Temat: Proste pytanie do wszytkich w tej grupie
Zbigniew Banaśkiewicz:
Ireneusz P.:
Zbigniew Banaśkiewicz:
Ta wymiana zdań zaczyna być bardzo interesując. Aż miło się robi.
Powinno. Niemniej w obecnych czasach szybkość wprowadzania i czas życia produktów bywa tak krótki, że zanim skończy się wdrażanie to już są one przestarzałe i są zastępowane nowymi, będącymi jeszcze w fazie wdrożenia rzecz jasna :-)
A nawet bardzo dobre i dopracowane w szczegółach produkty wymagają modyfikacji, modernizacji, pojawia się konieczność zastosowania tańszych materiałów i komponentów ze względu na erozję cen, itd, itp...
Jak mówimy o elektronice użytkowej. Przyznaje to jest naprawdę łamanie głowy w tym obszarze.
Ledwo zaczyna coś człowiek produkować to już jest stare.
Uważam, że firmy się zapędziły tu w kanał, ale to na inną dyskusje.
Moja specjalizacja po studiach to projektowanie linii produkcyjnych i magazynów. Przez pewien czas byłem na drugim fakultecie projektowanie technologi wytwarzania. Stara szkoła mówi przewidzieć wszelkie mankamenty procesu przed jego wdrożeniem. Czyli i tak ta koncepcja ma silne korzenie produkcyjne i stosowanie jej po za produkcją może być nie efektywne.
Nie ma metodologii która pasuje do wszystkiego, zwłaszcza bez odpowiedniej adaptacji. I wszystko zgodnie z zasadą, do not be tool oriented, be problem oriented.
To oczywista oczywistość. Do czasu jak kroś stwierdzi, że przmałej modyfiakcji tool mam z noża scyzoryk szwajcarski. ;-) Ale wchodzimy w obszary abstrakcyje.
To jak operacje na żywym organizmie. Nie da się przetestować koncepcji bez wprowadzenia je w życie. To z tego powodu w UK wprowadza się jakąś innowację w życie. Ludzie na tym psy wieszają zastanawiają się kto mógł na ten pomysł wpaść. Jak już kierownictwo orientuje się, że nie działa koncepcja zmieniają ją na inną i znów czekają na wyniki.
To wygląda na przykład sytuacji gdy potrzeba elastyczności generuje zmienność i marnotrawstwo.
Bez myślenia ani rusz. Możesz mieć super tool, ale jak nie wiesz jak je użyć.
To nic dobrego nie zrobisz. Ten sam problem mam z użytkownikami ERP systemów.
6 sigma od początku zajmowała się jednym i drugim, bo produkty są nierozerwalnie związane z procesami które je wytwarzają. Jakość procesu jest tyle warta ile jakość produktu który wytwarza.
Tu też muszę Ci przyznać racje. Czyli na prosty rozum. Szukamy elementów w procesie wytwarzania które mogą lub są przyczyną defektu produktu gotowego.
W dużym uproszczeniu tak.
Dobrze, a w nie dużym uproszczeniu. A już mysłem, że udało mi się temat zamknąć w jednym zdaniu.
Lean już dla mnie jest bardziej spójną koncepcją/strategią. Ale używa bardzo abstrakcyjnego pojęcia jako celu.
Redukcja marnotrawstwa i poprawa elastyczności to abstrakcyjne pojęcia?
Redukcja marnotrawstwa potencjału ludzkiego. Dość abstrakcyjne. Redukcja marnotrawstwa materiałów. Nie abstrakcyjne. Czyli w zależności do czego odniesiesz.
Potencjał ludzki to w rachunku kosztów zasoby tak samo jak materiały czy środki trwałe. Jeżeli zajmuje się czynnościami non value added albo low value added, jest to całkiem nie abstrakcyjne marnotrawstwo.
Tu się nie zgodze. Jest to spłycenie tematu w zakresie potencjału ludzkiego.
Ale ciekawi mnie tu przykład takich czynności non value added albo low value added.
Jakbyś mógł podać po jednym przykładzie był bym wdzięczny na przykładzie procesu produkcyjnego.
Tak samo poprawa elastyczności. Przychodzę do klienta i mówię - Musi Pan poprawić elastyczność w firmie. A klient na to - co Pan rozumie przez elastyczność? Że ludzie mają mieć elastyczny czas pracy. Czy, że w ciągu godziny mam przezbroić produkcje? Panie, ale tego się nie da zrobić. Mam 10 maszyn CNC do przeprogamowani itd. Jestem przeciwny używaniu terminów, które u klient powodują co najmniej zakłopotanie. Czyli termin odnosi się do zbyt wielu aspektów działania firmy. Mówi wszytko i nic.
Jak mu pokażesz gdzie i ile traci na braku elastyczności, to zrozumie.
Uważaj, bo może się obrazić na Ciebie klient. Miałem taki przypadek. Ale nie chodziło o elastyczność, a o porządek w magazynie.
Być może to nie brakiem elastyczności trzeba się tam zająć w pierwszej kolejności. Tak to już jest, że jedyna naprawdę uniwersalna koncepcja na wszystko to "Panie, ale tego się nie da zrobić."
>
No brak wiary w cuda. Ale jaki i tak jako konsultant wyjdziesz z firmy wszytko powoli wróci na poprzednie tory. Tak czy siak z elastycznością też można przegiąć. Ale tu mnie naszło pytanie - to czym się różni TOC od 6sigma. Zaczynam sądzić, że obie koncepcje szukają tego samego. Znaleźć przyczynę problemu i ją zlikwidować. Tylko inna metodologia likwidacji przyczyny.
Używanie dział kosztuje ;-) I nie zawsze daje się je na czas podciągnąć.
Odpowiedź -logistyka. Zaplanowanie jak i jakimi środkami, przygotowanie, dostarczenie na miejsce i wykonanie planu zdobycia wzgórza. To nie problem z podciągnięciem dział jest, ale błędnego założenia, że działa będą w tym miejscu. Czyli złe zaplanowanie nie biorące pod uwagę uwarunkowań terenu w jakim będzie się działać.
Oczywiście. Niemniej miałem na myśli raczej konkretną sytuację taktyczną niż ogólne dobre praktyki planowania. W historii operacji wojskowych możesz znaleźć szereg przykładów kiedy obydwa podejścia okazywały się trafne lub błędne zależnie od sytuacji.
Czyli, co nadal po omacku? Atakujemy wzgórze. Z myślą, że się uda. Bez względu czy zaplanowałeś zdobycie wzgórza czy nie. Oczywiście są przykłady, że z z marszu bez planowania coś się udaje.
Na zasadzie chaotycznych działań przeciwnik wpada w osłupienie, gdy się kieruje wytrenowanymi schematami. Wojsku taktyka i przewidywania taktyki drugiej strony to podstawa, a bez rozeznania terenu to się nie da. Kłania się "Sztuka wojny" Sun Tzu.
Konkluzja 6 sigma to takie trenowanie na poligonie różnych wariantów i zachowań na zachowanie rynku. A potem na froncie coś się wywali i znów na poligon. Ale abstrakcja mi wyszła. Sam się z siebie się śmieje. :-)
No i odeszliśmy od tematu. Zamiast dążyć do jedno zdaniowego określenia celu w 6 sigma. Zaczynamy pisać książkę. Jedno co ciągle przewija się w naszej rozmowie to proces wytwarzani inaczej produkcja.