Temat: Katastrofa prezydenckiego TU 154
Grzegorz B.:
Kamil Iwankiewicz:
A ja zawsze myslalem ze jak taws drze sie pull up!!to sie to robi.
Widac we wojsku inaczej ucza.
To mnie właśnie zastanawia. Kompletny brak reakcji. Właściwie wygląda to tak, jakby dopiero uderzenie w drzewo obudziło załogę. Ciekawe jest to, że kapitan nie odezwał się ani słowem przez ostatnie 30 sekund. Krytyczne 30 sekund.
Ktoś wierzy, że jest to wersja 100% nieocenzurowana?
A jesteście pewni, że nie było reakcji załogi? Że świadomie olali TAWS?
Odkąd na początku śledztwa podali informację, że pilot zgłosił próbę podejścia dla rozpoznania warunków bojem, uczepiłam się tego jak rzep psiego ogona. I z całą naiwnością czekam na potwierdzenie "próby", a nie lądowania na siłę. Bo nie chce mi się myśleć, że jeden, czy dwóch facetów, zaszarżowało życiem setki ludzi z powodu zbytniej pewności siebie, albo nawet w poczuciu presji, czy bezpośrednich nacisków. Wg mnie próbowali - a potem się coś zrypało.
Oczywiście moja teoria jest czysto życzeniowa, ale czytając stenogram, nadal nie widzę podstaw do wyrokowania o świadomej winie pilotów. Wystarczy nieco inny rozkład akcentów:
- schodzą do swoich 100 metrów i szukają pasa
- przed chwilą dostali komunikat z wieży, że kurs i ścieżka ok, a 2-gi potwierdza "w normie"
- z rozpędu schodzą jeszcze 20-cia i tutaj nakładają się: kolejny alarm TAWS, komunikat nawigatora "80" i komenda 2-giego "odchodzimy", po chwili dołącza alarm "wysokość niebezpieczna"
- 1-y podrywa maszynę, ale mając konfigurację do lądowania (mała prędkość, podwozie, trymer, klapy) zamiast wyrównać i rozpędzić - atakowany alarmami nerwowo podciąga nos, być może z opóźnieniem daje moc - i cała siła nośna idzie się trącać
- samolot przepada, a nawigator wcale nie odlicza spokojnego zniżania, ale rejestruje utracone metry, podczas, gdy ciężka krowa wcale nie chce się podnieść
- 1-y się nie odzywa, bo zaciskając zęby rwie wolant walcząc o jakiś ruch w górę, 2-gi pewnie też, bo nie słychać go aż do ostatnich sekund
- kiedy tupolew reaguje i zaczyna nabór - jest już za późno, bo drzewo wali w skrzydło.
Kiedy komisja podawała, że załoga wiedziała, że spadają - myślicie, że chodziło o ostatnie 2 sekundy między pierwszym i ostatnim bluzgiem? Ja sądzę, że walczyli od 80 metrów, a jedynie na papierze to brzmi tak spokojnie. Spójrzcie na rozkład czasu pomiędzy wysokościami: 80 -> (szarpnięcie wolantu, chwila oczekiwania...) -> i opadanie od 60-ciu w dół. Od 50-ciu maszyna zwalnia, pewnie się prostuje, a potem znowu spada - być może pilot wyczuł szansę i niepotrzebnie jeszcze raz podciągnął.
Może moja teoria jest kompletnie dziecinna. Nie mam też pojęcia o charakterystyce lotnej tutki, ale skoro nawet piloci nie ćwiczyli takich sytuacji na symulatorze, to być może też nie wiedzieli jak się samolot zachowa, jakie będzie miał opóźnienie, jakie skutki może mieć poderwanie nad "dziurą" wąwozu. Dopóki nie połączą nagrań z kabiny z parametrami lotu - interpretacje są wg mnie przedwczesne.