Temat: Nurkowanie w Meksyku
Od 20 do 31-01-2016 r. byłam z klubem z Polski (17 osób) w Playa del Carmen w Meksyku na nurkowaniu. Chciałam uprzedzić przed niekompetencjami i całkowitym brakiem profesjonalizmu tej bazy. Są nieprzygotowani do jednorazowego przyjęcia tak dużej liczby nurków, mają braki sprzętowe, nie dbają o prywatny sprzęt pozostawiony w bazie oraz podczas jego transferu, a na miejscu panuje ciasnota i bałagan. Każdego kolejnego dnia po nurkowaniach odbieraliśmy mokre, w ogóle niewysuszone śmierdzące pianki i buty. Wszędzie panował syf.
21.01 udaliśmy się do Scuba Playa, by zostawić tam sprzęt. Na miejscu zapanował totalny chaos. Brakowało wieszaków, skrzynek, miejsca. Nie to co, np. w Egipcie – każdy dostaje swoją oznakowaną skrzynkę. Tu sprzęt wkładaliśmy do prywatnych toreb IKEI przywiezionych z Polski, albo sprzęt dwóch osób do jednej skrzynki wyszarpanej komuś innemu.
22.01 mieliśmy dwa nurkowania z łodzi w Playa del Carmen. Oczywiście nikt z bazy nie przyjechał po nas do hotelu. Każdorazowo musieliśmy hotelowym autobusem jechać do centrum, a następnie pieszo ok. 30 min. maszerować do Scuba Playa. I znów zdziwienie – brakowało balastu, który skrzętnie nam wydzielano i imiennie przypisywano. Mało tego – my prosiliśmy o ołów w kg, a oni uparcie wydawali go nam w funtach. 1 kg=2,2 funta, a zatem prosząc o 10 kg ołowiu dostawaliśmy 10 funtów ołowiu, czyli 4,54 kg. Kolejny szok – kazano nam się ubrać w kompletny sprzęt prócz butli i odmaszerować do łodzi, które przypominały łupiny wielkości porządnego pontonu tzw. Zodiaka z Egiptu. Dwóm osobom nie udało się zejść pod wodę, gdyż dostały za mało balastu. Oczywiście Scuba Playa nie poczuła się do winy i nie oddała pieniędzy za nieodbytego nura.
Kolejna porażka organizacyjna, to dwa nurkowania z łodzi na Wyspie Cozumel 24.01. Tradycyjnie spakowaliśmy sprzęt do toreb z IKEI i naszych podróżnych walizek. Załadowaliśmy go na prześmiesznie małe riksze i modliliśmy się by z nich nie pospadał, bo jechał przytrzymywany jedynie krótkimi rączkami miejscowych rikszarzy. Potem pół godziny zajęło nam piesze dotarcie do przystani promowej. Oczywiście w załadunku sprzętu na część dziobową promu też nam nikt nie pomógł. Po dotarciu na Cozumel wyładowaliśmy sprzęt z promu i przenieśliśmy w miejsce, gdzie czekała na nas niewielka skorupa zwana łodzią. Stłoczonych jeden na drugim przetransportowano nas do bazy, gdzie sklarowaliśmy sprzęt przy odwiecznie towarzyszącej bitwie o ołów. By nie wałkować tematu kg-funty wyposażyliśmy się w wagę do kontroli ciężaru bagażu samolotowego i każdy z nas mozolnie sprawdzał wagę poszczególnych kafli, by znów nie powtórzył się incydent z niedoważeniem.
Na maleńkiej łodzi panowało piekło – 17 nurków klarowało sprzęt, depcząc sobie po płetwach, potykając się o leżące na dnie łodzi elementy uprzęży, podłączając puste, nieoznakowane w żaden sposób butle, itd. Połamano mi w tym chaosie maskę – oczywiście baza znów nie poczuła się do winy. Droga powrotna jeszcze bardziej dała nam w kość, gdyż mokre pianki i jackety dodały wagi bagażom.
28.01 po nurkowaniu w Cenote ANGELITA, załadowaliśmy sprzęt na pakę auta. Po dotarciu na kolejne miejsce nurkowe pianki na pace auta nie było. Zwiało ją, albo ukradziono. Nikt z bazy nie dociekał, nie przepraszał. Przepadły mi nurkowania w Cenote: GRANDE, THE PIT i TAJMA HA.
Baza nie tylko nie poczuła się do winy zgubienia mojej niezniszczonej zaledwie 2-letniej pianki wartej 800 zł, ale nawet nie zwróciła mi pieniędzy za nurkowania, które przepadły. Nie miałam w czym nurkować, gdyż baza nie posiadała pianek 5 mm na stanie. Żenada.
Co prawda na ich stronie internetowej widnieje wpis: „Zwycięzcy PADI Outstanding Achievement Award
PADI oraz Certyfikat Doskonałości 2015”, a także podają, że divemasterzy władają wieloma językami, ale z tego czego sami doświadczyliśmy, to władają aż dwoma językami: hiszpańskim i angielskim.
Zatem jeśli nie chcecie sobie zepsuć nurkowań w Meksyku, to nie korzystajcie z usług tej bazy. Lepiej zapłacić nieco więcej, ale mieć profesjonalną obsługę.
Anna.