Temat: Praca to podstawa
A ja z innej beczki - miałem tą przyjemność uczęszczać na wykłady profesora, zwanego też na IH UAM mianem "Szczotki" przez wzgląd na fryzurę.
Pruski duch, któremu prof. Lech Trzeciakowski poświęcił wiele swoich publikacji, wyraźnie mu się udzielił, lecz wcale nie jest to zarzut.
Rzeczowe przygotowanie do wykładów, świetny sposób ich prowadzenia, dopracowana dykcja, styl i klasa osobista - to z pewnością cechy, które czynią prof. Trzeciakowskiego wykładowcą wyjątkowym.
Coś w tym człowieku siedziało (i pewnie do dzisiaj siedzi), że nietaktem było niedostrzec go na uczelnialnym korytarzu i nie przywitać się. Znam wielu studentów, którzy się cofali, by nietakt naprawić.
Jak mało kto potrafił sprawić, że egzamin ustny (których zasadniczo się nie lubi) był prawdziwą przyjemnością. W przeciwieństwie do praktyki egzaminacyjnej prof. Trzeciakowski jednocześnie zapraszał do gabinetu po czterech zdających, z każdym obowiązkowo witając się uściskiem dłoni (podobnie przy wyjściu).
Profesor miał (zapewne wciąż ma) ten talent, że w dwóch pytaniach potrafił ocenić, czy student ma wiedzę i orientację w zadanym temacie. Jeśli student miał wiedzę i orientację zaczynała się dyskutancka uczta. W ten sposób po obowiązkowej części wstępnej (decydującej) egzaminu ustnego dalszą część spędziłem na teoretyzowaniu o szansach na powodzenie powstania listopadowego. Widać, że profesor uważał, że do mądrego teoretyzowania elementarna wiedza (sprawdzalna zresztą w toku teoretyzowaniu) i tak jest niezbędna.
Życzę prof. Lechowi Trzeciakowskiemu 100 lat, chociaż z pewnością po tych słowach prof. Trzeciakowski z przyjemnością przytoczyłby drobną złośliwość papieża Piusa X, który na podobne życzenia jego z kardynałów odparł:
Nie ograniczaj ramami czasowymi Bożego miłosierdzia ;)