Temat: Katastrofa prezydenckiego TU 154 - "Hyde-Park"
Dorian Ster:
[...]
Absolutnie zgoda! Ale nie można również na siłę forsować argumentów o zamachu bo nic na ten moment za tym nie przemawia
Nie mam zamiaru forsować żadnej teorii o zamachu, i tego nie robię!
W swojej wypowiedzi prowokując staram się wam pokazać bolesne realia.
Tak na marginesie , dziwne ruchy wykonuje nasz MSZ, a raczej ich nie wykonuje...
Co do tezy o zamachu, to nie chodzi o to, by ją forsować, albo nie, tylko by jej z powodów bliżej nieznanych nie odrzucać a priori.
O ile się nie mylę, żadne dowody nie wykluczają zamachu, poza użyciem materiałów wybuchowych, bo tych śladu nie stwierdzono (tako twierdzi MAK). Ale już wprowadzenie w błąd załogi, co do miejsca w którym się znajduje, przy jednoczesnym zablokowaniu steru wysokości nie jest niewykonalne. Inaczej trudno zrozumieć, jak to się stało, że pilot, jakby nie patrzeć zawodowiec, po prostu popełnił samobójstwo schodząc bardzo stromo kilometr z okładem od pasa. Niezrozumiałe jest, co się stało w samolocie po słowie "odchodzimy" na wysokości zdaje się 90 metrów. Oczywiście niezrozumiałe dla mnie, bo się na lotnictwie nie znam, dla pp. Iwankiewicza i Zaparki są to kwestie trywialne, ale oni ku mojemu żalowi zamiast w krótkich lotniczych słowach wyjaśnić, co się stało, ograniczają się do pieprzenia w bambus o braku asertywnosci pilotów, kompleksie Napoleona i ogólnej głupocie PiS.
Kolejną kwestią, którą mi - laikowi - trudno zrozumiec, jest doszczętne roztrzaskanie się samolotu. Jesli spadł lecąc wolno (końcu podchodził do lądowania) i do tego obniżając się wprawdzie stromo, jak na lądowanie, ale jednak łagodnie jak na spadek (ok 20 m/s przy szybkości ok 90 m/s - jeśli dobrze liczę to pod katem jakichś 10 stopni.) to dlaczego się rozstrzaskał na drobne kawałki? OK. Samoloty są dość delikatnymi konstrukcjami, ale mimo wszystko - tak wygądały szczątki Boeinga, który spadł na Lockerbie z wysokości rejsowej. Tłumaczenie o tym, że odwrócił się na plecy i uderzył o ziemię delikatną górną częścią kadłuba wbrew pozorom nie wyjaśnia sprawy, a nawet czyni ją bardziej tajemniczą (proszę traktować mnie z wyrozumieniem, ja przecież nie mam pojęcia o lotnictwie): skoro tak było, to dlaczego kadłub się rozleciał na kawałki? Tak na zdrowy rozum powinno się to skończyć zmiażdżeniem o ziemię góry kadłuba, oczywiście śmiercią pasażerów, ale dół - znacznie mocniejszy - powinien zostać, tak mi się wydaje - w jednym kawałku.
No i jeszcze jedno: jeśli samolot wylądował na plecach, to dlaczego kadłub, gondole silników i w ogóle elementy, które są na górze są czyste, a koła pokryte są błotem? To widać na filmach z miejsca katastrofy.
No i filmy na których słychać strzały... Jak to wytłumaczyć?