Temat: Wiedza czy umiejętności? A może jedno i drugie?
O rany.. jestem dzieckiem INDYGO...
Ale... w sumie jest to rzeczywiście temat, który psychologowie próbują czasem zgłębić a w systemach HR nawet poukładać.
Co do cech, w sumie po wielu rekrutacjach, to jest w sumie potwierdzone. Osoby starsze, z roczników 5x i 6x (takich tez rekrutowałem) to dla nich wiedza była zupełnie inaczej traktowana. To były raczej aksjomaty, a czasem nawet cos jakby pewna boskość.
O tyle prościej było z młodzianami, że ich podejście do wiedzy było takie, że od razu z nią trzeba by coś zrobić.
Niestety, problem z elastycznością i takim szybkim i umiejętnym wykorzystaniem wiedzy (przekuciem na umiejętność) pojawiał się czasem z osobami "zbyt długo uczącymi się". W sensie, jednym ciągiem za długo. Stawiałem na to, że osoby takie, żyjące w jakim takim dobrobycie, mające możliwość przejść klasyczną ścieżkę, jaka nam rodzice wyznaczyli i wbijali, że jest to jedyna ścieżką sukcesu, po prostu nie miały styczności z prawdziwy problemami.
Ścieżka to oczywiście:
szkoła podstawowa>dobre liceum>dobra uczelnia>dobra praca.
Tylko praca pojawia się w wieku 23 lata, a to już praktycznie ukształtowany człowiek.
I teraz z tymi dziećmi mi lekko zamieszałaś pogląd. ;-)))
Bo może to kwestia tego, że przez długi czas byli pod wpływem tych bardziej konserwatywnych? I dlatego ich traktowanie wiedzy, jako czegoś niezmiennego, wynika z ukształtowania nie cech?
Przykładów można wiele. Ale niech posłuży - jakikolwiek akt wewnętrzny, wprowadzony przez zarząd, czy szefa jednostki. Zapis w nim nie jest adekwatny, ale... jest nie do zmiany, bo jest to przecież ZARZĄDZENIE .
A jak pokazałem, że jest inne, które mówi o sposobie tworzenia wewnętrznych aktów prawnych, to prawie na stosie zostałem spalony. Jak mogę podważać WIEDZĘ i USTALONY tok, opisany w świętej księdze zarządzeń?
Myślę, ze wielu z nas się spotkało z tym, że są sztywne przepisy wewnętrzne, a zmiana to droga przez mękę. Pierwszy raz. No co prawda zawsze zostaną jacyś obrażeni.