Paweł
K.
Podróżnik, fotograf,
programista
Temat: Wyksztalcenie scisle a rozwoj osobisty
W dziwną stronę poszła ta dyskusja. Zamiast dyskutować na temat rozwoju osobistego i osób ścisłych, zeszła na potencjalne problemy Artura. :) Jako osoba o wykształceniu ścisłym wrócę do źródła i powiem kilka zdań od siebie.Chociaż nigdy nie rozumiałem podziału na humanistów i ścisłych. Jeśli zawsze byłem dobry z matematyki, kiepsko mi szła fizyka, pisałem bardzo dobre wypracowania, uwielbiałem historię, a moją pięta Achillesową były (i są) języki obce, to jestem humanistą, czy umysłem ścisłym? Kiedyś na wykładzie z rachunku prawdopodobieństwa, wykładowca w ramach dowcipu powiedział definicję humanisty: "nie znam się na matematyce, fizyce, chemii = jestem humanistą". Czasem się zastanawiam ile w tym jest prawdy i czy ów podział nie służy temu, by stanowić jakieś usprawiedliwienie w stosunku do przedmiotów, które komuś sprawiają trudności? Kiedyś tego nie było, dawni filozofie, w większości przypadków, byli również matematykami.
Jeśli chodzi o problemy z rozwojem osobistym, widzę głównie dwa:
1. Wiarygodność. W dzisiejszych czasach pojawiło się wiele nurtów, które obiecują, że po przystąpieniu w ich szeregi będzie się działo lepiej. "Będziesz więcej zarabiał, będzie ci się lepiej układać w związku, ew. będziesz miał skuteczniejszy podryw etc." Mamy tutaj rozwój osobisty, ezoterykę, zainteresowanie praktykami szamańskimi czy buddyjskimi i wpasowywanie ich w europejskie ramy, itd. Ponieważ ludzi, którzy by chcieli więcej zarabiać jest wielu, toteż szybko pojawiło się mnóstwo szarlatanów, którzy zwęszyli na tym dobry biznes. Tu się pojawia pytania: jak laik ma odróżnić to, co faktycznie może dać mu jakiś efekt, od tego, co jest ewidentnym wyłudzaniem pieniędzy (i czasu) od naiwnych. Fajnie sobie poczytać jakieś artykuły w necie, ale jak przychodzi zapłacić kilka stów za szkolenie, to pojawia się masa wątpliwości.
2. Powtarzalność. Temat już ewidentnie dotyczący praktyki. Dla mnie największą barierą w rozwoju osobistym jest to, że efekt większości ćwiczeń widoczny jest dopiero, po licznych powtórzeniach. Niestety to mnie szybko nudzi. To tak jak z grą na gitarze - od dziecka chciałem grać, nawet mam instrument, ale konieczność grania codziennie tych samych wprawek była dla mnie barierą nie do przeskoczenia. To jest dobre pytanie: jak mają ćwiczyć osoby, którym potrzeba ciągle czegoś nowego? Ujmując metaforycznie, niech ćwiczenie będzie maratonem "w nieznane", a nie bieganiem dookoła budynku. :)
Jest jeszcze jedna rzecz - język. Kiedyś kupiłem sobie niewielką książkę jednego z polskich mówców motywacyjnych. Jest tam sporo ciekawej treści, ale tez pełno zwrotów typu: "to co przeczytasz na następnych stronach, może odmienić twoje życie", "czy jesteś gotów na przyjęcie tej wiedzy". Podejrzewam, że ma to na celu wprowadzenie w jakiś stan emocjonalnych, ale po kilku takich tekstach, robi się irytująco. Pytam się, po co to? Tu niestety wraca pkt 1, czytanie takich sformułowań od razu włącza u niektórych mechanizm obronny przed naciągactwem.Paweł K. edytował(a) ten post dnia 21.07.10 o godzinie 12:15