konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Rafał Drabik:
I stamtąd wychodzi ten obraz milionów Polaków czychających na jakiegoś Żyda aby go zamordować, wydać Niemcom (którzy zresztą do Żydów nic nie mieli, bo to co się nieraz słyszy to brednie o jakmś tam antysemityźmie pośród Niemców, wszak to byli naziści nie Niemcy).

No!!! Panie Drabik wreszcie przejzeliscie na oczy. Pamietajcie nigdy nie jest za pozno, zeby dolaczyc do "nowoczesnych patriotow". Mlodzi w koncu jestescie i jeszcze nie jedno napiszecie!

Ps. Adam bardzo sie ucieszyl z waszej postawy!
Jan Łukasiak

Jan Łukasiak Hossa Advertising

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Wypowiedzi Dr Alina Cała są pełne uogólnień w niku czego krzywdzące co nie zmmienia faktu że należy się zastanowić na postawami nas polaków w czasie wojny. Antysemityzm , czy też był popularny w Polsce w okresie między wojennym widać to bardzo gdy się przegląda prasę z tego okresu, a "Mały Dziennik" z wahaniami miał nakład około 300 000 sztuk , czyli był w miarę populary gdy porówna się to do ówczesnej ilości mieszkańców.
Z drugiej storny nasz naród jest najliczniejszy wśród laureatów "Sprawiedliwych wśród narodów". Z innej znów strony pamiętajmy w swych ocenach o empatii, o ocenie spłeczeństwa jako zbiorowiska ludzi , ( nie narodów ) - wśród ludzi narodowości żydowskiej było też wielu , złodziei, morderców , gwałcicieli i kolaborantów - jak w naszym , ot ludzie.

a poziom wiedzy gdy odejmniemy nienawiść do Polaków jest w tym cytacie

"To mit. Problemem szmalcownictwa państwo podziemne zajęło się pod wpływem Żegoty w 1943 roku, gdy Holokaust dobiegał już niemal końca."

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

prosze panow, by osobia ocene swoich pogladow wymianiali na priv.

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Jak przedstawia sie relacje poslko-niemeickie w Niemczech:
Gazeta Wyborcza
Wystawa w Berlinie o stosunkach Polski i Niemiec "Otchłań i nadzieja"
PAP
2009-05-27, ostatnia aktualizacja 2009-05-27 16:06
Blisko dwa stulecia stosunków polsko- niemieckich pokazuje najnowsza wystawa Niemieckiego Muzeum Historycznego, która zostanie otwarta w środę wieczorem w Berlinie.
Wystawę zatytułowaną "Polacy i Niemcy. 1 września 1939. Otchłań i nadzieja" przygotowano w związku z przypadającą w tym roku 70. rocznicą wybuchu II wojny światowej. Zainaugurują ją minister kultury Bogdan Zdrojewski i niemiecki sekretarz stanu ds. kultury i mediów Bernd Neumann.

"Wydawało nam się niemożliwe, by liczne ważne rocznice, które przypadają w tym roku w Niemczech, obchodzić bez przypomnienia o 70. rocznicy hitlerowskiej napaści na Polskę" - powiedział w środę na konferencji prasowej dyrektor Niemieckiego Muzeum Historycznego prof. Hans Ottomeyer.

Jak dodał, do prac nad wystawą, poruszającą trudny temat stosunków polsko-niemieckich, zaproszono czterech polskich historyków.

Obejmuje ona 750 eksponatów rozmieszczonych na blisko 900 metrach kwadratowych powierzchni muzealnej. Choć wystawa związana jest z rocznicą wybuchu II wojny światowej, to jej autorzy postanowili ukazać okres wojny i okupacji niemieckiej w Polsce w szerszym kontekście.

Prolog ekspozycji, zatytułowany "Ucisk i walka o wolność", dotyczy okresu od trzeciego rozbioru Polski, czyli od 1795 r. "Ważne jest, by pokazać, że Polska była piłką, którą bawili się sąsiedzi. Polacy byli pod uciskiem ze strony sąsiednich mocarstw, a jednocześnie dążyli do samostanowienia. Ze strony Niemców spotykali się z pogardą dla swojej kultury" - powiedział dziennikarzom jeden z kuratorów wystawy, Arnulf Scriba.

Wraz z powstaniem Rzeszy niemieckiej w 1871 r., zaostrzała się polityka germanizacyjna wobec mieszkających na jej terenie Polaków, a Niemcy nie uznali granicy z Polską po odzyskaniu przez nią niepodległości w 1918 r. Stosunki wzajemne zdominowały stereotypy i uprzedzenia.

Centralna część ekspozycji obejmuje okres II wojny światowej i okupacji. Została umieszczona w oddzielnej sali, w której panuje półmrok, co ma symbolizować charakter reżimu okupacyjnego, mający na celu zniszczenie ludności cywilnej i kultury polskiej - tłumaczy Scriba.

Wystawa w tej części koncentruje się na pięciu aspektach: kampanii wrześniowej, pracy przymusowej Polaków oraz ludności żydowskiej na terenie okupowanej Polski, mało znanej w Niemczech historii ruchu oporu wobec sił niemieckich, Holokauście i ludobójstwie oraz kolonizacji Polski i wypędzeniach Polaków z obszarów przyłączonych do III Rzeszy, w tym akcji na Zamojszczyźnie.

Trzecia część wystawy "epilog" dotyczy okresu powojennego. Była ona - jak przyznał historyk Tomasz Szarota, polski współautor wystawy - najtrudniejszym fragmentem ekspozycji. Porusza bowiem m.in. skomplikowany w relacjach obu krajów temat "ucieczki i wypędzenia" ludności niemieckiej z włączonych w granice Polski dawnych terenów III Rzeszy.

Problem związany był z różnym rozumieniem pojęcia "wypędzenia". "Posługiwanie się zbiorczym określeniem +wypędzenia+ także dla ucieczek ludności i przymusowych wysiedleń jest niezgodne z rzeczywistością i fałszerstwem historycznym" - powiedział Szarota.

"To było przedmiotem naszych debat, ale wydaje się, że wyszliśmy z tego z honorem" - dodał.

Na wystawie zamieszczono odrębny fragment poświęcony "ucieczce" ludności niemieckiej ze wschodnich terenów III Rzeszy przed Armią Czerwoną. W katalogu wystawy zamieszczono tekst na temat różnicy pojęć i związanych z tym problemów.

Trzecia część ekspozycji obejmuje stosunki Polski z RFN jak i Niemiecką Republika Demokratyczną. Uwzględniono w niej także działalność "Solidarności", jak wzór dla opozycji w NRD, akcje pomocy Polakom w Republice Federalnej Niemiec, a także stosunki obu państw po 1989 r.

Szarota powiedział też, że początkowo obawiał się podjęcia współpracy przy wystawie w Niemieckim Muzeum Historycznych. "Nie wynikało to z obawy przed współpracą z niemieckimi historykami. Mój lęk wzbudzało to, czy niektórzy dziennikarze w Polsce nie będą uważali, że poprzez prace z niemieckimi kolegami stanę się rzecznikiem interesów niemieckich" - wyjaśnił.

"Mam przekonanie, że jeśli ktoś powie, iż ta wystawa jest kolejnym przejawem działalności antypolskiej, a historycy polscy którzy brali w niej udział nie zasługują na miano polskich patriotów, będzie kłamać" - powiedział Szarota.

Około 30 procent eksponatów prezentowanym na ekspozycji pochodzi ze zbiorów Niemieckiego Muzeum Historycznego, około połowa - z polskich muzeów i instytucji, w tym Muzeum Powstania Warszawskiego, Żydowskiego Instytutu Historycznego czy Instytutu Pamięci Narodowej. Duża część to eksponaty podarowane przez prywatne osoby

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Gazeta wyborcza:
Adam Leszczyński: Czy Polacy mają zmitologizowany obraz niemieckiej okupacji?

Prof. Tomasz Szarota: Przede wszystkim niewiele o niej wiedzą - zwłaszcza na temat tego, jak żyli ludzie w innych okupowanych krajach Europy. Zamiast informacji mamy wyobrażenia, które powstają np. na podstawie filmów.

Powszechna jest opinia, że Francuzi tylko bawili się i kolaborowali.

A to nieprawda?

- Pół prawdy. Rzeczywiście skala terroru w Warszawie i w Paryżu jest nieporównywalna. Mało kto jednak wie, że życie w Paryżu wyglądało zupełnie inaczej w momencie wejścia Niemców i inaczej pod koniec okupacji.

W 1943-44 r. nastąpiło na Zachodzie niesłychane zaostrzenie terroru. W Paryżu używano wówczas nawet określenia "polonizacja". Ja bym to nazwał raczej "warszawizacją", bo okupacja zaczęła upodabniać się do warszawskiej.

Czy można porównać zakres kolaboracji w Paryżu i w Warszawie?

- Od samego początku Niemcom niesłychanie zależało, żeby Francuzi kolaborowali. Cała polityka okupacyjna polegała na tym, żeby skłonić francuskie warstwy intelektualne do przyjęcia hitlerowskiej ideologii - włączyć Francuzów do tworzenia "nowej Europy" pod niemiecką egidą.

W Polsce o jakimkolwiek wciąganiu intelektualistów do współpracy długo nie było mowy. Po klęskach pod Stalingradem i pod Kurskiem, czyli mniej więcej od połowy 1943 r., Niemcy zaczęli zdawać sobie sprawę, że może warto byłoby wykorzystać antykomunizm Polaków i ich niechęć do Rosjan. Było to jednak już po takiej fali terroru, że o kolaboracji mowy być nie mogło. Nawet ci, którzy zaczęli myśleć, że jednak niebezpieczniejszym wrogiem są bolszewicy, nie znajdowali posłuchu. Z tego typu ideami przyjechał do Warszawy z Wilna Józef Mackiewicz. Kiedy rozmawiał o współpracy z Czesławem Miłoszem, usłyszał, że to niemożliwe - bo jeśli ktokolwiek wyjdzie z taką propozycją, to zostanie zlikwidowany jako zdrajca. Nienawiść była już zbyt duża.

Z czego wynikała ta różnica w niemieckiej polityce? Niemcy uznawali Francuzów za równych sobie, a Polska była barbarzyńskim Wschodem?

- Od początku do końca wojny Niemcy mieli przeświadczenie, że polski intelektualista nie może istnieć. Została zapisana wypowiedź Hitlera z lat 20., który w czasie rozmowy o Polakach mówi, że nie wyobraża sobie polskiego lotnika. Bo Polak jest za prymitywny, żeby mógł zostać pilotem.

To kto według Hitlera właściwie latał polskimi samolotami? Żydzi?

- Wtedy chyba w ogóle sobie nie wyobrażał, że jest jakieś polskie lotnictwo. Tę rozmowę prowadzono na długo przed wojną.

W kampanii wrześniowej Niemcy często myśleli, że ci, którzy stawiają im opór, mają naprawdę pochodzenie niemieckie. Dopiero wtedy było to dla nich zrozumiałe. Padały wtedy nazwiska: admirał Unrug, generał Rómmel itd. Jakiś gen. Kowalski, w stu procentach Polak, nie mógł być przecież godnym przeciwnikiem dla żołnierza niemieckiego.

Propaganda budowała wśród Niemców przeświadczenie, że Polacy to mierzwa, która nadaje się tylko do pracy przymusowej.

Wiedzieli jednak, że polscy intelektualiści istnieją. Przecież ich czynnie eksterminowali.

- W świadomości niemieckich speców od propagandy było zawsze przeświadczenie, że Polacy mają wrodzoną buntowniczość i skłonność do konspiracji. Patrzyli na historię Polski i wyciągali wniosek, że to naród, który wciąż na nowo podejmuje jakąś rewoltę. Powstania i bunty wszczynają polskie elity, które wciągają innych. Polską inteligencję eliminowano prewencyjnie - żeby nie powstał ruch oporu.

Dlatego np. w Palmirach pod Warszawą wśród rozstrzelanych są też całkowicie przypadkowe osoby, niezaangażowane w konspirację. Niemcy wiedzieli tylko, że ci ludzie należą do warstwy oświeconej. Nie musieli mieć konkretnych zarzutów. Wystarczyło podejrzenie, że taki człowiek zaangażuje się w walkę w przyszłości.

Można jakoś porównać skalę społecznego oporu? Francuzi mniej się jednak buntowali, a bardziej kolaborowali?

- Mówienie o społecznej skali oporu nie jest wcale łatwe - także w przypadku Polski. Wydana w lipcu 1943 r. książka Aleksandra Kamińskiego "Kamienie na szaniec" była apelem, który miał społeczeństwo obudzić z letargu. Kamiński pokazał Bytnara czy "Zośkę" po to, by wzywać do czynu, bo uważał, że społeczeństwo było zbyt bierne i potrzebowało bohaterskich przykładów.

Zadziałało?

- Poparcie społeczne dla oporu rosło, bo Niemcy ustawicznie stosowali terror. Okazało się, że nawet brak zaangażowania nie zabezpieczał człowieka przed łapanką i wysłaniem do Auschwitz. Niedawno znalazłem dokument, według którego kara śmierci groziła za kradzież prądu. Kiedy karę śmierci można dostać za wszystko, człowiek przestaje się bać czegokolwiek.

- To bardzo skomplikowane. Francuzi wyeliminowali z pamięci skalę i zasięg działań antyniemieckich w okupowanym Paryżu, ponieważ większość czynnych zamachów na Niemców dokonali komuniści.

Pracowałem przez wiele miesięcy w archiwum prefektury francuskiej policji. Znam sytuację w Paryżu na podstawie codziennych raportów policji. To dokumentacja bez porównania dokładniejsza od tej, jaką mamy o Warszawie.

Gdybym chciał napisać książkę "Akcje zbrojne w okupowanym Paryżu" - podobną do tej, którą zmarły Tomasz Strzembosz napisał o Warszawie - to wcale ta książka nie byłaby dużo cieńsza od książki Strzembosza! Akcji ruchu oporu - likwidowania konfidentów, rzucania granatów itd. - było w Paryżu dużo. Tylko zniknęły ze świadomości.

Poszedłem raz do hotelu, w którym w czasie okupacji rzucono bombę. Pytałem właściciela, czy w ogóle o tym wiedzą, bo tablicy oczywiście żadnej nie ma. Nic - to zostało wymazane z pamięci.

Wszyscy podkreślają, że okupacja w Paryżu była inna na początku. W dziennikach zawsze można przeczytać: "Myśmy się spodziewali najazdu Hunów". Kiedy Niemcy weszli, okazało się, że przez pierwsze tygodnie okupacji zachowywali się niesłychanie uprzejmie. Ustępowali w metrze miejsca kobietom. Francuzi sami raczej nie są dżentelmenami, więc to szczególnie zauważali. Pierwszego Niemca zabili komuniści 21 sierpnia 1941 r.

Dopiero po ataku na ZSRR?

- O właśnie, powiela pan kolejny stereotyp... że do lipca 1941 r. partia komunistyczna kolaborowała z Niemcami. W świetle dokumentów to nieprawda. Latem 1940 r. - po paru tygodniach okupacji - dostali z Moskwy nakaz biernego oporu wobec Niemców. Słusznie, że biernego, bo nie było żadnych szans, żeby w Paryżu można było przeciwstawiać się zbrojnie Niemcom w tym czasie.

To nie wszystko. Francuzom żyło się wygodniej, prawda?

- W mojej książce "Karuzela" cytuję wspomnienia Kazimierza Leskiego. Pisałem do nich wstęp i miałem okazję go poznać. To ciekawa postać - jeździł w mundurze generała Wehrmachtu do Paryża jako wysłannik polskiego ruchu oporu. Leski pisze, że w Paryżu było wszystko, co prawda mieli kartki, ale na rynku wszystko było można kupić.

Jak z nim rozmawiałem, powiedziałem mu: „Panie Kazimierzu, jak pan jechał do Paryża, dostawał pan kartki, które panu Stanisław Jankowski - sławny »Agaton « - podrabiał w Warszawie. Dlatego pan był tam panisko”.

Mamy też relacje Andrzeja Bobkowskiego, który w Paryżu wtedy mieszkał. Pisze w 1942 r.: "Znowu przyjechał Tadzio, jeździ między Warszawą i Paryżem [...] Tym razem Janeczka, jego żona, przesłała nam w prezencie kawał słoniny i kiełbasę. Właściwie od listopada jesteśmy cały czas zaopatrywani w zasadnicze i tak trudne tu do zdobycia artykuły żywnościowe przez Polskę".

Ci paryżanie wcale nie tańczyli, tylko mieli bardzo ciężko.

Istnieją dwie prace lekarzy na temat badania choroby głodowej - jedna z getta warszawskiego, a druga, o wiele mniej znana, z Holandii, gdzie ludzie umierali z głodu w lutym-marcu 1945 r. Holandia była wtedy odcięta od jakichkolwiek możliwości dowozu żywności.

Jeszcze gorzej było na Wschodzie. Czy Polacy zdają sobie sprawę, jakie były skutki oblężenia Leningradu? Co najmniej dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi zginęły tam z głodu. W materiałach NKWD z oblężonego Leningradu są doniesienia o wyrokach za kanibalizm. Jesteśmy tak skoncentrowani na własnych cierpieniach, że trudno to nam dostrzec.
Czy Polacy też by kolaborowali, gdyby Niemcy zachowywali się w Warszawie równie sympatycznie jak - na początku - w Paryżu?

- Teoretycznie historyk nie powinien się zajmować gdybaniem... Wielu warszawiaków, którzy zetknęli się z Niemcami w październiku 1939 r., przeżyło okupację niemiecką podczas I wojny światowej. Łudzono się, że Niemcy są jednak kulturalnym narodem. Zakładano, że wprowadzą surowy okupacyjny porządek, ale o to nikt nie miał pretensji - trudno, w końcu przegraliśmy wojnę.

Już w 1939 r. okazało się jednak, że Niemcy burzą kapliczki i krzyże przydrożne - w imię pogańskiej, germańskiej ideologii. To ludzi oburzało. Potem doszły informacje o aresztowaniu profesorów w Krakowie. Niedługo później w Wawrze rozstrzelano 106 osób za to, że zwykli bandyci zabili dwóch Niemców.

Na to barbarzyństwo nakładała się idiotyczna propaganda. "Nowy Kurier Warszawski" - gazeta wydawana po polsku - pisał np. o śmieciarzach w Warszawie. Jeden z nich mówi: "Przed wojną w naszym fachu pracowali tylko Żydzi. Teraz, całe szczęście, element żydowski został odsunięty".

Mam wstrząsający dokument napisany przez jednego z polskich inteligentów kolaborujących z Niemcami. Czyta czasopisma wydawane dla Polaków i pisze o nich: "To jest na takim poziomie, że nikt nie będzie z wami współpracował".

Z kim my właściwie mieliśmy kolaborować? Z HunamiRobert Suski edytował(a) ten post dnia 27.05.09 o godzinie 20:32
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Podobny problem dotyczył przecież najazdu Szwedów w 1655 roku. Początkowo, gdy Karol Gustaw miał realną nadzieję na tron polski, Szwedzi zachowywali się bardzo poprawnie, masowo wystawiali gwarancje bezpieczeństwa, nawet ksiądz Kordecki z Częstochowy się o to wystarał. Cały problem w dużej mierze postrzegano jako konflikt w rodzinie, między Karolem Gustawem i Janem Kazimierzem.
Ale gdy to okazało się mrzonką, to zaczęli rabować na wielką skalę.
Zaś o kolaborację oskarżono arian, uważając, skądinąd zupelnie słusznie, że zapewne z racji odmiennego wyznania sympatyzują ze Szwedami. Chociaż, gdyby wypędzać za kolaborację, to zapewne trzeba by wygnać połowę, albo nawet i więcej szlachty. zaś pozostałych wygnać za tchórzostwo, w tym samego króla, który uciekł na Sląsk.
W tradycji polskiej pozostał także obraz "zdrajcy Radziwiłła", który przecież nie robił nic innego, jak w sposób zupełnie racjonalny, w obliczu kompletnego rozkładu państwa, chciał przynajmniej uratować Litwę i pozyskać cennego, szwedzkiego sojusznika, przeciwko Rosjanom.

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Mówią Wieki, Zbigniew Klejn

Przerwana zagłada

Duńczycy i Bułgarzy mają prawo chlubić się swym sprzeciwem wobec hitlerowskiego planu zagłady ich żydowskich współobywateli

W 1943 roku hitlerowski amok mordowania Żydów osiągnął punkt szczytowy. Ale był to także rok, w którym napotkał on opór. W Polsce wybuchły powstania w gettach warszawskim i białostockim. Nie powiódł się też, częściowo lub w całości, podjęty przez Niemców zamiar wywózki do komór gazowych społeczności żydowskiej w Bułgarii i Danii.

Mieszkańcy Dupnicy w Bułgarii, miasta liczącego wówczas 17 tys. mieszkańców, sami zamknęli się w areszcie domowym na znak protestu i solidarności z żydowskimi współobywatelami. Działo to się wczesną wiosną 1943 roku, kiedy to pod naciskiem Niemców podjęto w tym kraju realizację Endlösung - "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej". Wstępem do niego było zakazanie Żydom opuszczania mieszkań. Tylko głowa rodziny miała prawo wychodzić na dwie godziny po zakupy.
Adolf Hitler i car Borys III podczas spotkania w Berlinie w 1941 roku

W Bułgarii nigdy nie istniał "problem żydowski". Żydów było mało, ledwie 50 tys. na 6,5 mln mieszkańców. Nie odgrywali przy tym istotniejszej roli. Dominowali wśród nich drobni rzemieślnicy, domokrążcy, straganiarze i robotnicy fizyczni; niewielka grupa uprawiała wolne zawody. Unikali polityki. Tylko jednostki działały na większą skalę w gospodarce.

Pierwsze pogromy urządziły dopiero wojska rosyjskie, wyzwalające w 1877 roku Bułgarię od zaboru tureckiego. Nie zostały one zapomniane, a posiana trucizna odżyła po ćwierć wieku. Na początku XX stulecia w naddunajskim Łomie policja i Cerkiew przewodziły ekscesom antyżydowskim, sprowokowanym plotką o morderstwach rytualnych. Niebawem powtórzyło się to w Sofii i Ruse. We wrześniu 1939 roku motłoch wszczął pogromy w stolicy. A sojusz z Trzecią Rzeszą i zgoda na przepuszczenie wojsk hitlerowskich do agresji na Grecję narzuciły rządowi bułgarskiemu program izolacji, a następnie całkowitej likwidacji tej części społeczeństwa.

W stronę "ostatecznego rozwiązania"

Jesienią 1940 roku położenie mniejszości żydowskiej zaczęło się gwałtownie pogarszać. Parlament przyjął wtedy rządowy projekt ustawy "o ochronie narodu", wzorowany na przepisach norymberskich. Pozbawiała ona ludność żydowską wszelkich praw, decyzję o jej losach oddając w ręce policji. Dzieci pozbawiono prawa do nauki, a dorosłych - możliwości zarobkowania, wystawiając na szykany i upokorzenia. Nie dotyczyło to jednak Żydów-chrześcijan oraz małżonków osób wyznających wiarę chrześcijańską. Parę tysięcy osób chwyciło się tej deski ratunku, przyjmując prawosławie.

W Bułgarii nie utworzono zamkniętych gett, a niektóre zakazy wyglądały zgoła osobliwie w porównaniu z losem ludności żydowskiej na ziemiach polskich. Tak np. Żydzi zasłużeni dla państwa bułgarskiego mogli nosić obowiązkową gwiazdę Syjonu mniejszych rozmiarów. W niektórych hotelach szykany polegały na tym, że mogli wynająć pokój jedynie raz na pół roku, i to najwyżej na 10 dni, a na peronach kolejowych wolno im było poruszać się tylko pojedynczo.

Los Żydów został przesądzony na początku roku 1943, kiedy to na skutek nalegań Trzeciej Rzeszy przygotowano plan ich deportacji do obozów zagłady. Obejmował on mieszkańców przedwojennego terytorium kraju oraz tzw. ziem oswobodzonych, tj. anektowanych przez Bułgarię w 1941 roku: greckiej Tracji Egejskiej i jugosłowiańskiej części Macedonii. Opracował go specjalny pełnomocnik Eichmanna w Sofii hauptsturmführer Theodor Dannecken. Gorliwym jego pomocnikiem był komisarz rządu bułgarskiego do spraw żydowskich Aleksander Belew, działający w porozumieniu z premierem i ministrem spraw wewnętrznych.

Bułgaria chlubi się, że nie dopuściła do deportacji Żydów. To prawda, choć nie do końca. Ocaliła tych, którzy mieszkali w obrębie przedwojennych granic kraju. Nie zdołała jednak zapobiec zagładzie ponad 11 tys. Żydów z terytoriów przyłączonych w trakcie wojny. Już rok wcześniej pozbawiono ich prawa do otrzymania obywatelstwa bułgarskiego, chociaż przyznano je wszystkim pozostałym mieszkańcom tych ziem.

W pierwszych dniach marca 1943 roku bułgarska policja i członkowie prawicowych bojówek, tzw. Brannicy, zagnali Żydów na rampy kolejowe. Zaplombowane wagony towarowe, rozbrzmiewające płaczem, krzykami rozpaczy, wołaniem o wodę i powietrze dla dzieci, wędrowały potem po Bułgarii do obozów przejściowych, gdzie formowano transporty do Auschwitz czy Treblinki. Widok ten wstrząsnął metropolitą sofijskim Stefanem.
deportowanego Żyda. Miało ich być - według owego kontraktu - 20 tys., więc brakujące z górą 8 tys. osób postanowiono dobrać ze społeczności zamieszkującej przedwojenne terytorium kraju. I tak przecież miała być ona wydana na śmierć, tyle że w następnym etapie. Ok. 1800 Żydów z Kazanłyku pod Bałkanem zawieziono już nawet do Łomu, miasta portowego nad Dunajem, skąd śladem swych rodaków z Tracji Egejskiej mieli odpłynąć w górę rzeki, ku Zagładzie.

Car lawiruje

Te działania wywołały jednak protesty części elit. 3 marca 1943 roku, po dramatycznych interwencjach u władz lokalnych i centralnych, metropolicie Płowdiwu Kiriłowi udało się uwolnić 1600 osób, czyli całą ludność żydowską tego miasta, na którą czekał już pod parą pociąg do Treblinki. Był to kolejny etap sprzeciwu bułgarskiej Cerkwi prawosławnej wobec prześladowań Żydów. Już jesienią roku 1940 zażądała ona zaprzestania dyskryminacji żydowskich przechrztów, także tych, którzy aktu konwersji dokonali niedawno. Później hierarchowie prawosławni totalnie potępili prześladowania Żydów, a metropolita sofijski zaoferował naczelnemu rabinowi Bułgarii schronienie w swoim pałacu. Wreszcie Synod uznał, że ulegając Hitlerowi, kraj utracił niepodległość. Nie popieramy naśladowania [Niemiec] - ogłosił 25 czerwca 1943 roku - ani rezygnacji z suwerenności.

Również nuncjusz apostolski w Stambule, a wcześniej w Sofii, Angelo Roncalli (przyszły papież Jan XXIII) zwrócił się do cara o ratunek dla Żydów. Na kopii swej interwencji zapisał później: Król załatwił tę sprawę. Sumienie obudziło się także u deputowanych do Zgromadzenia Narodowego, tych samych zresztą, którzy przed trzema laty przegłosowali antyżydowską ustawę "o ochronie narodu". W marcu 1943 roku, prawie równocześnie z akcją płowdiwskiego metropolity, kilku deputowanym z prowincji udało się uzyskać czasowe zawieszenie decyzji o wysiedleniu, a nawet wyrwać z transportów śmierci kilkadziesiąt osób z Tracji Egejskiej. A pod petycją o uratowanie Żydów od zagłady podpisało się 43 członków Zgromadzenia Narodowego wraz z jego wiceprzewodniczącym. Zachwiało to parlamentarnym zapleczem rządu, stanowiącym parawan dla autorytarnej władzy cara.

Do niego też skierowało apel 63 polityków i działaczy społecznych, w tym byli premierzy, ministrowie oraz profesorowie wyższych uczelni, żądając wstrzymania tych nieludzkich - jak pisali - działań, za które ponosi Pan całkowitą odpowiedzialność. Postawa cara była jednak w istocie bardziej złożona. Jeszcze 7 listopada 1940 roku, nazajutrz po wniesieniu do parlamentu projektu ustawy "o ochronie narodu", monarcha zapewniał Żydów, że nie stanie im się nic złego. Po tygodniu powiedział jednak swemu doradcy Lubomirowi Lułczewowi, że projektu dotąd nie czytał i chociaż nie życzy sobie takiego ustawodawstwa, to lepiej, abyśmy to zrobili sami, niżby nas do tego zmuszono. Car postawił też warunek: musi to być prawo sprawiedliwe i zatrzaskujące drzwi przed wszelką samowolą.

Ustawa tego warunku nie spełniła, niemniej władca demonstrował całkowite dla niej poparcie. Mało tego! Car - jak zanotował w swoim Dzienniku premier Bohdan Fiłow - domagał się stosowania wobec Żydów twardego kursu. Podczas audiencji udzielonej Synodowi Cerkwi prawosławnej wygłosił zdumiewająco gwałtowną filipikę przeciwko Żydom, dosłownie powtarzającą tezy propagandy hitlerowskiej, aż po zarzut wywołania przez nich wojny światowej. Wystąpienie to nabiera wszakże innej wymowy, jeśli weźmie się pod uwagę, że obecni na tej audiencji premier Fiłow i minister spraw wewnętrznych Gabrowski znani byli z utrzymywania bliskich kontaktów z ambasadą niemiecką. Po nieudanej deportacji w marcu 1943 roku szef rządu wycofał się nawet z danej Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi zgody na wyjazd do Palestyny 4 tys. żydowskich dzieci i 500 starców.

Jest wysoce prawdopodobne, że Borys III usiłował lawirować między coraz bardziej brutalnymi żądaniami Niemiec a naciskami prozachodniej części bułgarskiej elity oraz aliantów. Sprzymierzeni dysponowali wszak poważnym środkiem nacisku - bombowce, które przelatując nad Bułgarią, na razie atakowały tylko cele w Rumunii, mogły zostać skierowane na Sofię i inne bułgarskie miasta. Po Stalingradzie i lądowaniu na Sycylii wynik wojny wydawał się przesądzony. Bułgarskiej prasie zakazano nawet atakowania Stalina.

Trwały już pierwsze zakulisowe rozmowy o wyjściu Bułgarii z wojny. Car zdawał sobie sprawę, że wydanie Żydów przez formalnie nieokupowany kraj może przekreślić rachuby na uzyskanie od aliantów łagodniejszych warunków pokojowych. W związku z tym w kwietniu 1943 roku, zamiast obiecywanego wcześniej Niemcom natychmiastowego wydania całej ludności żydowskiej, Borys III wybrał wariant wysiedlenia jej z Sofii i innych dużych miast na głęboką prowincję.
Niemcom przedstawiał to jako wstępny krok do planowanej, tym razem na czerwiec, deportacji do Auschwitz 23 tys. żydowskich "elementów bolszewicko-komunistycznych" (w istocie - kobiet, dzieci i starców). Tylu Żydów car obiecał w kwietniu w Berlinie w zamian za milczącą zgodę na czasowe przetrzymanie w obozach 25 tys. żydowskich mężczyzn potrzebnych do budowy dróg. Od tej chwili aż do końca wojny, niezależnie od wykształcenia i możliwości fizycznych, tłukli oni kamienie na szosach.

Współczucie i obojetność

Jeszcze gorszy los spotkał pozostałą ludność żydowską. Skoszarowana w szkołach albo upchana w nielicznych na prowincji mieszkaniach współwyznawców, wyzuta z dobytku i pozbawiona prawa do zarobku, wegetowała o głodzie i chłodzie. Wszystkich dręczył strach przed kolejnymi prześladowaniami, do których już jednak nie doszło.

Społeczeństwo bułgarskie w swej masie nie popierało narzuconej akcji antyżydowskiej. Niemniej zdarzały się przejawy okrucieństwa ze strony policjantów, żołnierzy i członków organizacji prawicowo-nacjonalistycznych, konwojujących wysiedlanych Żydów. Przy tej okazji zagarniano dorobek całych pokoleń, przejmowano żydowskie warsztaty pracy, a nawet nędzny dobytek osobisty, po który zjeżdżali furmankami chłopi, np. z podsofijskich wsi. Liczniejsze były jednak przykłady solidarności z prześladowanymi Żydami - i to na najwyższym szczeblu. Niemcy z niepokojem odnotowali postawę carycy Joanny, która na wystawie książki niemieckiej w Sofii zdecydowanie odmówiła obejrzenia stoisk z literaturą antyżydowską. A także wielokrotne interwencje rodziny królewskiej w ambasadzie włoskiej na rzecz Żydów ubiegających się o wizę włoską. Nie uszły też hitlerowskiej uwagi tysiące wiz tranzytowych wydanych Żydom słowackim, uciekającym przez Węgry i Rumunię do Palestyny. Przygotowując wizytę cara w Berlinie, ambasador Rzeszy w Sofii nie miał wątpliwości, że monarcha gra na zwłokę.

Po przedwczesnej śmierci cara 28 sierpnia 1943 roku nowy bułgarski minister spraw wewnętrznych mógł już tylko stwierdzić: o wydaniu Żydów Trzeciej Rzeszy nie ma mowy. Nawet niemiecka dyplomacja doradzała już wówczas nowemu szefowi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Ernstowi Kaltenbrunnerowi, który koordynował akcję eksterminacji ludności żydowskiej, aby zawiesił takie żądanie wobec Sofii "do nowych sukcesów na frontach".

Bilans Holocaustu na ziemiach znajdujących się we władaniu rządu w Sofii to ponad 11 tys. Żydów zagazowanych w Auschwitz i Treblince oraz uratowanie 48 tys. ich rodaków, stojących wszakże przez cztery lata w obliczu grożącego im "ostatecznego rozwiązania". Fakt, że wojnę udało się przeżyć aż 4/5 Żydów, mimo wszystkich prześladowań i upokorzeń, jakich doświadczyli, wystawia Bułgarom bardzo dobre świadectwo. Pozostaje jednak pytanie, czy zagłada Żydów macedońskich i trackich była istotnie nieunikniona? Bułgaria znajdowała się wszak w tej samej sytuacji co Finlandia, a w znacznie lepszej niż Dania, gdzie mimo nacisków niemieckich udało się uratować niemal wszystkich tamtejszych Żydów.

Ciekawy jest też epilog dziejów żydowskiej diaspory w Bułgarii. Paradoksalnie, exodus Żydów nastąpił stamtąd natychmiast po obaleniu zależnych od Berlina rządów i przywróceniu tej grupie narodowościowej pełnych praw obywatelskich, choć nie majątkowych. Na jesieni 1944 roku opuściło Bułgarię 2,5 tys. Żydów. Niemal cała reszta wyjechała do Palestyny po utworzeniu państwa Izrael. "Ludowy" rząd odebrał im wówczas obywatelstwo bułgarskie, a nawet zakazał odwiedzania starego kraju.

W 20 lat później Bułgarska Partia Komunistyczna postanowiła dramat ludności żydowskiej wprząc w rydwan chwały swego przywódcy Todora Żiwkowa, kreując go - wbrew prawdzie historycznej - na głównego sprawcę uratowania ich od zagłady. W 1986 roku nakręcono nawet film Transporty (alias Pociągi śmierci). Jedna z jego scen przedstawiała ludzi oczekujących na wywózkę w wagonach towarowych opatrzonych niemieckim napisem kredą Nach Polen ("Do Polski"), co w niezamierzony chyba sposób sugerowało polski współudział w Holocauście. Twórcy filmu nie wiedzieli prawdopodobnie, że oficjalna nomenklatura niemiecka nie używała w ogóle nazwy "Polska", lecz Generalgouvernement, zaś obóz zagłady w Auschwitz znajdował się wówczas w granicach Rzeszy.

Duński kontrapunkt

W Danii aż do jesieni 1943 roku Żydzi w ogóle nie podlegali dyskryminacji. Kraj ten został wprawdzie w kwietniu 1940 roku opanowany przez Niemców, ale wkrótce wraz z Bułgarią przystąpił do paktu antykominternowskiego i Hitler traktował go jak sojusznika. Przyczyną była ważna rola, jaką Dania odgrywała w niemieckiej gospodarce wojennej, dostarczając m.in. silniki Diesla dla U-bootów i rakietowe do pocisków V2, części samolotowe, konserwy i płody rolne. Nie mniej istotne znaczenie miały rasistowskie wyobrażenia o wspólnej z Duńczykami przynależności do rasy nordyckiej, uosabiającej jakoby "germańskiego nadczłowieka".
Mimo niemieckiego podboju Dania zachowała przedwojenne władze: króla, parlament i rząd. Przynosiło to owoce. Według niemieckiego ministra spraw zagranicznych Joachima von Ribbentropa w żadnym z państw opanowanych przez Niemców nie panował taki spokój jak w Danii. Dopiero w połowie sierpnia 1943 roku idyllę przerwały strajki w przedsiębiorstwach pracujących dla Niemiec i liczne akty sabotażu, ożywiły się też anemiczne dotąd akcje podziemia.

25 sierpnia Niemcy wystosowali ultimatum do rządu duńskiego, żądając ogłoszenia godziny policyjnej oraz wprowadzenia zakazu strajków i posiadania broni. Rząd zareagował podaniem się do dymisji. W odpowiedzi Niemcy wprowadzili do Kopenhagi Wehrmacht, otoczyli pałac królewski oraz rozbroili duńskie wojsko. Tylko flota odmówiła poddania się: 13 okrętów wojennych zacumowało w sąsiedniej Szwecji, a reszta została przez załogi zatopiona, spalona lub wysadzona w powietrze.

Wkrótce potem Niemcy sięgnęli po duńskich Żydów. 17 września gestapo zarekwirowało rejestry tamtejszej gminy żydowskiej. Nazajutrz ustalono datę deportacji na mojżeszowy Nowy Rok, przypadający 2 października. Na redzie czekały już dwa statki do przewiezienia 5 tys. ludzi, resztę miano wywieźć drogą lądową. Na kilka dni przed tą datą rabin dr Marcus Melchior wezwał w synagodze Kristalgaard społeczność żydowską do ukrycia się. Wkrótce potem luterański Kościół reformowany ogłosił, że ratowanie Żydów jest obowiązkiem wobec Boga. Duńczycy udzielili im schronienia w swoich domach, a także w szpitalach i świątyniach.

Do deportacji jednak w ogóle nie doszło. W wielkim stopniu była to zasługa niemieckiego attaché morskiego w Kopenhadze Georga Duckwitza, który nakłonił rząd szwedzki do podjęcia akcji ratunkowej (dyplomata ten był później ambasadorem RFN w Danii, uhonorował go też Izrael). Za jego namową 2 października 1943 roku Szwecja zaoferowała Rzeszy udzielenie azylu wszystkim duńskim Żydom. Być może taka właśnie forma przekształcenia buntującej się Danii w kraj "oczyszczony z Żydów" (Judenrein) była Niemcom na rękę. Rzesza potrzebowała szwedzkiej stali i starała się nie dopuścić do przejścia Sztokholmu na stronę aliantów. Pod wpływem klęsk wojennych Trzeciej Rzeszy Szwecja zamknęła właśnie swoje koleje przed tranzytem wojsk niemieckich do Finlandii. Rozsądnie było zatem nie drażnić ważnego partnera, godząc się na mniej istotne ustępstwa.

Dotrzymując zasad konspiracji, setki szkunerów, kutrów i łodzi w ciągu kilku tygodni przerzuciły 7220 Żydów oraz 680 ich "aryjskich" powinowatych przez wąską cieśninę, zazwyczaj pilnie strzeżoną przez Niemców. Dania zwróciła Szwecji koszty pobytu swych obywateli. Tylko kilkaset osób, przeważnie starszych, które nie czuły się na siłach, by sprostać takiej podróży, wpadło w niemieckie ręce. Ale one również przeżyły, gdyż za sprawą najrozmaitszych interwencji umieszczono je w pokazowym obozie Theresienstadt (Terezín) w Czechach, do którego z Danii zaczęły regularnie płynąć paczki żywnościowe. Po powrocie do ojczyzny wszyscy Żydzi zastali swoje domy, świątynie, szkoły i instytucje nie tylko nienaruszone, ale nawet utrzymane w dobrym stanie.

Zaprzepaszczona szansa?

Oba narody, duński i bułgarski, mają prawo chlubić się swym sprzeciwem wobec hitlerowskiego planu zagłady ich żydowskich współobywateli. Rażącym nadużyciem są jednak formułowane niekiedy twierdzenia, że podobna postawa każdego innego narodu mogłaby uniemożliwić Niemcom wymordowanie europejskich Żydów. Zarówno w Bułgarii, jak i w Danii panowały bowiem całkowicie odmienne realia niż np. w Polsce. Oba te państwa zachowały znaczny zakres suwerenności, co stwarzało pewne możliwości prowadzenia przez ich władze podwójnej gry z Niemcami. Tymczasem na ziemiach polskich, poddanych bezwzględnemu terrorowi, Niemcy sami wcielali w życie zamysł "ostatecznego rozwiązania", a za pomoc udzielaną Żydom karali śmiercią (znamy kilkaset takich przypadków). O niewykorzystanej szansie uratowania przynajmniej części ludności żydowskiej można natomiast prawdopodobnie mówić w przypadku tych państw, które były sojusznikami Rzeszy bądź też zachowały pod okupacją niemiecką własne struktury administracyjne i pewien stopień niezależności. Nasuwają się tu przykłady Słowacji i Francji Vichy, które wyjątkowo gorliwie wypełniły niemieckie żądania.

Mówią Wieki nr 6/2003

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Dziś też się dowiadujemy kto jest odpowiedzialny za rozpętanie drugiej wojny światowej:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6685684...

Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej umieściło na swojej oficjalnej stronie internetowej tekst, w którym odpowiedzialnością za rozpętanie II wojny światowej obarczono Polskę.

Tekst ukazał się w dziale "Encyklopedia Wojskowa", w rubryce "Historia - przeciwko kłamstwu i fałszerstwom". Jego autorem jest pułkownik Siergiej N. Kowalow z Instytutu Historii Wojennej Ministerstwa Obrony FR.

- Wszyscy, którzy bez uprzedzeń studiowali historię II wojny światowej, wiedzą, że rozpoczęła się ona z powodu odmowy przez Polskę spełnienia niemieckich roszczeń. Jednak mniej znane jest to, czego od Warszawy chciał Adolf Hitler - pisze Kowalow. - A żądania Niemiec były dość umiarkowane: włączyć wolne miasto Danzig (obecnie - Gdańsk) do III Rzeszy oraz wyrazić zgodę na budowę eksterytorialnej autostrady i drogi kolejowej, które połączyłyby Prusy Wschodnie z podstawową częścią Niemiec - dodaje wojskowy historyk. W jego ocenie, żądania te "trudno uznać za nieuzasadnione".

Niemcy z Danzig chcieli zjednoczenia z ojczyzną

- Zdecydowaną większość mieszkańców Danzig, oderwanego od Niemiec na mocy Traktatu Wersalskiego, stanowili Niemcy szczerze pragnący zjednoczenia z historyczną ojczyzną. Zupełnie naturalnym było też żądanie dotyczące dróg. Tym bardziej, że na ziemie rozdzielającego dwie części Niemiec "polskiego korytarza" się nie targano - wyjaśnia Kowalow.

- Dążąc do zapewnienia sobie statusu wielkiego mocarstwa, Polska w żadnej mierze nie chciała zostać młodszym partnerem Niemiec. 26 marca 1939 roku Polska ostatecznie odrzuciła niemieckie roszczenia - wskazuje rosyjski historyk.

"Stalin nie mógł inaczej postąpić"

Kowalow usprawiedliwia też agresję ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku. Jego zdaniem Józef Stalin nie miał innego wyjścia, niż zawrzeć z Hitlerem pakt o nieagresji, by choć na krótki czas odroczyć wojnę z Niemcami i zająć rubieże obronne na zachód od starej granicy radzieckiej.

Na materiał ten w czwartek zwrócił uwagę dziennik "Wriemia Nowostiej", według którego "walka przeciwko fałszowaniu historii "na szkodę interesów Rosji", proklamowana na najwyższym szczeblu, przybiera groteskowy zarys".

- Sądząc po tekście z witryny rosyjskiego Ministerstwa Obrony, nieodległy jest czas, kiedy to efektywnym menedżerem okaże się także Adolf Hitler. A kraje Europy Wschodniej, bezlitośnie zmiażdżone walcami drogowymi radzieckiego i nazistowskiego "efektywnego menedżmentu", okażą się winne tego, iż znalazły się na drodze - pisze gazeta.
Luděk V.

Luděk V. tłumacz
polsko-czeski

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Przeciez to bardzo przejrzyste rosyjskie posuniecie ciut przed wyborami do UE, chodzi o to, zeby Polacy byli slusznie oburzeni i glosowali na klotliwe partie, ktore beda w parlamencie europejskim marginalne. W ogole nie ma sensu o tym tutaj pisac, bo to sprawa polityczna, a nie historyczna.

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Panie Macjeju a co tekst przytoczony przez pana ma wspolnego z tematem watku? Zalaczajac go tutaj dokonuje pan takiej samej manipulacje jak autorzy tekstu ktory pan przytoczyl. Stawia pan w jednym szeregu zetelny teks z Spiegla z proba usprawiedliwienia niemeickiej ekspansji ktora stworzyl jakis tam niemeicki polkownik (o ile ludnosc Danzig chciala przylaczenia do Niemiec to dla dzialan Hitlera byl to tylko pretekst do wojny). Jest pan tak samo manipulatorem jak pułkownik Siergiej N. Kowalow

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Luděk V.:
Przeciez to bardzo przejrzyste rosyjskie posuniecie ciut przed wyborami do UE, chodzi o to, zeby Polacy byli slusznie oburzeni i glosowali na klotliwe partie, ktore beda w parlamencie europejskim marginalne. W ogole nie ma sensu o tym tutaj pisac, bo to sprawa polityczna, a nie historyczna.

Niesmialo zauwaze, ze czasem polityka i historia sie przeplataja...

Sprawa nie jest historyczna? Ciekawe... To chyba nie dyskusja o bierzacej sytuacji na Ukrainie miedzy Polska, a Rosja tylko stanowisko zamieszczone na stronie rosyjskiego MON przez tamtejszego historyka. Dlatego troche dziwna jest Pana wypowiedz. Nawet jesli stanowisko Rosji jest zwiazana z bierzaca polityka.

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

Historia z polityka sie czestoo przeplataja tylko po co mieszac to w tym watku. Prosze nie zaczynac off topicu ktory jest nie na TEMAT i z tematem nie ma wiele wspolnego

konto usunięte

Temat: Niemieccy zbrodniarze i ich pomocnicy

A wracajac do tematu. Historyk slowacki o udziale Slwakow w shoah: "w psychologicznym przygotowaniu zbrodni chetbnie pomagala oficjalna propaganda oraz prasa narodowosocjalistyczna na czele z Gardista oraz sciennym Ludovymi Novinami. Zaskakuje z jakim wrecz entuzjazmem i cynizmem opiewano akcje deportacyjna ktora juz wowczas wywolywala u ludzi trzezwo myslacych co najmniej uczucie wstydu, niepewnosci zaklopotania i wspolczucia" (I. Kamenec, Po sropach tagedie, Bratyslava 1991, 157. I jeszcze czeski historyk: "Antysemityzm wszedl wielu Slowakom w krew, nie tylko dzieki systematycznej wieloletniej propagandzie ale przede wszystkim dzieki materialnemu aspektowi. Byl to zmaterializowany antysemityzm ktory zyl w wartosci majatkow zydowskich uzyskanych przez Slowakow w rezultacie ludobojstwa Zydow (Mlynarik, Dejiny Zidu na Slovensku, Praha 2005, 305)
W przypadku Czechoslowacji podobnie jak w Poldsce zearzaly sie pogromy ludnosci zydowskiej wracajacej do swoich domow po 1945 r. We wrzesniu 1945 r. w Velkich Topolcanach doszlo do pogromuRobert Suski edytował(a) ten post dnia 04.06.09 o godzinie 11:42

Następna dyskusja:

Wojny i spustoszenia oraz i...




Wyślij zaproszenie do