, przepowiednie, duchy i np. chuchy, odbiera siłę i powoduje, że świat staje się bardziej niezrozumiały i możliwie lepszy, ale faktycznie straszny. Stąd opowieści z duchami tak działają.
Z domu wynosimy często przesądy, nie prawdy, czasem są to przesądy związane z wykonywaniem pracy, a inni wynoszą z domu rozsądek, czy wyuczone umiejętności potrzebne do życia w tym świecie, ale to się zdarza rzadziej. A życie jest naprawdę proste. Byłem na cmentarzu o północy z przyjaciółmi i co. Nic. Ale widziałem coś innego, ważnego o czym moooże nie zdajecie sobie sprawy? Ja nie zdawałem sobie sprawy. Szliśmy nocą przez ciemne wyludnione miasteczko, bez latarni, bez nowych domów. Okna ciemne, świecą się w oknach tylko telewizory. I to było dziwne, bo świeciły się najczęściej czarno białe. Jeszcze dwadzieścia lat po socjalizmie. Bieda. Potem doszliśmy do cmentarza, bramka była otwarta, weszliśmy. Kaplica była zamknięta, schowek na narzędzia też… cisza i my zakłócający ją. Ale to było dziwne. Dwadzieścia lat po komunizmie, czarno białe telewizory, bieda, której sobie nie uświadamiamy. Dużo rzeczy sobie nie uświadamiamy i dużo kłamstw nam się wmawia, w które wierzymy oglądając np. telewizję. I takie spotkanie nocą z rzeczywistością, odświeża umysł.