Temat: Swiety Hufiec Tebański

Paweł Fijałkowski - Sen o świętym hufcu

Na ich mogile, założonej na polu bitwy pod Cheroneją, ustawiono potężnego kamiennego lwa, lecz nie umieszczono żadnego napisu. Pomnik musiał pozostać niemym ze względu na okoliczności. Teby, których honoru i wolności bronili żołnierze Świętego Hufca, zostały niebawem zajęte przez wojska Filipa Macedońskiego, a trzy lata później jego syn Aleksander rozkazał zburzyć miasto i sprzedać mieszkańców w niewolę.

Tuż po bitwie -a było to zapewne o zmierzchu, 2 sierpnia 338 r. p.n.e.- zwycięski Filip objeżdżał pobojowisko, by nasycić się ogromem klęski swych przeciwników, walczących o niepodległość greckich miast-państw. Jego uwagę zwróciła wówczas grupa splątanych, martwych ciał. Byli to polegli tebańscy wojownicy. Leżeli jeden obok drugiego, tak jak żyli i walczyli, miłośnik (kochający) obok lubego (ukochanego). Scenę tę uwiecznił Plutarch, historyk żyjący na przełomie I i II w. n.e., w „Żywotach równoległych” (Pelopidas 18; przekład P.F):

„Gdy po bitwie Filip oglądał pobojowisko i zatrzymał się w miejscu, gdzie trzystu ludzi rzuciło się w wąskim przejściu na włócznie Macedończyków i wszyscy jeden przy drugim leżeli z orężem, popadł w wielkie zdziwienie, a na wiadomość, że Hufiec ten tworzyli miłośnicy i lubi, ponoć zapłakał i powiedział: Niech będą przeklęci ci, którzy mają tych ludzi w podejrzeniu, że czynili lub znosili coś haniebnego”.

Część historyków i pisarzy uważa, że Filip Macedoński chciał w ten sposób zaprzeczyć plotce jakoby Święty Hufiec składał się z par kochających się mężczyzn. Lecz czy to właśnie mógł mieć na myśli władca darzący miłością zarówno kobiety jak i młodzieńców, którego kochankami byli: brat żony Aleksander z Epiru, a następnie Pauzaniasz z Orestis. Wiadomo natomiast, że większość Macedończyków, powoli ulegających hellenizacji, odnosiła się do związków homoseksualnych z niechęcią lub wręcz pogardą. Zapewne to do nich zwracał się Filip stojąc nad zwłokami Tebańczyków i stawiając za wzór ich waleczność, pragnął przekonać rodaków, że w ich sposobie życia nie było nic złego.

Klęska pod Cheroneją zrodziła legendę Świętego Hufca, formacji utworzonej przez jednego z tebańskich wodzów Gorgidasa podczas rozpoczętej w 379 r. p.n.e. wyzwoleńczej wojny ze Spartą. Składał się on z trzystu starannie dobranych wojowników-kochanków, utrzymywanych i uzbrojonych na koszt miasta, stacjonujących w twierdzy na Kadmei. Zgodnie z panującymi w Grecji zwyczajami, starsi z nich, dojrzali mężczyźni, byli miłośnikami (grec. erastai), młodsi zaś, dojrzewający młodzieńcy (efebowie) liczący od około 16 do około 20 lat, byli lubymi (grec. eromenoi). Jest bardzo prawdopodobne, że część tebańskich lubych -i to być może znaczna- przekraczała górną granicę wiekową. Nie wykluczone, że właśnie to budziło zastrzeżenia Macedończyków.

Miłośnicy uczyli lubych bycia wojownikiem, czerpiąc w zamian przyjemność duchowego i cielesnego obcowania z młodzieżą. Gdy luby osiągał 18 rok życia i był wpisywany na listę obywateli miasta, wówczas miłośnik ofiarowywał mu zbroję. Tebańczycy uważali, iż mężczyźni połączeni więzami miłości wspierają się bardziej niż inni i czerpią z siebie wzajemnie dobry przykład, dzięki czemu są waleczniejsi. Plutarch, któremu zawdzięczamy większość informacji na ten temat, pisał przywołując anegdotę o tebańskim wodzu Pammenesie (Pelopidas 18):

„Także wspomina się przy tym zabawną wypowiedź Pammenesa, który powiedział: >Homerowy Nestor musiał zupełnie nie znać się na taktyce, skoro kazał podzielić Greków na oddziały według plemion i rodów [...] zamiast ustawić miłośnika obok lubego; wszak członkowie jednego plemienia lub rodu w niebezpieczeństwie mało troszczą się o siebie, natomiast zespolony przyjaźnią i miłością hufiec byłby nierozdzielny i nierozwiązywalny, gdyż jeden z czułości wobec lubego, drugi z szacunku dla miłośnika, wytrwaliby w niebezpieczeństwie jeden przy drugim<. To nie powinno nas wszak dziwić, że tacy jeden przed drugim, nawet pod nieobecność, więcej się wstydzą niż inni przed obecnymi; tak jak ów powalony wojownik, który wroga, chcącego mu zadać ostatni cios, prosił i zaklinał, by pchnął go mieczem w pierś, >ażeby<, powiedział, >mój luby nie musiał się wstydzić, widząc rany na moich plecach< [...]. Nie bez racji Hufiec ten zwano Świętym, ponieważ już Platon nazwał miłośnika natchnionym przez boga [Erosa] przyjacielem”.

Dla wielu starożytnych Greków prawdziwa miłość (Eros) mogła łączyć tylko miłośników i lubych. Tak pojmowane uczucie odgrywało szczególnie znaczącą rolę w kulturze Tebańczyków, w ich mitologii i ustroju państwa. Oddajmy ponownie głos nieocenionemu Plutarchowi (Pelopidas 19):

„W ogóle ta głęboka więź łącząca miłośników z lubymi w Tebach nie pojawiła się, jak mówią poeci, za sprawą namiętności Lajosa [mitycznego króla Teb, kochającego się w Chryzipposie- PF], lecz raczej dzięki samym prawodawcom, którzy aby właściwą Tebańczykom porywczość i niesforność już od młodości poskramiać i łagodzić, nie tylko zarządzili, by wszelkim uciechom i poważnym działaniom towarzyszyła dźwięczna melodia aulosu i temu instrumentowi szczególny szacunek okazywali, lecz także dbali, by w gimnazjonach młodzieńcze więzy ducha przeradzały się w chwalebną miłość. Najzupełniej słusznie zatem uczynili patronką swego miasta ową boginię [Harmonię], uważaną za córkę Marsa i Wenus, ponieważ tam, gdzie wojownicza siła i odwaga jednoczy się ze sztuką wdzięku i przekonywania, wszystko zespala się harmonijnie w najpiękniejszy i najdoskonalszy ustrój państwa”.


Patronem tebańskiej młodzieży był mityczny bohater Jolaos, uważany za kochanka Heraklesa. Pomimo wielokrotnego niszczenia miasta, jeszcze w II w. n.e. tuż za jego murami znajdował się heroon, czyli symboliczny grobowiec Jolaosa, a nieopodal wznosił się gimnazjon jego imienia oraz stadion. Zgodnie ze zwyczajem, sięgającym co najmniej początku IV w. pn.e. i wzmiankowanym przez Arystotelesa, przy heroonie Jolaosa przysięgali sobie wierność kochający się mężczyźni. Plutarch pisał na ten temat w „Dialogu o miłości erotycznej” ( 17; przekład Zofia Abramowiczówna):


„W przekonaniu, że Jolaos był przezeń [przez Heraklesa- PF] kochany, kochankowie do dziś go czczą i wielbią, odbierając przysięgi i zapewnienia wierności od swoich ukochanych nad jego grobem”.


Podczas przysięgi wzywano na świadka Heraklesa, a być może składano także ofiary. Ceremonia ta miała charakter publiczny i -jak możemy przypuszczać- dla ówczesnych Tebańczyków była aktem niemal tak samo ważnym jak zawarcie małżeństwa. Wojownicy Świętego Hufca wierzyli, że Jolaos wyrusza wraz z nimi na pole walki, walczy u ich boku i osłania ich swą tarczą.


Organizator i pierwszy dowódca Hufca, Gorgidas, dzielił tworzących go wojowników na grupy i mieszał ze słabszymi oddziałami, toteż nie udawało mu się wykorzystać w pełni jego siły bojowej. Podobnie czynił początkowo następny dowódca Hufca, Pelopidas. Jednakże gdy w 375 r. p.n.e., w bitwie ze Spartanami pod Tegyrą, walczący w zwartym szeregu Hufiec rozbił i zmusił do ucieczki liczniejsze oddziały wroga, Pelopidas zerwał z dotychczasową praktyką i odtąd Święty Hufiec stawał do walki jako całość. Jego dewizą stało się razem zwyciężyć lub razem umrzeć.


Bliskim przyjacielem Pelopidasa był Epaminondas. Obaj wywodzili się ze starych i szanowanych rodów, aczkolwiek rodzice Pelopidasa byli ludźmi zamożnymi, natomiast Epaminondas wychowywał się w niedostatku. W młodości, w 385 r. p.n.e. brali udział w bitwie pod Mantineją, w której wojska Teb walczyły po stronie Sparty przeciw Arkadyjczykom. Gdy spartańskie skrzydło, na którym się znajdowali, zaczęło ustępować pod naporem przeciwnika, pozostali na zajmowanej pozycji i stojąc tarcza obok tarczy odpierali nacierających. Gdy Pelopidas, siedmiokrotnie ugodzony w pierś, osunął się na zaścielające pole bitwy ciała poległych, Epaminondas postanowił, że nie pozostawi go na pastwę nieprzyjaciół. Choć sam był również ranny w pierś i w ramię, bronił się dzielnie i osłaniał towarzysza do czasu, gdy nadciągnął z odsieczą król Sparty Agesipolis.


Nie wiadomo, czy wydarzenie to zrodziło, czy tylko umocniło silne więzy uczuciowe łączące Pelopidasa i Epaminondasa. Najprawdopodobniej była to młodzieńcza miłość, która później przerodziła się w serdeczną przyjaźń. Przez wiele lat współpracowali zgodnie jako politycy i wodzowie. Wielokrotnie sprawowali urząd beotarchów i wspólnie lub na zmianę dowodzili wojskami utworzonego przez Teby w latach 376-374 p.n.e. Związku Beockiego.


Rosnąca pozycja Teb budziła przede wszystkim sprzeciwy Sparty, co doprowadziło w 371 r. do wybuchu kolejnej wojny. Wojska wrogich sobie państw starły się pod Leuktrami. Podczas tej bitwy całością wojsk beockich kierował Epaminondas, natomiast Pelopidas dowodził umieszczonym na lewym skrzydle Świętym Hufcem. Obaj wodzowie, dysponujący w sumie około 6 tysiącami ludzi, rozbili niemal dwukrotnie liczniejsze wojska spartańskie.


W końcowej fazie bitwy Epaminondas stanął do walki na czele hoplitów, wśród których był jego luby, młody wojownik Asopichos. To on dzielił wraz ze słynnym wodzem i swym miłośnikiem radość zwycięstwa. Jak pisał świadek tej epoki, historyk Teopomp, cytowany przez Atenajosa („Deipnosophistai” XIII, 605 a; przekład P.F):

„Asopichos, ulubieniec Epaminondasa, polecił wymalować na swej tarczy trofea zdobyte pod Leuktrami, jako że naraził się [podczas bitwy] na nadzwyczajne niebezpieczeństwo. Tę tarczę poświęcił jako ofiarę wotywną do stoi [przy świątyni Apollina] w Delfach”.

Związek Epaminondasa i Asopichosa trwał jeszcze jakieś dwa-trzy lata. Przyczyny jego rozpadu pozostają dla nas tajemnicą, podobnie jak czas i okoliczności, w jakich się narodził. Wiemy jedynie, że w późniejszych latach Asopichos zyskał sobie sławę groźnego wojownika, siejącego lęk wśród wrogów. Poległ prawdopodobnie w 354 r., w wojnie Beocji z Fokejczykami.


Zwycięstwo pod Leuktrami zapewniło Tebom pozycję dominującą wśród greckich miasta-państw, a Związek Beocki stał się rdzeniem koalicji obejmującej niemal całą środkową Grecję. O przyjaźń Epaminondasa zabiegał nawet król perski Artakserkses. Chcąc go pozyskać dla swej idei zorganizowania kongresu pokojowego w Delfach, na którym chciał wystąpić jako rozjemca zwaśnionych Greków, wysłał do Teb w 368 r. p.n.e. Diomedona z Kyzikos. Ten zaś postanowił dotrzeć do wielkiego wodza za pośrednictwem niejakiego Mikytosa -jak napisał w latach 30. I w. p.n.e. Korneliusz Nepos w „Żywotach wybitnych mężów” ( Epaminondas 4; przekład Lidii Winniczuk)- „młodzieniaszka, który wówczas był najmilszy Epaminondasowi”.


Związek Mikytosa z tebańskim przywódcą trwał od niedawna i choć możemy przypuszczać, że Epaminondas gorąco kochał swego nowego lubego, najwyraźniej wyznawał zdrową zasadę oddzielania spraw państwowych od prywatnych. Gdy Mikytos, otrzymawszy od Diomedona pięć talentów, przedstawił go swemu miłośnikowi i opowiedział mu o celu jego wizyty, Epaminondas udzielił wysłannikowi Artakserksesa zdecydowanej odprawy. Natomiast Mikytosowi nakazał zwrócić pieniądze, a chcąc na przyszłość oduczyć go od mieszania się ważne sprawy, zagroził mu, że jeśli tego zaraz nie uczyni, wyda go władzom. Jak potoczyły się dalsze losy ich związku, nie wiemy. Jest bardzo prawdopodobne, że trwał on przez następnych kilka lat.


Nie wiemy, czy Epaminondas był niestały w uczuciach, czy też nie udawało mu się znaleźć partnera, z którym mógłby stworzyć bardziej trwały związek. A może po prostu Mikytos, podobnie jak wcześniej Asopichos, osiągnął wiek dojrzały, owe graniczne 20 lat i zgodnie z greckimi zwyczajami nie mógł być dłużej lubym. Powinien zostać mężem i -jeśli tego pragnął- miłośnikiem wybranego chłopca. Kwestia tym bardziej trudna do rozstrzygnięcia, że wielu mężczyzn pozostawało lubymi znacznie dłużej, nawet do 28-30 roku życia.


Zarówno polityczny rywal Epaminondasa, Meneklides, jak i jego sojusznik Pelopidas, wypominali mu, że nie ożenił się i nie spłodził potomstwa. Jednakże Epaminondas, nie odczuwający pociągu do kobiet, nie zamierzał stwarzać pozorów i nie zawarł małżeństwa, które byłoby zupełną fikcją. A Pelopidasowi, mającemu wiele kłopotów z okrytym niesławą synem, udzielił -według Korneliusza Neposa (Epaminondas 10)- następującej odpowiedzi:


„Bacz, byś się jej [ojczyźnie -PF] gorzej nie przysłużył zostawiając takiego syna. Mnie przecież nie zabraknie dziedzica. Pozostawiam zrodzoną ze mnie bitwę pod Leuktrami, która nie tylko mnie przeżyje, lecz -rzecz to pewna- będzie nieśmiertelna”.


Po dwóch zwycięskich wyprawach na Peloponez w latach 370-368, których efektem było zniszczenie potęgi Sparty, wojska Związku Beockiego pod dowództwem Pelopidasa wyruszyły do Tessali, wezwane przez tamtejsze miasta na pomoc przeciw Macedończykom i Ferajczykom. W 367 r., podczas walk z Aleksandrem z Feraj, Pelopidas został podstępem wzięty do niewoli, jednakże niebawem uwolniły go wojska dowodzone przez przyjaciela Epaminondasa. Gdy w 365 r. Aleksander z Feraj ponownie zaatakował Tesalię, Pelopidas wyruszył z odsieczą. W bitwie pod Kynoskefalaj, poprowadził do natarcia konnicę, a następnie Święty Hufiec. Wyprzedziwszy swych ludzi rzucił się samotnie na nieprzyjaciela i poległ w chwili, gdy jego wojska zwyciężały.


W 362 r. Epaminondas wyruszył ponownie na Peloponez przeciw koalicji utworzonej przeciw Beocji przez Mantineję, Spartę, Ateny, Elidę i Achaję. Kolejnym towarzyszem jego życia był wówczas młodzieniec Kafisodoros. Do rozstrzygającej bitwy doszło pod Mantineją. Podczas zwycięskiego ataku na oddziały mantinejskie i spartańskie, Epaminondas padł śmiertelnie ranny. Korneliusz Nepos (Epaminondas 9) pisał o jego ostatnich chwilach:


„Epaminondas zaś, skoro pojął, że odniósł ranę śmiertelną i że umrze od razu, gdy tylko wyciągnie ostrze włóczni, które utkwiło w ciele, zatrzymał je tak długo, aż mu doniesiono, że Beotowie zwyciężyli. Usłyszawszy tę nowinę, powiedział: Dość żyłem, umieram bowiem niezwyciężony. Wyrwał żelazo z rany i natychmiast skonał”.


Wraz ze swym miłośnikiem poległ Kafisodoros. Pochowano ich obok siebie, w jednym grobie. Epaminondasowi wystawiono pomnik na Kadmei, w twierdzy-siedzibie Świętego Hufca, wojowniczej wspólnoty miłośników i lubych. „Jeden człowiek więcej znaczył niż całe państwo” - napisał o nim Korneliusz Nepos (Epaminondas 10). Dodajmy, że był to człowiek ze wszech miar wyjątkowy - dzielny wojownik i utalentowany wódz grający na kitarze i śpiewający, recytujący przy akompaniamencie aulosu i tańczący, a do tego będący wyznawcą filozofii pitagorejskiej.


Pozbawieni najwybitniejszego przywódcy Tebańczycy nie potrafili wykorzystać politycznie odniesionego pod Mantineją zwycięstwa. W ciągu następnych lat Beocja utraciła wywalczoną z tak wielkim trudem pozycję hegemona greckiego świata.


W 338 r. p.n.e., wielkość Teb i sławę ich wodzów pogrzebano wraz ze Świętym Hufcem na polu bitwy pod Cheroneją. Lecz czy zupełnie ?
Gdy w 1879 r. rozkopano mogiłę Tebańczyków, okazało się, że spoczywa w niej nie trzystu lecz dwustu pięćdziesięciu czterech mężczyzn, ułożonych w siedmiu rzędach. Być może ciała pozostałych poległych zostały przewiezione do ojczyzny i tam pochowane. A może pozostałych czterdziestu sześciu było jedynie rannych i przeżyło bitwę.


Tak czy inaczej, dalszy ciąg greckich dziejów układały wciąż nowe pokolenia miłośników i lubych, natchnionych przez bogów do miłości i odchodzących w niebyt. Lecz czy zupełnie ?


Czyż jakiejś cząstki ich marzeń o miłości i trwaniu nie znajdujemy u piszącego w III w. p.n.e. Teokryta, w szczęśliwie ocalałym do naszych dni „Ukochanku”, ubranym w polskie słowa przez Artura Sandauera:

„O, bodajby wzajemnym nas uczuciem Eros
Natchnął i bodaj o nas potomni śpiewali:
>Byli za dawnych czasów dwaj ludzie niezwykli:
Jeden - lubownik, jako mawiają w Amykli,
Drugi zaś - ukochanek, jak mówią w Tesalii.
Ci mieli się ku sobie na równi. Był rajem
Ów wiek, gdy miłowany miłował nawzajem<.
Gdybyż to się ziściło, Kronido ! I gdybyż
W dwóchsetnym pokoleniu jakiś do mnie przybysz
W podziemia bezpowrotne przyszedł z wieścią taką:
>Powieść o twej miłości i o twym chłopaku
Krąży dzisiaj z ust do ust - zwłaszcza wśród młodzieży<.
Ale to w ręku bogów nieśmiertelnych leży ...”.