Temat: Atak sposobem na życie, miłość sposobem na atak
Oleg Pawliszcze:
Nie chowamy się w trawie, gdy strach bierze?
Co w Was się budzi, gdy stajecie przed wyborem - pójść do ataku w zgodzie z przekonaniami, obronić to, co dla Was święte, albo skryć się i schować w morzu anonimowości dla świętego spokoju?
Kiedyś za każdym razem zastanawiałem się, czy warto zaatakować, czy lepiej dać sobie spokój. Z czasem wykształcił się u mnie prosty nawyk na zasadzie akcja - reakcja. Akcją jest czyjś atak na coś, lub kogoś, reakcją z mojej strony natychmiastowe pokazanie ząbków i jeśli to nie poskutkuje - ugryzienie.
Trudność sprawia mi jednak rozpoznanie chwili, kiedy trzeba się zatrzymać, bo atak nawet w obronie najbardziej słusznej sprawy musi być adekwatny do okoliczności, stopnia zagrożenia, konstrukcji psychicznej agresora itp. Nie można przekroczyć granic owej adekwatności, ponieważ inaczej szlachetna walka staje się agresją lub kopaniem leżącego. Z tym mam jak powiedziałem problem, bo zdarza mi się ugryźć zbyt mocno.
Jak dalece możecie dać się zniekochać ludziom, żeby nie żyć strachem?
Żeby żyć w 100%?
Cóż, próżne ze mnie stworzenie więc wolę być lubiany, niż nielubiany :-) Ale jako typowemu samcowi wyłącza mi się w trakcie walki myślenie, o tym co mogę zyskać, a co stracić. Zupełnie mnie wtedy nie interesuje to, czy będę później lubiany, czy też nie.