Temat: PKP porażka :(
PKP IR, czyli horror w „wesołych” bagniskach
Nie należę do osób, które często podróżują pociągami przez Polskę. Dwa, trzy razy do roku odbywam podróż z Krakowa do Warszawy lub z Krakowa do Gdańska, ale wtedy też wybieram InterCity wraz z miejscówką wykupioną od razu. Kosztuje mnie to dużo, ale jadę w ludzkich warunkach (mogę oddychać, mogę ruszać rękami i co należy do luksusu, znając polską kolej, to nawet mogę coś przeczytać, gdyż przynależy do mnie tyle miejsca, abym mogła rozłożyć książkę).
Jednak wczoraj, nie mając wyboru, musiałam wybrać pociąg z dwóch tańszych opcji, czyli albo InterRegio (IR) albo z Tanich Linii Kolejowych (TLK). Wydawało mi się, że wybrałam lepszy i odrobinę droższy wariat, czyli IR.
Ale się myliłam!!!!!!!!!!!!!!
Zacznę od samego początku, czyli od próby zakupienia biletu na dworcu Tarnów Mościce.
Budynek dworcowy Tarnów Mościce ma już swoje lata (1976 r.) i przypomina raczej zapomniany obiekt dawnej świetności niż miejsce, w którym może odbywać się ruch pasażerski. Wchodząc do środka tego starego, szarego, brudnego przeszklonego molocha czułam się jak w filmie, kiedy to bohater przekracza próg podejrzanej instytucji w wyludniałym miasteczku. W najdalszym rogu dworca, w wielkim oknie, siedzi starsza pani, która zapewne pracuje tu od dobrych 30 lat i jeszcze pamięta, jak tenże obiekt był ładny, pachnący oraz pełen ludzi. Starsza pani z niechęcią odsłania dziurę w okienku i na każde pytanie odpowiada z łaską oraz agresją (jak w filmach Stanisława Barei), zapominając, że czasy PRL-u skończyły się dawno temu.
Po tym pierwszym zetknięciu z PKP miałam dość i postanowiłam przejechać na Dworzec Główny w Tarnowie. Na miejscu nastąpiło pozytywne zaskoczenie, gdyż wygląd dworca w końcu przypominał cywilizowanie miejsce, a panie w kasie nie szczekały do pasażerów, tylko udzielały informacji w należyty sposób, choć - jak się okazało - na drugi dzień (już w czasie mojej podróży) nie udzielono mi pełnej informacji w kasie biletowej: nie zostałam powiadomiona, że IR ma również dwie klasy. Dlatego sprzedano mi od razu bilet na drugą klasę BEZ MIEJSCÓWEK?!
Na drugi dzień, gdy miałam wracać do Krakowa owym IR z Dworca Głównego w Tarnowie, już na miejscu doznałam szoku. Okazało się, że pociąg, który miał być godzinę wcześniej (TLK) ma półtorej godziny opóźnienia!!!!!!
Jak to jest możliwe? Pociągu nie zatrzymują korki, nie ma śniegu, więc co się dzieje, że pociąg ma opóźnienie półtorej godziny? (i to nie tylko ten jeden, jak wynikało z tablicy informacyjnej).
Wtedy zaczęłam mieć czarne wizje mojego powrotu tym środkiem komunikacji. Ale strach minął, gdyż mój pociąg IR przyjechał o czasie (wow!), ale zaskoczenie czekało mnie w innym względzie. Jak zobaczyłam ścisk i tłok w czymś, co chyba powinno być przedziałem to uznałam, że to jakiś żart.
Zawsze narzekam na krakowskie MPK, ale to co przeżyłam i zobaczyłam w PKP IR nie może się równać z żadnymi godzinami szczytu w Krakowie. Ludzie przewożeni jak bydło w wagonach, gdzie w połowie nie ma siedzeń tylko podłoga. Ludzie z walizkami siedzieli na nich (szczęściarze) lub stali w takim ścisku, że chyba do połowy tlen nie dochodził. Pasażerowie upychani byli przysłowiowym kolanem na przystankach, a gdy się otwierały drzwi, to prawie się wysypywali.
http://www.youtube.com/watch?v=LsCzUFfZE1Q
Takie atrakcje można przecierpieć, jak się ma podróż 10- 15 minut, ale nie jak ktoś jedzie z Wrocławia do Katowic, bo taką trasę miał pociąg, którym podróżowałam.
Oczywiście zupełnie niepotrzebnie kupowałam bilet, ponieważ nie było najmniejszych szans, aby konduktor przecisnął się w celu odbycia kontroli. No chyba, że byłby wypełniony helem i latał pod sufitem, gdyż tylko jeszcze tam było odrobinę miejsca.
Rozumiem, że PKP IR jest tańszy niż IC, ale to nie oznacza, że mam być ściśnięta jak sardynka w puszce. 18,50 zł., fakt, to nie majątek, więc nie oczekiwałam warunków luksusowych, obsługi, wachlowania oraz podawania mi napojów chłodzących, ale miałam nadzieję na podróż w normalnych warunkach, gdzie nie będę musiała stać przez półtorej godziny drogi na placach nie mogąc ruszyć ręką w celu wyjęcia komórki, kiedy dzwoni. Zostałam przygnieciona tak mocno do walizek podróżnych, że do dziś mam odbity cały szew od spodni na nogach.
Doszły mnie słuchy, że i tak miałam szczęście (podobno), iż wciśnięto mnie do któregoś wagonu; bowiem bywa, że mimo posiadania biletu, jest to po prostu niemożliwe.
To jest chore! Może lepiej byłoby sprzedawać bilety na TLK lub IR tylko tym, którzy dostali się do pociągu (choć wiedząc w jakich warunkach się jedzie, wiele osób mogłoby nie mieć ochoty uiścić opłaty). To jest jakaś kpina ze strony PKP. W pociągu, w którym jechałam było przynajmniej o połowę więcej ludzi niż jest dozwolone (ludzie czekający na TLK, który nie przyjechał również „wbili” się do PKP IR).
Przecierpiałam swoje, przetrwałam, ale z trudem. Więcej nie podejmę tego ryzyka i pewno wybiorę inną formę podróżowania (np. e- autostop), a nie PKP.
Choć na moje pretensje i narzekania usłyszałam głosy zdziwienia, ponieważ osoby, które częściej korzystają z takich „atrakcji” komunikacyjnych stwierdziły, że i tak miałam wiele szczęścia „Kasia, polecam wycieczkę do Warszawy IR lub TLK w piątki wieczorem lub powrót w niedzielny wieczór - nigdy nie wiesz, czy zmieścisz się choćby na korytarz ” lub „ Ostatnia moja podróż do Warszawy i z powrotem poskutkowała zadecydowaniem, że NIGDY WIĘCEJ PKP!!!!!!! już nawet indyjskie pociągi są lepsze. Przynajmniej przyjeżdżają” albo też: „Na tej trasie to norma... niestety”.
Natomiast dziś w drodze do pracy kolega poinformował mnie, że tydzień wcześniej wracał IR przez trzy godziny do domu w ogromnym zimnie, ponieważ nie było ogrzewania w pociągu, przez co cały późniejszy tydzień przechorował!
Jak to można uznać za normę?! Dlaczego ludzie podchodzą do tego tak spokojnie? Uważają to za normalny stan rzeczy?
Do czasu aż sami pasażerowie nie zaczną przykładać wagi do warunków, w jakich podróżują, nic się zapewne nie zmieni. PKP ma w nosie pasażerów, liczy się tylko zysk, a pasażerowie nie mają alternatyw, jeśli chodzi o transport publiczny. Dlatego PKP nie oferuje pasażerom nawet minimalnych warunków jazdy, gdyż wiedzą, że ludzie z konieczności dalej będą jeździć. I zaciskać zęby.
Ministra transportu powinno się wrzucić na jedną taką trasę, to w podskokach zacząłby działać. W Polsce istnieje najgorszy transport publiczny na świecie. Jesteśmy niezwykle zacofanym krajem. Państwo to guzik obchodzi, bowiem ekipa rządząca wsadza swoje eleganckie tyłki w rządowe limuzyny, za które my wszyscy płacimy i dociera w luksusie, gdzie tylko ma ochotę. Ci ludzie nie wiedzą, co znaczy podróż koleją, nie wiedzą, w jakich warunkach odbywa się podróż. To wstyd i hańba, bowiem co myślą o nas zagraniczni turyści, którzy próbują podjąć ryzyko podróży naszym publicznym transportem?!
Takie warunki podróżowania powinny być darmowe, a i tak przydałoby się jeszcze ostrzegać ludzi, ponieważ można w nich stracić i zdrowie, i życie...
http://naszeczasy.com/m/news/view/PKP-IR-czyli-horror-...