Temat: czy japoński się opłaca
Beata Czyrko:
Jeśli dla kogoś główną motywacją by uczyć się japońskiego jest późniejsza błyskotliwa kariera w japońskiej firmie i fantastyczne zarobki to myślę, że od razu może sobie odpuścić.
Dużo zależy od charakteru danej osoby, choć nie jest tak łatwo jak kiedyś. Wbrew pozorom w Polsce działa ponad sto japońskich firm i prawda jest taka, że przeciętny japonista słyszał tylko o paru (większość wymieniona tutaj:
http://www.jetro.go.jp/poland/handlowe/partnerzy_handl.... Wiele z tych firm nawet nie wie, że w Polsce jest wielu młodych ludzi, którzy mogliby się związać z nimi na stałe (więcej zarobi się w małej firmie niż w molochu typu Toyota), wiele wykorzystuje "angielski", gdzie obie strony się po prostu męczą. Kiedyś praca sama przychodziła do japonisty, teraz on musi ją znaleźć.
O tym jak było kiedyś pisałem na innym forum, pozwolę sobie się zacytować :)
Re: gdzie jest najlepsza w Polsce japonistyka?
Ja kończyłem w Poznaniu, ale dekadę temu, więc pewnie już jest inaczej. Wybrałem Poznań, bo chciałem skoncentrować się na języku i rzeczywiście pod tym względem była to Twarda Szkoła, bez krzty angielskiego (wyjaśnienia wymazane z podręczników), nie mówiąc o polskim :) Polskich wykładowców nie mieliśmy, raz na parę miesięcy przyjeżdżał ktoś z Warszawy i pytał, czy czegoś nie rozumiemy z
materiału przerabianego przez japońskich wykładowców w tempie "na jutro hiragana, na pojutrze katakana" ;)
Za to historia, kultura, literatura były na drugim planie (też wykładowcy przyjezdni), z czego byłem bardzo zadowolony, bo celowałem w tłumaczenia i
zgadzałem się z założeniem, że jak się nauczysz wystarczająco języka, to potem zgłębisz każdy temat w oryginale. Czy wciąż Poznań (w odróżnieniu od Warszawy i Krakowa, gdzie równie ważna jest wiedza japonologiczna, a nie tylko japonistyczna) stawia na język - trudno powiedzieć. Pamiętam też, że Warszawiacy zazdrościli nam ilości pracy - w stolicy wyglądało to tak, że zlecenia tłumaczeń
przechodziły od ambasady do wykładowców i "ich" studentów, podczas gdy u nas japoński wykładowca wołał do telefonu tego, kto akurat był na korytarzu (a było nas 10 na roku, konkurencja niewielka jak na całą zachodnią Polskę). Po trzecim roku zarabialiśmy dużo powyżej średniej krajowej, choć większość krewnych i znajomych twierdziło, że te studia są wyłącznie hobbystyczne i nigdy żadnych pieniędzy po nich nie będzie. W Poznaniu można japonistykę połączyć ze znaną szkołą tłumaczy, której ukończenie (przynajmniej kiedyś) sporo pomagało.
A tak poza tym, nie wszystko zależy od japonistyki, większość leży w charakterze i zamiłowaniu japonisty. Jedni nadają się do tłuamaczenia, inni odnajdują się w badaniu historii czy literatury (albo traktują język jako narzedzie do osiągnięcia innych celów, tak jak potrzebowałem go do dalszego studiowania).
Ludzie z Krakowa (o którym panowała opinia "tam się japońskiego nie nauczysz") wygrywali konkursy krasomówcze i mieli najwyższą punktacje podczas egzaminów stypendialnych, a mój kolega z roku, historyczny samouk, zastępował na warszawskiej japonistyce ś.p. prof. Tubielewicz, której nazwisko każdy zainteresowany Japonią zna bardzo dobrze... (może i wciąż zastępuje?). Jeśli wiesz, czego chcesz - poradzisz sobie wszędzie.
I japoński może Ci się bardzo opłacić w różnych tego słowa znaczeniach, dodam na koniec.