konto usunięte

Temat: Po co komu ostacyzm?

Popularna wersja rewolucyjnego tekstu M. Węcowskiego:
05.06.2008 12:40/Mówią Wieki, Marek Węcowski


Straszak czy gilotyna?

Ostracyzm i elity ateńskiej demokracji

Ostracyzm, zwany niezbyt poprawnie sądem skorupkowym, był jednym z najbardziej dziwacznych urządzeń ustrojowych naszego kręgu cywilizacyjnego.

Każdego roku starożytni Ateńczycy musieli podjąć decyzję, czy wysłać na profilaktyczne dziesięcioletnie wygnanie jednego z liderów swojej demokracji. Uczeni często pochylali się nad tą instytucją z pewnym skrępowaniem. Nic dziwnego, bo skąd polityczny rytuał kozła ofiarnego w ateńskiej demokracji, którą zwykło się uważać za jeden z najświatlejszych ustrojów w dziejach przednowożytnych?

Nasz kłopot polega na tym, że o ostracyzmie wiemy zarazem bardzo wiele i niezwykle mało. Bardzo wiele, bo z V wieku p.n.e., epoki, w której stosowano tę procedurę, zachowały się tysiące ułamków waz, zwanych po grecku ostraka – stąd nazwa ostracyzm. Dzisiaj mamy ich sporo ponad 9 tys. Dzięki nim znamy dziesiątki imion polityków, których ten i ów Ateńczyk uznał za godnych wygnania. Ba, nieobecność imienia któregoś z ateńskich mężów stanu i imienia jego ojca na owych ostrakach bywa dla historyków pobocznym dowodem na niearystokratyczne pochodzenie danej postaci. Wobec tak masowego materiału zakładamy po prostu, że duży procent ateńskich arystokratów musiał się znaleźć wśród kandydatów do ostracyzowania.

Jednocześnie jednak wiemy o ostracyzmie bardzo mało, bo u pisarzy tworzących w V wieku p.n.e., np. historyka Tukidydesa czy komediopisarza Arystofanesa, znajdziemy tylko drobne doń aluzje. Na dokładniejsze informacje o tej instytucji musimy czekać do ostatnich dziesięcioleci IV wieku p.n.e., gdy pojawią się systematyczne jej opisy, np. u autora Ustroju politycznego Aten ze szkoły Arystotelesa albo u ateńskich historyków lokalnych piszących erudycyjne syntezy ustroju, kultów i częściowo już wówczas zapomnianych obyczajów swojej ojczyzny. Kłopot w tym, że w tej epoce ostracyzmu zapewne nie stosowano już od niemal stulecia, a źródła raczą nas czystymi spekulacjami opartymi na bardzo słabej zbiorowej pamięci Ateńczyków o ostracyzmie. W rezultacie otrzymujemy informacje niepełne, wzajemnie sprzeczne i niewiarygodne.

ZAGADKI OSTRACYZMU

Uderzający jest już sam pomysł, by wygnanie stosować nie jako karę, tylko zabieg prewencyjny, ale to jeszcze można wytłumaczyć słynną podejrzliwością ateńskiego ludu (gr. demos) wobec swoich elit.

Nie wiemy, kto i kiedy wprowadził ostracyzm do demokratycznego ustroju ani kiedy

i dlaczego przestano się nim posługiwać. Niektóre źródła mówią o ostracyzmie obecnym w "pakiecie" reform Klejstenesa z 508/507 roku p.n.e., inne wskazują na pierwsze jego zastosowanie w 487/486 roku p.n.e., a więc niemal 20 lat później. Słyszymy, że zarzucono tę procedurę w 416 roku p.n.e., ale z drugiej strony mamy informacje o jej istnieniu jeszcze w IV wieku p.n.e.

Nie wiemy też, jak dokładnie wyglądała ta procedura. Raz do roku na Zgromadzeniu Ludowym zwoływanym na wzgórzu zwanym Pnyksem głosowano, czy w ogóle potrzebne jest odwołanie się do ostracyzmu. Jeśli odpowiedź była twierdząca, jakiś czas potem na ateńskim rynku, czyli Agorze u stóp Akropolu, odbywało się głosowanie skorupkowe, w którym każdy Ateńczyk oddawał jeden głos ostrakonem z wyrytym imieniem osoby do usunięcia z polis. Według jednych autorów potrzeba było 6 tys. skorupek wskazujących na danego polityka, by skazać go na wygnanie, inni piszą o sześciotysięcznym kworum obecnych na Agorze, aby procedura była wiążąca.

Nie znamy również szczegółów kary. Wygnanie na dziesięć lat nazywa się często w nauce "honorowym", bo wygnaniec zachowywał nie tylko życie, ale także majątek, jego rodzina pozostawała w kraju, a skazaniec po odbyciu kary mógł wrócić do Aten i ponownie brać aktywny udział w polityce. Nie wiemy natomiast, w jakich sytuacjach można było wyrok uchylić albo złagodzić. W czasie wojen perskich wezwano np. wszystkich wygnańców do powrotu, a niektórzy z nich wzięli bohaterski udział w walkach, jak Arystydes zwany Sprawiedliwym, bohater spod Salaminy w 480 i Platejów w 479 roku p.n.e.

PO CO KOMU OSTRACYZM

Gdy na ostrakach znajdujemy komentarze bogatszej treści niż stwierdzenia w rodzaju "Iksiński k…". Dotyczą one oskarżeń o knowania z Persami, czyli zdradę ojczyzny, o dążenie do tyranii, czyli zdradę demokracji, ale równieżo erotyczne ekscesy.. Mamy zatem do czynienia ze stereotypowym katalogiem plotek i pomówień. Podobnie autorzy antyczni zwyklepiszą o ostracyzmie przy okazji oskarżeń o zbyt wybujałe ambicje jednostki, przejawiające się np. w przesadnych zabiegach o popularność. Ateńczycy mieliby więc reagować ostracyzmem zarówno na podejrzenia o antypaństwowe spiski, jak i na niebezpieczny populizm.

Szkopuł jednak w tym, że ateńska demokracja dysponowała innymi mechanizmami obronnymi przed tyranią lub zamachem, a praktycznym skutkiem udanego ostracyzmu było pozbycie się z polis nie tyle jej prawdziwego lub domniemanego wroga, ile eliminacja wroga konkretnych polityków, którzy z całej awantury wychodzili wzmocnieni, jak Perykles z rywalizacji z Kimonem albo Tukidydesem, synem Melezjasza, w 444/443 roku p.n.e. Gorzej jeszcze: w takiej sytuacji na wygnanie szedł najprawdopodobniej słabszy z rywali!

Największy jednak problem rysuje się, gdy zdamy sobie sprawę ze skutków dwuinstancyjności procedury. Jeśli najpierw głosuje się, że kogoś trzeba wygnać, a dopiero jakiś czas później, na innym zebraniu ludu, wskazuje konkretną osobę, pojawia się niebezpieczeństwo, że na wygnanie pójdzie ktoś inny niż polityk, który stanowił realne bądź urojone zagrożenie dla państwa. Wystarczy przypadkowa większość, chwilowe wahanie nastrojów społecznych, a nawet udana manipulacja przy głosowaniu. Wiemy zaś, że manipulacje, a nawet fałszerstwa, były niemal na porządku dziennym.

Spośród tysięcy odnalezionych na Agorze, zboczach Akropolu i Keramejkosie ostraków prawie 200, do tego zebranych w pewnej studni, zawierało imię Temistoklesa, a wykonało je, sądząc po charakterze pisma, zaledwie kilkanaście osób. To chyba ślad nieudanej próby podrzucenia większej liczby głosów do urny przez politycznych wrogów Temistoklesa. Ateńczycy dobrze zapamiętali skandal z 416 roku p.n.e. (możliwe, że stało się to rok wcześniej albo później), gdy dwaj zagrożeni ostracyzmem możni: w istocie niebezpieczny dla demokracji Alkibiades i spolegliwy arystokrata Nikiasz, porozumieli się i łącząc głosy swych popleczników, posłali na wygnanie raczej niegroźnego demagoga Hyperbolosa. Podobno właśnie po tym zdarzeniu w Atenach zaprzestano stosowania ostracyzmu.

Jakże krótkowzroczny musiałby być ten, kto wymyśliłby ostracyzm jako skuteczny mechanizm do walki z wywrotowymi ambicjami jednostek, a jeszcze bardziej naiwny musiałby być ateński demos, by nie tylko na to się zgodzić, ale i stosować tak niedorzeczną instytucję przez co najmniej 70 lat (lata 487/486 – 416/415 p.n.e.). Kto jak kto, ale Ateńczycy naiwni na pewno nie byli. Przeciwnie: źródła, zwłaszcza te nieprzychylne ludowi, podkreślają jego pragmatyzm graniczący z cynizmem. O co więc chodziło wynalazcy ostracyzmu? I kto nim był?
By zrozumieć jego istotę, spróbujmy się przyjrzeć ostracyzmowi w historycznym kontekście. Dziesięcioletnia przerwa w karierze, w dodatku z dala od najbliższych, rodzinnej posiadłości i grobów przodków, którym winniśmy rytualną opiekę, nie mówiąc już o oddaleniu od troszczących się o nas ojczystych bogów, to była dla każdego Greka bardzo bolesna sytuacja. Większość ostracyzowanych stanowili jednak członkowie najbogatszej elity Aten,

a tacy mieli rozliczne zagraniczne kontakty – często byli dziećmi z międzynarodowych, politycznych małżeństw albo brali żony spośród możnych arystokratek innych poleis lub z potężnych barbarzyńskich dworów. Mówiąc więc najprościej, mieli dokąd pójść na w miarę wygodne wygnanie.

Zastanówmy się również, jaka była alternatywa. Greckie wspólnoty późnej epoki archaicznej żyły w permanentnym konflikcie politycznym. Tyrani albo konkurencyjne rodziny

arystokratyczne, zdobywając przewagę, co raz usuwały z polis pokonanych wrogów. A to oznaczało nie tylko wygnanie bezterminowe, ale przede wszystkim - co ważniejsze z punktu widzenia arystokratycznych "klanów", bo kładące kres ich potędze - konfiskatę mienia, a do tego często śmierć przywódców rodziny z rąk rywali.

Na tym tle ostracyzm jawi się jako mechanizm bardzo, mówiąc naszym językiem, humanitarny. Ale to nie wszystko. Z punktu widzenia ateńskich elit ważne było to, że, najbanalniej mówiąc, wygnanie dotknie co najwyżej jednego arystokratę rocznie; ocali on jednak i życie, i majątek, a swoją rodzinę uchroni przed represjami. Alternatywą było wygnanie, co zdarzało się wcześniej i w samych Atenach, niekiedy nawet setek przedstawicieli danej rodziny i jej popleczników. Natomiast dla ludu ważne było, że dziesięcioletnia nieobecność w Atenach musiała skutkować utratą przez wygnańca politycznych wpływów. Do tego powracający polityk nadal był przydatny dla państwa, jak wspomniany Arystydes. W tym sensie demos mógł zarazem mieć ciastko i zjeść ciastko.

IGRZYSKA DLA LUDU

Przyjrzyjmy się procedurze głosowania, a zwłaszcza kworum potrzebnemu do wskazania osoby zasługującej na wygnanie, co może nam pomóc w interpretacji sprzecznych informacji na temat ostracyzmu. 6 tys. tabliczek "skazujących" czy 6 tys. obecnych obywateli? – oto jest pytanie.

Gdy znana była data spotkania na Agorze, na którym miano dokonać wyboru, cała Attyka musiała żyć tym wydarzeniem. Krążyły plotki o imionach potencjalnych wygnańców i ich domniemanych zbrodniach, trwała polityczna agitacja, ale i bez tego zapewne mało kto oparł się pokusie obejrzenia spektakularnego upokorzenia jednego z najmożniejszych członków wspólnoty i udziału w przecięciu którejś z błyskotliwie zapowiadających się politycznych karier. Trudno sobie wprost wyobrazić wspanialsze igrzyska dla demosu, w którego rękach tego dnia spoczywał los Arystydesów, Temistoklesów, Kimonów czy Peryklesów. W tej sytuacji informacje źródłowe, że aby zapadło rozstrzygnięcie, musiało się zebrać przynajmniej 6 tys. obywateli albo na 6 tys. skorup winno się znaleźć to samo imię, należy włożyć między bajki. Musiały to przecież być najliczniejsze zgromadzenia ludu, generujące największe emocje oraz zmuszające do maksymalnej mobilizacji zwolenników

i wrogów poszczególnych możnych (pamiętajmy o owych 200 tabliczkach sporządzonych przez przeciwników Temistoklesa).

Zupełnie inaczej musiała wyglądać kilka tygodni wcześniej senna atmosfera jednego z tzw. głównych Zgromadzeń (gr. kyria ekklesia) ludu na Pnyksie, gdy podczas szóstej w roku prytanii[1] obywatele zbierali się, by zdecydować o puszczeniu w ruch machiny ostracyzmu. Nie padały wówczas żadne imiona, a przede wszystkim nie było pewności, czy do politycznego spektaklu w ogóle dojdzie – słowem, nic ciekawego dla tych spragnionych wrażeń obywateli, którzy, zajęci własnymi sprawami, na Zgromadzeniu nie bywali zbyt często. Jeśli gdziekolwiek potrzebne było kworum, to właśnie tam. To zresztą logiczne – lud reprezentatywnie musiał się wypowiedzieć, czy warto na kilka tygodni zamienić polis w pole brutalnej politycznej bitwy. I tu właśnie jest pies pogrzebany.

MECHANIZMY DEMOKRACJI I RYZYKO OSTRACYZMU

Przez pierwsze 100 lat istnienia ateńskiej demokracji na czele polis stali arystokraci. Tylko oni mieli wykształcenie i przekazywaną od pokoleń wiedzę, jak przemawiać na Zgromadzeniu, jak dowodzić w polu, jak i z kim podjąć dyplomatyczne negocjacje. Pomagała im w tym gęsta sieć zagranicznych kontaktów, politycznych małżeństw itp. Lud za to skrzętnie konsumował płynące dlań z demokratycznego ustroju korzyści, skwapliwie nadzorował i karał swoje elity, ale poza tym pozostawiał im szeroki margines działania ku pożytkowi wspólnoty. Dlatego na ostracyzm trzeba patrzeć w kontekście pozycji arystokratów w demokratycznej polis i traktować go jako element rozgrywki pomiędzy demosem a jego elitami, a także – co równie ważne – jako element politycznej gry pomiędzy liderami arystokratycznymi ateńskiej wspólnoty.

Sojusz Nikiasza i Alkibiadesa przeciwko Hyperbolosowi zapamiętano jako cyniczne pogwałcenie politycznego obyczaju. Obaj politycy od pewnego czasu silnie rywalizowali. Trwał krótki rozejm w wojnie peloponeskiej ze Spartą. Nastroje ludu były nieobliczalne i żaden z graczy nie był pewny swego. Właśnie dlatego zdecydowali się zaryzykować reputację, by uniknąć wygnania. Innym pouczającym przykładem są wydarzenia z lat 488/487 – 483/482 p.n.e., między bitwą pod Maratonem a inwazją Kserksesa, gdy rok po roku na wygnanie szli kolejni przedstawiciele ateńskich elit. Niektórzy z nich mieli rodzinne związki

z obalonymi Pizystratydami, którzy próbowali wrócić w 490 roku p.n.e. z perskim korpusem ekspedycyjnym. Ale wśród ostracyzowanych był też bliski krewny reformatora Klejstenesa,

a oprócz niego kilku ludzi z pewnością niewinnych i szczerych demokratów, jak Arystydes i Ksantippos, ojciec Peryklesa. Badacze sądzą zazwyczaj, że był to efekt społecznych niepokojów w obliczu dramatycznego momentu historycznego, gdy lud rozpaczliwie bronił się przed prawdziwymi lub urojonymi wrogami.

Sytuacja Aten w latach osiemdziesiątych V wieku i w 416 roku p.n.e. była podobna:

w pierwszym wypadku zagrażało im perskie niebezpieczeństwo, a w drugim ciężary wojny peloponeskiej. W obu momentach polityczne emocje sięgały zenitu. Gdy procedura została uruchomiona, jeden z wybitnych Ateńczyków musiał – podkreślmy to mocno – pójść na wygnanie. Dla członków ateńskich elit była to okoliczność bardzo ryzykowna, gdyż wynik skorupkowego głosowania był nieprzewidywalny, zależał od wielu czynników, które trudno kontrolować. Ale łatwo można było uniknąć ryzyka. Wystarczyło, że główni rywale zawarli nieformalne porozumienie – ale musieli to zrobić przed pierwszym głosowaniem na Pnyksie, które nie budziło jeszcze nadmiernych emocji – namawiając swoich zwolenników do głosowania przeciwko ostracyzmowi albo do nieobecności na zgromadzeniu (pamiętajmy o kworum 6 tys. głosów!).

Przypuszczam, że dramatyczna atmosfera towarzysząca obu głosowaniom tłumaczy, co się wówczas stało. W 416 roku p.n.e. Nikiasz i Alkibiades po prostu nie zdołali (nie zdążyli?) dojść na czas do porozumienia i wywołali polityczny skandal. Natomiast w latach osiemdziesiątych V wieku p.n.e. Temistokles, przyszły zwycięzca spod Salaminy, a teraz rzecznik interesów ludu, który wprowadził elementy demokratyzujące ustrój stworzony przez reformy Klejstenesa, do porozumienia nie dążył. Manipulując nastrojami ludu, pewien swojej popularności, zdecydował się na frontalne starcie z Arystydesem, z pewnością poprzedzone odpowiednią agitacją. Tak samo wiele lat później, w 443 roku p.n.e., Perykles doprowadził do wygnania swego ostatniego rywala Tukidydesa, syna Melezjasza (nie mylić z historykiem Tukidydesem). Plutarch opisał tę sytuację bardzo plastycznie (Żywot Peryklesa 14.2): w końcu Perykles zdecydował się na pojedynek z Tukidydesem przy użyciu skorup, a poniósłszy to ryzyko, doprowadził do jego wygnania i rozbicia jego stronników.
GRANICE POLITYCZNEGO KOMPROMISU

Widzimy zatem prawdziwy sens ostracyzmu. Chodziło o to, aby do ostatecznego starcia w miarę możliwości nie dochodziło. Było ono ryzykowne nie tylko dla arystokratycznych liderów, ale także – niezależnie od rozrywki, jaką mogło zapewnić ludowi – dla całej polis. Groziło bowiem brutalnym i paraliżującym państwo konfliktem, mimo że ujętym w ramy rozwiązań ustrojowych. Mówiąc krótko, ostracyzm to takie rozwiązanie, które nie miało działać – wystarczyło, że mogło być zastosowane. Do ostracyzmu dochodziło natomiast w sytuacjach kryzysowych: gdy w państwie panowała zbyt gorąca atmosfera polityczna, w razie braku zgody liderów lub kombinacji tych czynników. Niekiedy w tej politycznej grze pozorów jedna ze stron czuła się na tyle silna (np. wobec jawnej niepopularności przeciwnika), by odstąpić od kompromisu i wyeliminować politycznego konkurenta: Arystydesa, Kimona, Tukidydesa i wielu innych.

Poza uznawanym przez większość badaczy antytyrańskim ostrzem ostracyzmu ważne więc

było jeszcze coś innego. Pełnił on funkcję straszaka na liderów ewentualnych walk fakcyjnych i działał na takie walki łagodząco. Raz do roku, by uniknąć ryzyka wygnania jednego z przywódców, skłócone grupy polityczne musiały zawrzeć kompromis. Wymagało to choćby minimalnego zaufania zwaśnionych stronnictw – musiały być gotowe do podjęcia rozmów na czas. Rozumiany w ten sposób ostracyzm chronił Ateny przed zbyt ostrą walką wewnętrzną, która w innych poleis ocierała się często o wojnę domową.

Obserwacja ta wyjaśnia nam genezę owej instytucji. Nie szkodzi, że o pierwszym przypadku ostracyzmu słyszymy dopiero w 488/487 roku p.n.e. Wcześniej wszystko działało dobrze, więc nie było potrzeby sięgać po ostateczne rozwiązanie. A to z kolei jasno wskazuje na wynalazcę ostracyzmu. Był nim Klejstenes, a stało się to zapewne w serii reform 508/507 roku p.n.e. lub niedługo potem. Na własnej skórze odczuł on tyranię Pizystratydów, która posłała go na wygnanie, ale też ostrą rywalizację arystokratycznych liderów, gdy pokonany przezeń Izagoras ściągnął na Ateny zbrojną interwencję Spartan. Wymyślony przez twórcę demokracji ostracyzm miał zatem zapobiec zarówno tyranii, jak i wojnie domowej. Powołując do życia tę celowo dwuinstancyjną procedurę, dalekowzroczny reformator znalazł sposób na gwałtowne obniżenie temperatury politycznego sporu w ateńskiej polis. Instrument ten zadziwiająco długo działał z niespodziewaną skutecznością.

KONIEC PEWNEJ INSTYTUCJI

Pozostaje nam już tylko pytanie o koniec ostracyzmu. Informacja ze wspomnianego Ustroju politycznego Aten (niesłusznie przypisywanego Arystotelesowi) o jego trwaniu w IV stuleciu p.n.e. nie powinna nas niepokoić.

W bardzo już wówczas tradycyjnym i zrytualizowanym ustroju nieużywanych procedur nie likwiduje się tak po prostu, ale często utrzymuje ich przeżytki, np. formalistycznie głosując

co rok przeciwko zastosowaniu tego instrumentu. Pytanie, dlaczego ostracyzm realnie obumarł w 416 roku p.n.e., pozostaje jednak aktualne. Nie mogło tu chodzić tylko o doraźną jego kompromitację.

Otóż w ciągu kilku wcześniejszych dziesięcioleci na ateńskiej scenie politycznej stało się bardzo wiele. Personalistyczne rozumienie polityki leżące u podstaw Klejstenesowej idei ostracyzmu zdezaktualizowało się. Z jednej strony ateńskie życie polityczne nie było już tak spolaryzowane jak poprzednio; działało naraz wiele grup o wzajemnie sprzecznych interesach, ale już nie tak mocno skupionych wokół rozpoznawalnego arystokratycznego lidera. Z drugiej zaś dokonywał się stopniowy awans nowych elit, obywateli możnych i zamożnych, ale nie mogących się poszczycić arystokratycznym pochodzeniem. Historyk Tukidydes pisze o nich z obrzydzeniem jako o schlebiających ludowi demagogach, jak wyśmiewany często w komediach Arystofanesa Kleon, podobno właściciel garbarni. Przywódcy polityczni starego i nowego typu różnili się radykalnie nie tylko

pochodzeniem, ale przede wszystkim wykształceniem i systemem wyznawanych wartości, co utrudniało negocjacje pomiędzy nimi, bo drastycznie ograniczało wzajemne zaufanie konieczne do podjęcia na czas wspólnych działań. W takim starciu przeciwstawnych modeli kultury politycznej kompromis często okazywał się większym złem niż ryzyko wygnania.

W dodatku wojna peloponeska znacznie podniosła temperaturę życia politycznego,

wypromowała wielu pomniejszych liderów, a przez to uczyniła jednorazowe, nieodwracalne decyzje ludu bardziej nieprzewidywalnymi, a więc skrajnie ryzykownymi dla wspólnoty i jej przywódców. Teraz nie było wiadomo, jak zachowa się demos już podczas wstępnego głosowania na Pnyksie. Z tych powodów trudno było o racjonalny kompromis, a system zabezpieczeń Klejstenesa przestał działać.

Powstaje pokusa, aby oligarchiczne zamachy stanu z 411 oraz 404 roku p.n.e., które na pewien czas obaliły demokrację i doprowadziły do przegranej w wojnie ze Spartą, łączyć nie tylko z bieżącymi wydarzeniami politycznymi czy klęskami militarnymi Aten, ale także z próżnią w "procedurach bezpieczeństwa" demokratycznego ustroju, jaka wytworzyła się po porzuceniu ostracyzmu w 416 (?) roku p.n.e. Z tej perspektywy dziwaczny z pozoru rytuał politycznego kozła ofiarnego okazuje się jednym z największych błogosławieństw ateńskiej demokracji pierwszego wieku jej dziejów.

[1] W ateńskim kalendarzu jeden z dziesięciu odcinków roku, w którym funkcje wykonawczego komitetu Rady Pięciuset oraz Zgromadzenia, a więc coś w rodzaju komisji stałej administrującej polis, pełniło pięćdziesięciu członków Rady zwanych prytanami, pochodzących z jednej fyli, czyli jednostki podziału ateńskiego ciała obywatelskiego, a zarazem podziału administracyjnego Attyki.

konto usunięte

Temat: Po co komu ostacyzm?

Tekst M. Węcowskiego jest popularną wersją jego poglądow. Przynosi on bardzo rewolucyjne i nowatorskie pomysły które rzucają nowe światło na instytucje ostracyzmu. Ten pomysł wyjaśnia kilka dosyć dziwnych procedur, które związane były z tą instytucją
Waldemar Skrobacz

Waldemar Skrobacz przedsiębiorca

Temat: Po co komu ostacyzm?

Świetny tekst, ale czy Solon nie był już poddany, mimo zasług wygnaniu i czy aby nie przez ostracyzm...
Na temat kształtowania się ustroju mam własny pogląd, wbrew historykom starożytnym, a wynikający z prawidłowości, powiedzmy antropologicznych...Mianowicie w większości przypadków w starożytności kodyfikacja prawa lub twarde ustalenie norm ustrojowych było poprzedzone zwyczajem, tzn. prawo funkcjonowało dużo wcześniej, niż je ostatecznie zatwierdzono...wydaje mi się, że ostracyzm może mieć pochodzenie archaiczne, a w okresie klasycznym znaczenie symboliczne, a od czasu do czasu tylko występując jako rzeczywisty instrument ustrojowy...osobiście w ogóle wątpię w reformy Solona, czy Kleistenesa na tzw. "surowym korzeniu", wydaje mi się, że tradycja reformatorów prawodawców, pewien mit stanowienia prawa ukuto już w starożytności...

Proszę ten głos w dyskusji potraktować bardzo lekko, jako zabawę w hipotezy, niekoniecznie "bardzo naukowe".

;)

konto usunięte

Temat: Po co komu ostacyzm?

Nie. ostracyzmu wczesniej nie bylo. Jest inny problem - czy znamy wszystkie przypadki ostracyzmu i czy kazda procedura ostracyzmu konczyla sie wygnaniem kogos

Następna dyskusja:

Po co komu Komisja Nadzoru ...




Wyślij zaproszenie do