konto usunięte
Temat: Lipiński - 8 śmierci Nowotki
Gazeta Wyborcza - 19/07/2003PIOTR LIPIŃSKI
Osiem śmierci Marcelego Nowotki
22 lipca był obok 1 maja najważniejszym świętem PRL. Prasa, radio i telewizja przedstawiały chlubne dzieje Polskiej Partii Robotniczej i Gwardii Ludowej. Milczano o jednym z najciekawszych epizodów tej historii - bratobójczych mordach w kierownictwie PPR. Dwóch pierwszych sekretarzy zginęło w ciągu dwóch miesięcy
Marceli Nowotka leżał na ulicy. Martwy. Niemcy nie mieli pojęcia, że znaleźli najważniejszego człowieka w komunistycznym podziemiu.
(Dlaczego Nowotka, a nie Nowotko, jak zwykle pisano - wyjaśni się później, na razie zajmijmy się tajemnicą mordu).
Kto zamordował przywódcę polskich komunistów? Dlaczego? Przez lata pojawiały się kolejne wersje - być może któraś z nich jest prawdziwa. Ale która?
Sikorszczacy
"Do Dymitrowa. 28 listopada zostaliśmy wraz z Nowotką zatrzymani na ulicy pod groźbą broni. Było to o godz. 4.20, tj. wczesnym wieczorem. Mnie udało się zbiec. W sprawie Nowotki przez szereg dni niczego nie wiedzieliśmy. Ale później policja powiadomiła nas o tym, że został zabity na miejscu. Mołojec".
To pierwsza znana depesza z informacją o śmierci sekretarza PPR, jaka trafiła z Polski do Georgi Dymitrowa, szefa Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu) w Związku Radzieckim. Jej autor, Bolesław Mołojec, dowódca Gwardii Ludowej, faktycznie kierował wówczas działalnością PPR.
Według informacji uzyskanych z prosektorium na ul. Oczki (notatkę w tej sprawie sporządził Jan Rutkiewicz "Bolesław") do Nowotki wystrzelono kilka kul. "Stwierdzono trzy rany postrzałowe w prawe biodro, z przodu, w lewe ramię z tyłu i w lewą pierś w okolicy serca, z tyłu. Znaleziono jeden pocisk w jamie brzusznej (opuścił się). Kolejności postrzałów nie ustalono. Odległości, z jakiej strzelano, również nie ustalono".
W kolejnej depeszy Mołojec informował Międzynarodówkę: "Zabójcy, których było nie mniej niż dwóch, uciekli, nie dokonując rewizji. Na odwrót, postępowanie zabójców i policji wskazuje na to, iż było to dziełem II Oddziału (sikorszczaków)".
Według pierwszej wersji śmierci Nowotkę zlikwidowali więc sikorszczacy. Przekładając z języka komunistów na język ogólnie zrozumiały - Nowotkę zabiła Armia Krajowa.
Mołojec przywołał wcześniejsze pogróżki AK: "Sekretarz jednej z naszych dzielnic w Warszawie otrzymał od sikorszczaków ostrzeżenie, że jeśli nie przestanie pracować w naszej partii, zostanie zlikwidowany. Został zabity w Warszawie człowiek z organizacji sikorszczaków, którego podejrzewano o współpracę z nami".
Szczegóły wydarzeń listopadowego wieczoru, które swoim towarzyszom partyjnym przedstawił Bolesław Mołojec, zachowały się dzięki relacji Władysława Gomułki. Ten ostatni spisał je w notatce w 1977 r. Ta notatka przypomina trochę głuchy telefon - Gomułka opisuje to, co opowiedział mu Paweł Finder o tym, co opowiedział Mołojec.
Miało być tak - w dniu swojej śmierci Nowotka umówił się z Mołojcem pod jednym z kościołów na Woli. Przyjechał na spotkanie przed czasem. Postanowił więc odwiedzić swojego starego znajomego, żołnierza AK, który wiedział o przynależności Nowotki do PPR - znał go jeszcze z lat przedwojennej Komunistycznej Partii Polski.
Nowotka i Mołojec spotkali się pod kościołem, na krawężniku rozpoczęli rozmowę. Zapalili. Po chwili podszedł nieznajomy mężczyzna i poprosił o odpalenie papierosa. Przyjrzał się obu uważnie. Nowotka zaniepokoił się. Przeszli dalej. W pewnej chwili Mołojec usłyszał za sobą tupot butów. Zanim zdążył się obejrzeć, ktoś krzyknął:
- Hande hoch!
Mołojec poczuł, że ten z tyłu przycisnął lufę pistoletu do jego boku albo pleców. Odruchowo odskoczył na jezdnię - wówczas padły strzały. Kule trafiły Nowotkę.
Mołojec uciekł. Nowotka zginął na miejscu.
Mołojec przekonywał swoich towarzyszy partyjnych, że w tej sprawie kluczowa jest wizyta Nowotki u kolegi - AK-owca. Ten ostatni zapewne już wcześniej poinformował swoich zwierzchników, że bywa u niego działacz komunistyczny. Pewnie więc AK-owca pouczono, aby czujnie wyczekiwał kolejnej wizyty, którą można by wykorzystać do zgładzenia ważnego komunisty.
Po śmierci Nowotki Bolesław Mołojec praktycznie zastąpił go na stanowisku sekretarza partii. Przejął konspiracyjną łączność radiową, zwoływał zebrania, nadzorował śledztwo. Historycy spierają się, czy został drugim z kolei faktycznym sekretarzem PPR, co siłą rzeczy zaakceptowała Moskwa, czy też tylko zamierzał nim zostać. Przed wylotem do Polski depeszę pożegnalną do Georgi Dymitrowa, szefa Kominternu, podpisali kolejno: Nowotka, Finder, Mołojec. W komunistycznym świecie hierarchia podpisów miała olbrzymie znaczenie. Wynikałoby z niej, że Nowotkę powinien zastąpić Finder. Może jednak po prostu Nowotka podpisywał pierwszy, bo był oczywiście najważniejszy, a dwóch kolejnych - według alfabetu? W każdym razie po śmierci Nowotki to Mołojec podpisywał radiogramy do Moskwy, a co ważniejsze - to na jego nazwisko odpisywał Dymitrow.
Spór o to, czy Mołojec był sekretarzem, może mieć w pewnych kręgach symboliczne znaczenie. W końcu można ścierpieć, że u początków komunistycznej partii zdarza się śmierć jednego sekretarza. Ale jeśli dwa miesiące później ginie następny - to już przesada.
Skok na Polskę
Marceli Nowotka do polskiego podziemia spadł z nieba. Dosłownie. Należał do tzw. pierwszej grupy inicjatywnej przeszkolonej w Związku Radzieckim i zrzuconej na spadochronach do Polski, aby tworzyć partię komunistyczną.
"Życie rodziny Nowotków przebiegało w atmosferze stałych trosk. Zamieszkiwali w wieży ciśnień" - pisał Marian Malinowski w biografii "Marceli Nowotko". Jak każdy wybitny komunista, a przede wszystkim jak Włodzimierz Lenin, wyróżniał się powagą już od dzieciństwa. "W klasie nigdy nie był upominany lub strofowany przez nauczyciela z powodu opieszałości czy złego zachowania, jak inni chłopcy w jego wieku, będąc nacechowany tą swoją powagą i spokojem - wspominał Marcelka Jan Pajewski. - Był towarzyski i nadzwyczaj uprzejmy dla wszystkich, nawet dla najmłodszych".
W 1905 r. Jan, brat Marcelego, zorganizował strajk szkolny. Dzieci wysłuchały prelekcji o ucisku w szkole, a nazajutrz przeszły do czynów. "Gdy wszedł nauczyciel i jak zwykle kazał śpiewać >>Boże, cara chrani<<, zapadła cisza - wspominał Jan Pajewski. - Powtórzył rozkaz. Znowu cisza. Wtedy nauczyciel zapytuje: >>Czemu nie śpiewacie?<<. Bo nie chcemy! - pada głośna, odważna odpowiedź. Był to głos Marcelka, za którym podniósł się ogólny okrzyk: >>Nie chcemy!<<".
Kiedy Marceli podrósł, związał się z komunistami. W Ciechanowie sympatyzował z SDKPiL, w Zagłębiu Dąbrowskim działał w Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, potem był sekretarzem w Komunistycznej Partii Galicji Wschodniej, którą przekształcał w Komunistyczną Partię Zachodniej Ukrainy. Warszawski sąd skazał go na cztery lata ciężkiego więzienia.
Tymczasem międzynarodowy komunizm popadał w coraz poważniejszą chorobę psychiczną. Wróg klasowy był oczywistym złem, ale nie mniejszym okazywał się wróg tworzący w partii frakcje. Stalin ogłosił doktrynę o "zaostrzającej się walce klasowej", zgodnie z którą kapitalizm atakuje ruch komunistyczny nie tylko z zewnątrz, ale też od środka. Moskwa oskarżyła KPP o agenturalność, w 1937 r. rozwiązała ją, a ważniejszych działaczy wezwano do ZSRR i rozstrzelano. Zmieniły się też stosunki radziecko-niemieckie. Z dokumentów kominternowskich zniknęło słowo "faszyzm". Po wybuchu wojny polsko-niemieckiej Międzynarodówka ostro skrytykowała wydawaną przez polską sekcję Komunistycznej Partii USA gazetę "Głos Ludowy", ponieważ ta jeden z artykułów zatytułowała "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy". Co gorsza, gazeta wezwała do zbiórki na Fundusz Obrony Narodowej, nie obciążyła rządu w Warszawie winą za wybuch wojny i nie napiętnowała imperialistycznego charakteru wojny prowadzonej przez Polskę.
Jeszcze w 1939 r. polscy komuniści usiłowali odbudować swoją partię w Paryżu. Tu do akcji wkracza Bolesław Mołojec - ochotnik wojny domowej w Hiszpanii (gdzie pojechał bez zgody KPP), dowódca Brygady im. Jarosława Dąbrowskiego, odznaczony Medalem za Dzielność - najwyższym bojowym orderem Republiki. Mołojec w Paryżu niewiele jednak zdziałał. Gorliwie stosował się bowiem do wskazówek Kominternu, ten zaś zarządził niezwykle silne reguły weryfikujące polskich komunistów. Do nowej partii nie można było przyjąć większości aktywu rozwiązanej KPP, a nawet wielu dawnych jej członków.
Nowotka i Mołojec pierwszy raz spotkali się w 1941 r. w Nagornoje - letnim pałacu dawnego gubernatora Moskwy. Rosjanie zgromadzili tu na szkoleniu polskich komunistów, którzy mieli zostać przerzuceni do kraju, by stworzyć podziemną Polską Partię Robotniczą. Nazwę nowej partii zaaprobował sam Dymitrow.
Później Polaków przeniesiono do miejscowości Puszkino. Marceli był starostą grupy. Co nie powinno zaskakiwać - Jan Pajewski jeszcze z dzieciństwa zapamiętał Marcelego: "Zawsze musieliśmy jego rad słuchać, bo opornych łagodnie, ale stanowczo wykluczał z zabawy".
Kiedy Niemcy napadły na Związek Radziecki, Georgi Dymitrow zapowiedział - polscy komuniści uzyskają pomoc w przedostaniu się do kraju. 28 grudnia 1941 r. grupa odleciała do Polski. Najważniejsza była tzw. pierwsza trójka inicjatywna: Nowotka, Finder i Mołojec, którzy stworzyli potem sekretariat KC PPR. Towarzyszyło im kilka osób, razem z Marcelim spadała również radiotelegrafistka Maria Rutkiewicz, która opisała potem skok na Polskę: "W płuca wlewają się strumienie zimnego powietrza, rozpierają piersi i mimowolnie wydaję okrzyk. Jedną ręką trzymam sznur spadochronu, drugą staram się poprawić okalające mnie pasy, natrafiam na rewolwer za paskiem palta. Księżyc srebrzy świat dokoła chłodnym, widmowym światłem".
Lądowali niezbyt szczęśliwie. W śniegu i ciemnościach zaginęła radiostacja, którą zrzucono na osobnym spadochronie. Zetknięcie z polską ziemią okazało się szczególnie twarde dla Nowotki - jedną nogę złamał, a drugą zwichnął. Po latach jeden z polskich komunistów wspominał, że w trakcie szkolenia Nowotka kategorycznie odmawiał ćwiczenia skoków ze spadochronem. Powiedział, że jak będzie trzeba, to po prostu skoczy i już.
Przez pół roku milczeli - bo im ta radiostacja zaginęła. Wreszcie w czerwcu 1942 r. Nowotka poinformował Moskwę: "Partia ma 4000 ludzi". Miesiąc później charakteryzował konkurencyjne organizacje konspiracyjne: "Sikorszczacy. Niewielka polityczna organizacja, wiele sztabów, urzędników, przyszłych ministrów i innych".
Tymczasem Niemcy aresztowali kolejnych komunistów spośród tych kilku tysięcy w całym kraju. Gestapo uwięziło żonę Nowotki. Niedługo przed swoją śmiercią sekretarz donosił Moskwie: "Sytuacja poważna dlatego, że w ostatnim okresie, jak dokładnie ustaliliśmy, gestapowcom pomagają byli członkowie defensywy [czyli kontrwywiadu II Rzeczypospolitej - red.]".
We własnym zakresie
Według drugiej wersji Nowotka zginął z polecenia Bolesława Mołojca.
Gomułka usłyszał o śmierci sekretarza od Pawła Findera, który powtórzył mu sugestię Mołojca, że Nowotka zginął z rąk AK. Gomułka jednak - według swojej relacji z 1977 r. - nabrał od razu podejrzeń. Powiedział Finderowi, że nie potrafi uwierzyć w wersję Mołojca. Dowodził: "Nie jest możliwe uciec przed pociskami, gdy strzelający przyłoży komuś lufę pistoletu do pleców i tak silnie, że ten to wyraźnie odczuwa". A tak przecież opowiadał Mołojec.
Postanowiono przesłuchać młodszego z braci Mołojców, Zygmunta. Wysłano go, według Gomułki, na inspekcję obwodu radomsko-kieleckiego. W konspiracyjnym lokalu Mołojca przyjął miejscowy obwodowiec wraz ze swoimi uzbrojonymi towarzyszami. Podczas pogaduszki zagadnął, że Mołojec podobno ostatnio uczestniczył w jakiejś akcji zbrojnej i na jej potrzeby wypożyczał pistolet.
I wówczas Mołojec, zapewne dumny z siebie, przyznał bez wahania, że rzeczywiście ostatnio kogoś zastrzelił. Prowokatora!
Po chwili podał szczegóły zdarzenia - czas i miejsce zgadzały się z okolicznościami śmierci Nowotki.
Tego nie przewidzieli komuniści. Zygmunt Mołojec, owszem, przyznał, że zastrzelił Nowotkę - tyle że nie miał pojęcia, kim była w rzeczywistości ofiara. Zygmunt miał opowiadać, że wyrok wykonał na polecenie swojego starszego brata. Ten zaś powiedział mu tylko, że chodzi o likwidację prowokatora. Starszy Mołojec "podprowadził" Nowotkę - którego młody Mołojec nie znał osobiście - pod lufę pistoletu.
Wiedział czy nie wiedział, do kogo strzela, Zygmunt Mołojec uśmiercił w końcu Nowotkę. Obwodowiec postanowił więc go zlikwidować.
Po latach Władysław Gomułka przyznawał mu rację: "Wszystkie rozważania, czy w zaistniałej sytuacji należało Zygmunta Mołojca pozbawić życia, są bezpodstawne. Oczywiście, gdyby - uciekając się do czystej abstrakcji - oskarżenie braci Mołojców o zbrodnię zabójstwa I sekretarza KC PPR rozpatrywał po wyzwoleniu Sąd Polski Ludowej, nie należy wykluczyć, że mógłby nawet zwolnić Zygmunta Mołojca od kary więzienia, motywując swoje orzeczenie tym, że działał on w najlepszej wierze i głębokim przekonaniu, że zabija prowokatora. Nasza czwórka - Finder, Fornalska, Jóźwiak, Gomułka - przedstawiając sobą Sąd najwyższej instancji partyjnej - działała jednak w twardych i nad wyraz surowych warunkach okupacji".
Podczas wojny komisja partyjna uznała, że winnym śmierci Nowotki jest Bolesław Mołojec, który zamierzał sięgnąć po władzę w historycznym momencie przełomu. Mołojcem miały kierować chore ambicje i żądza władzy.
Teraz należało go jeszcze zlikwidować - co okazało się trudne. Bolesław Mołojec dowodził przecież Gwardią Ludową, to on więc dysponował siłą. Realizację zadania powierzono Franciszkowi Jóźwiakowi, szefowi jego sztabu. Ale Jóźwiak doszedł do wniosku, że nie ma odpowiednich, godnych zaufania ludzi, i poprosił Gomułkę, aby ten spróbował namówić Bolesława Kowalskiego "Ryszarda". Ten jednak po wysłuchaniu, o co chodzi, oświadczył, że zupełnie nie wie, co dzieje się w kierownictwie partii, dlaczego Mołojec miałby zlecać zabicie Nowotki i jeszcze w sprawę wplątywać swojego brata, oszukując go przy tym, że likwiduje prowokatora. Kowalski dodał, że tę sprawę powinno załatwić kierownictwo partii "we własnym zakresie" albo zlecić ludziom lepiej od niego zorientowanym.
Starszy Mołojec wciąż nie wiedział, że jego brat już nie żyje. I że na nim samym ciąży wyrok.
Wreszcie inicjatywę przejęła kobieta - Małgorzata Fornalska. Zleciła zlikwidowanie Mołojca Janowi Krasickiemu, który miał strzelać, i Mieczysławowi Hejmanowi, który miał obstawiać.
Krasicki ps. "Janek" zawiadomił Mołojca, że znalazł na Starym Mieście dobry lokal na radiostację. Zaopiniować przydatność tego lokalu miał radiotelegrafista Hejman ps. "Mietek". Przewidywano, że Mołojec, który żywo interesował się sprawami łączności z Moskwą, zechce poznać ten nowy lokal. Trzej mężczyźni wieczorem spotkali się na Starym Mieście, "Janek" zaprowadził Mołojca na Kamienne Schodki. I zastrzelił. Według wysłanego do Moskwy raportu stało się to 29 grudnia.
Ta wersja wydarzeń przedstawiona przez Władysława Gomułkę ma jednak jedną podstawową wadę - w rzeczywistości najpierw zlikwidowano starszego brata, Bolesława, a dopiero kilka tygodni później młodszego Zygmunta, który miał przecież dostarczyć dowodów zbrodni.
Ty mnie rozumiesz, a ja ciebie, Stalinie
Z rąk Niemców ginęli kolejni świadkowie tej sprawy: Małgorzata Fornalska, Paweł Finder, "Mietek", "Janek", także "Ryszard" - ten, który odmówił Gomułce zgładzenia Mołojca.
Do dziś żyje tylko jedna osoba, która mogłaby coś więcej powiedzieć o ówczesnych wydarzeniach - radiotelegrafistka Maria Rutkiewicz. Ale mówić nie chce. Nie pamięta nawet, czy nadawała depesze Mołojca.
Pozostają więc historycy. Prof. Ryszard Nazarewicz opracowywał dokumenty związane z mordem na Nowotce (wydał je w 1990 r. Instytut Historii Ruchu Robotniczego Akademii Nauk Społecznych).
- Kto zabił Nowotkę? - pytam Ryszarda Nazarewicza.
- Nigdy nie stawiałem kropki nad "i" - opowiada. - Najbardziej prawdopodobna wersja według mnie jest taka: Bolesław Mołojec jeszcze podczas pobytu w Paryżu został wyznaczony przez Komintern na wodza przyszłej partii. Wiele stracił w oczach towarzyszy w czasie swoich rządów w grupie inicjatywnej paryskiej. Prowadził tam wśród polskich komunistów bardzo brutalną selekcję. To wynika z jego raportów do Kominternu, gdzie wielu z nich przypiął jakąś łatkę, a ta łatka była wówczas równoznaczna z donosem do Kominternu i groziła poważnymi konsekwencjami. W rezultacie członkowie przygotowanej w Moskwie grupy inicjatywnej woleli, by na ich czele stanął Nowotka. Bolesław Mołojec nie mógł tego znieść.
Konflikt między Mołojcem a Nowotką mógł zacząć się już w Związku Radzieckim. Komunista Leon Kasman złożył w latach 60. relację o liście Bolesława Mołojca do Stalina wysłanym bez wiedzy reszty grupy inicjatywnej jeszcze w Związku Radzieckim. Miał w nim pisać: "Ty mnie rozumiesz, a ja ciebie, Stalinie. Chcę jechać...". Stalin list przekazał Dymitrowowi, a ten Nowotce i Finderowi. Ci dwaj po przeczytaniu listu postanowili wyciszyć sprawę. Mieli uznać, że wszelkie zmiany personalne opóźnią wylot do Polski. List taki jednak nie zachował się - być może zresztą chodziło o inny (znajdujący się do dziś w archiwach), który Mołojec wysłał do Dymitrowa, a nie do Stalina. Sens był podobny, Mołojec pisał w nim, że gotów jest jechać do Polski nawet bez swoich kolegów.
Prof. Antoni Przygoński, który badał sprawę śmierci sekretarza, uważał, że między Mołojcem a Nowotką doszło do różnicy zdań na temat komunistycznej konspiracji. Nowotka i Finder opowiadali się za działalnością partyjną. PPR miała stworzyć swój komunistyczny program i rozpocząć tworzenie konspiracji. Mołojec był zwolennikiem wojska - cała działalność partyjna miała odbywać się w ramach wydziałów politycznych podziemnej armii. Profesor Przygoński twierdził, że te różnice zdań występowały jeszcze w Związku Radzieckim, a pogłębiły się w Polsce. Jednak we wspomnieniach działaczy PPR brak śladów owych domniemanych sporów.
Po śmierci Mołojca sekretarzem PPR został Paweł Finder.
Długi - agent "dwójki"
Po wojnie zmieniają się inspiratorzy, a nawet sprawcy mordu na Marcelim Nowotce.
Według trzeciej wersji śmierci Nowotki wciąż zabijają Mołojcowie. Ale w tej wersji najważniejsze są siły, które stoją za nimi. Jest przełom lat 40. i 50. - to już co prawda kilka lat po śmierci, ale historyczny opis prędzej może się zmieniać wiele lat po zdarzeniu niż kilka dni po nim. W stalinowskiej Polsce rozprawiono się z odległymi ideowo wrogami klasowymi: NSZ-owcami, AK-owcami, WiN-owcami, PSL-owcami, a nawet z bliższymi ideowo PPS-owcami. W ramach zaostrzania czujności i wzmagania walki klasowej przyszedł czas, by oczyścić własne szeregi. Pod zarzutami prowokacji i szpiegostwa do więzień trafiają komuniści.
Bolesław Bierut obwieszcza na III plenum KC PZPR (listopad 1949 r.): "Faktem jest, że Pierwszy Sekretarz Komitetu Centralnego PPR tow. Nowotko zamordowany został przez prowokatora nasłanego do partii przez >>dwójkę<< [przedwojenny wywiad i kontrwywiad]". Franciszek Jóźwiak wydaje podpisaną swoim nazwiskiem książkę "Polska Partia Robotnicza w walce o wyzwolenie narodowe i społeczne", w której twórczo rozwija myśl towarzysza Bieruta: "Tym prowokatorem był Edward Mołojec [o Bolesławie pisano też Edward, to jeden z jego pseudonimów - przyp. P.L.] zwany >>Długim<<". Dalej tłumaczy, że w 1936 r. Mołojec bez zezwolenia partii na własną rękę wyjechał do Hiszpanii. A wiadomo, że "polska >>dwójka<< wysłała grupę swych agentów z zadaniem wciśnięcia się w szeregi bohaterskiej brygady polskiej im. Jarosława Dąbrowskiego, że ci agenci prowadzili w brygadzie haniebną prowokatorską robotę, usiłując zarazem wkraść się w zaufanie Partii".
Tok rozumowania jest taki - po upadku Republiki Mołojec trafił do jednego z obozów we Francji. W obozach tych wywiad anglo-amerykański oraz hitlerowski werbował agentów. Jóźwiak objaśnia: "Następnie Mołojec zdołał się wcisnąć do PPR i spekulując na swojej >>rewolucyjnej<< przeszłości, dostał się nawet do kierownictwa Partii" - objaśniał Jóźwiak.
Jeden ze znanych w latach PRL-u historyków, rozmawiając ze mną, zauważył, że w tej wersji mogło być coś z prawdy. Najstarszego z braci Mołojców, Józefa, usunięto z partii już po epoce Bieruta za współpracę z "dwójką". A ojca Mołojców podejrzewano, że był agentem carskiej ochrany, którego potem przejął radziecki wywiad komunistyczny. Ale staremu Mołojcowi wyrzucano wiele - również to, że był kłusownikiem.
Podczas III plenum (1949 r.) głównym celem ataku był Władysław Gomułka - zarzucano mu brak czujności w czasie okupacji. Być może jednym z takich przykładów - według Bieruta - miała być również sprawa śmierci Marcelego Nowotki. Gomułka replikował: "Tow. Bierut wspomniał o tym, że tow. Nowotko zginął z rąk Mołojca. Dopiero tutaj po raz pierwszy dowiedziałem się, że Mołojec był agentem Drugiego Oddziału, że jako taki był wysłany do Hiszpanii itd. Tutaj na sali są towarzysze z kierownictwa partyjnego w okresie okupacji i towarzysze ci wiedzą, że jeżeli Mołojec poniósł karę, to na skutek tego, że ja go zdemaskowałem".
Gomułka pewnie wówczas jeszcze wierzył, że to on odkrył prawdę. Przecież Finder tłumaczył mu, że Bolesław Mołojec obwinia AK. I dopiero Gomułka miał przekonać Findera, że Mołojec kręci. Zapewne jednak było inaczej - co Gomułka zrozumiał dopiero po latach, po konfrontacji z historykami. Finder i Fornalska znacznie wcześniej zaczęli podejrzewać Mołojca. A rozmowa miała na celu wybadanie, po której stronie może opowiedzieć się Gomułka.
Gomułka po latach w swojej relacji (1977 r.) zapewne racjonalizował ówczesne decyzje. To dlatego pomylił kolejność śmierci braci Mołojców. Bolesław zginął, zanim jeszcze uzyskano przeciwko niemu poważne dowody, partia oparła się na poszlakach. Młodszego z braci przesłuchano już po zlikwidowaniu starszego - i wtedy dopiero uzyskano zeznania, które potwierdziły słuszność wykonanego już wyroku śmierci.
Na plenum Gomułka, który wtedy zapewne lepiej pamiętał kolejność wydarzeń, niż kiedy spisywał swoją notatkę, mówił: "Ale na podstawie niezbitych poszlak kierownictwo partii podjęło decyzję. Trudno się dziwić, że gdy zwróciłem się do jednego z towarzyszy w sprawie zorganizowania wykonania wyroku, to mi odmówił, żądając dowodów winy. Ale dowodów, namacalnych dowodów, myśmy dać nie mogli".
Ślepe narzędzie Berii
Według czwartej wersji Nowotkę nadal zabijają Mołojcowie. Znowu stoją za nimi obce, ale tym razem inne, siły.
Od 1956 r. grupa związana rodzinnie z braćmi Mołojcami oraz ich towarzysze z Brygad Międzynarodowych starają się o rehabilitację braci. Szczególnie zabiega o nią ich siostra, którą później Andrzej Mularczyk opisał w książce reporterskiej "Siostra": "Wojnę przeżył tylko najstarszy brat, Józef. - To on już po wojnie, kiedy się spotkali już po jego powrocie ze Związku Radzieckiego, uderzył ją w twarz. Jedyny ocalały brat uderzył jedyną siostrę. Uderzył ją, gdy mu powiedziała, że nie wierzy w winę Bolka i Zygmunta. Nie wierzy, by ich bracia byli zdolni do takiego czynu. To znaczy, że nie wierzysz w partię - krzyknął Józef".
W 1956 r. grupa osób wystąpiła do Gomułki z listem w sprawie Mołojców. Podpisali go m.in. Eugeniusz Szyr, żołnierz Brygad Międzynarodowych, i Romana Toruńczyk, towarzyszka życia Bolesława Mołojca. Według ich koncepcji Mołojcowie nie mogli działać na własną rękę. Ktoś za nimi musiał stać. Ktoś, kogo rozkaz usprawiedliwiłby mord. Zapewne więc rozkaz usunięcia Nowotki Mołojec otrzymał od... Ławrientija Berii, szefa NKWD. A ponieważ ten ostatni okazał się prowokatorem, więc Bolesław Mołojec, jako ślepe narzędzie prowokatora, powinien zostać zrehabilitowany.
Jeden z historyków, który pisał o sprawie Nowotki, zgadza się na rozmowę, ale tylko anonimowo. Mówi:
- Przekleństwem polskich komunistów było to, że jeśli ktoś został zwerbowany do wywiadu radzieckiego, ten wywiad czy służby bezpieczeństwa nie chciały się od niego odczepić. Nawet gdy objął jakąś ważną funkcję partyjną. To pomieszanie ról było między innymi powodem aresztowania Findera i Fornalskiej, która była zaangażowana w wywiadzie radzieckim - kierowała nie tylko partyjną siecią łączności, ale też siecią łączności radzieckiego wywiadu. Toruńczykowa w przypływie jakiejś szczerości mówiła znajomym, że rozmawiała z Berią. Pytała go, kiedy wreszcie sprawa Mołojca zostanie rozwiązana i to odium zostanie z niego zdjęte. On nie powiedział "nie", ale: "Bądźcie cierpliwa. Przyjdzie na to czas".
- Sądzi pan profesor, że radziecki aparat bezpieczeństwa stał za tym morderstwem, a Mołojec był agentem? - pytam.
Profesor wzdycha i po dłuższej chwili milczenia mówi: - Nie wiem. To są tylko gdybania...
- Jaki interes miałoby w tym radzieckie bezpieczeństwo?
- Interes mógł być tylko jeden - swój człowiek na kierowniczym stanowisku w partii.
Szlachcic w poszukiwaniu sensacji
Całkowicie odmienną opinię przedstawia prof. Andrzej Werblan: - Gdyby Mołojec był agentem radzieckiego wywiadu albo bezpieczeństwa, z pewnością już dawno by to wyszło - tak jak wychodziło przy innych osobach. Nie ma nawet cienia dowodu, że był powiązany z jakimiś radzieckimi służbami specjalnymi.
W latach PRL-u nawet w obszernych biografiach Nowotki niewiele pisano o jego śmierci - z reguły sprawę załatwiano krótką informacją, kiedy zginął. W latach 70. czasami nawet znikało z publikacji nazwisko domniemanego sprawcy.
Przy okazji kolejnej zmiany w kierownictwie partii znowu odżyły nadzieje na rehabilitację Mołojców. Władysław Gomułka był przekonany, że sprawa rehabilitacji braci Mołojców była przygotowywana w latach 70., kiedy pierwszym sekretarzem PZPR został Edward Gierek. Gomułka uważał, że Gierek inspiruje akcję przygotowań do rehabilitacji Mołojców - w publikacjach historycznych przestało się pojawiać nazwisko Mołojców jako sprawców mordu. Według Władysława Gomułki było to krokiem do uchwały kierownictwa partii ustanawiającej, że oskarżenie braci o śmierć Marcelego Nowotki było oparte tylko na poszlakach, dlatego wyrok i jego wykonanie należy uznać za tragiczny błąd.
- Franciszek Szlachcic [w 1971 r. minister spraw wewnętrznych, w latach 1974-76 wicepremier] miał pomysł, żeby rehabilitować Mołojca - opowiada profesor Andrzej Werblan. - Szlachcic zapewne szukał sensacji. O Mołojcach rozmawiałem z Edwardem Gierkiem. On uważał - i ja przyznałem mu rację - że w tę sprawę nie ma sensu mieszać kierownictwa partii, sięgać po jakieś uchwały, lepiej zostawić ją historykom. Rehabilitacja Mołojców mogła być wymierzona przeciw Gomułce, ale gdyby ją przeprowadzono, to i tak byłaby to zaledwie drobna złośliwość wobec niego.
Władysław Gomułka, zamierzając pokrzyżować te plany, sporządził w 1977 r. swoją obszerną, wzmiankowaną już parokrotnie notatkę dotyczącą śmierci Mołojców. Przekazał ją historykowi Antoniemu Przygońskiemu, a odpis Centralnemu Archiwum KC PZPR. I nagle sprawa mordu na wojennym pierwszym sekretarzu stała się tajna. Gomułka pisze we wspomnieniach, że jego notatka tak wzburzyła Andrzeja Werblana, iż ten wezwał Przygońskiego, "zbeształ go za zwrócenie się do mnie w tej sprawie bez jego zezwolenia i zażądał oddania mu tej >>Notatki<<, którą zakwalifikował do prohibitów, niedozwolonych do wykorzystania publicznego ze względu na >>dobro<< partii". Werblan miał powiedzieć Gomułce, że obawia się wykorzystania notatki przez ośrodki wrogie socjalistycznej Polsce. Gomułka odparł, że jego zapiski "odpowiadają prawdzie historycznej", na co "Werblan zareagował, że prawda historyczna powinna zawsze iść w parze z interesami partii i służyć jej polityce i pod tym względem trzeba nam się uczyć od naszych wrogów".
W 1994 r., kiedy pamiętniki Władysława Gomułki wydawało BGW, Andrzej Werblan był ich redaktorem. Przytoczony tu fragment opatrzył przypisem: "Zorientowałem się, że obie relacje, Jóźwiaka w znacznej mierze, a Gomułki w niektórych kwestiach, przedstawiają przebieg zdarzeń inaczej, niż wynika to z dokumentów znajdujących się w KC. Obawiając się dalszego gmatwania sprawy wskutek upowszechniania relacji niekompletnych i częściowo mylnych, ponowiłem starania o udostępnienie historykom dokumentów, a jednocześnie postanowiłem poinformować Gomułkę o rozbieżnościach między jego relacją a dokumentami".
Uczciwszy komunista
Według piątej wersji śmierci Nowotkę, jak najczęściej, zabijają Mołojcowie. Ale tym razem dlatego, że odzywają się w nich patriotyczne uczucia.
Według emigracyjnego historyka Władysława Pobóg-Malinowskiego było tak (wszystko opisał w tomie trzecim "Najnowszej historii Polski"): "Polskiej Partii Robotniczej zależało bardzo na wdarciu się w głąb polskiego autentycznego podziemia". A celem było - jak pisze Pobóg-Malinowski - "rozszyfrowanie jego sieci, rozbicie i >>zlikwidowanie<< go wszelkimi środkami, nawet rękoma niemieckiej Gestapo". Tą akcją kierować miał Marceli Nowotka, który za pomocą albo za wiedzą Jóźwiaka stworzył specjalną komórkę dezinformującą. "Węszono i tropiono, zdobywano pseudonimy, nazwiska i adresy działaczy i placówek podziemia i AK i taką drogą zbierany >>materiał<< przekazywano do Gestapo pocztą lub przez umieszczonych w Gestapo agentów sowieckiego wywiadu".
Tą działalnością poczuł się jednak dotknięty Bolesław Mołojec. Jak sądził Pobóg-Malinowski, Mołojec, chociaż też oczywiście sowiecki agent, to "uczciwszy i zapewne nieco mniej wtajemniczony, potraktował akcję >>dezinformacji<< jak zdradę, i w szczerym oburzeniu przy pomocy swego brata Zygmunta 28 listopada 1942 zastrzelił Nowotkę".
Dowodów na poparcie tej wersji jak zwykle nie ma. Emigracji jednak zapewne odpowiadał ten sposób myślenia - wśród komunistów znajduje się jeden uczciwy, który nie może się pogodzić z podłością innych. I na dodatek już nie żyje, więc nie burzy ugruntowanej opinii na temat komunistów sprawujących władzę.
Przez pomyłkę...
Według szóstej wersji śmieci Nowotka wciąż pozostaje ofiarą Mołojców. Ale dlatego, że Bolesławowi wszystko się pokręciło i kazał swojemu bratu zastrzelić Nowotkę przez pomyłkę.
Wersję tę upowszechniał Ignacy Loga-Sowiński, w czasie wojny członek KC PPR. Po śmierci Marcelego Nowotki usłyszał, że ten spotykał się z Arturem Ritterem-Jastrzembskim. Ritter-Jastrzembski był z pochodzenia Niemcem i udało mu się wyrobić niemieckie papiery. Jako radziecki agent wstąpił do SA [dawna bojówka NSDAP, w czasie wojny pełniła rolę formacji policyjnej].
Na spotkania z Nowotką miał chodzić w niemieckim mundurze. I to właśnie podpatrzył - albo od kogoś się dowiedział - Mołojec. I uznał Nowotkę za niemieckiego agenta - podejrzewał Loga-Sowiński. Dlatego przekazał swojemu bratu polecenie zastrzelenia prowokatora w ruchu komunistycznym.
Ta wersja była zapewne wygodna dla pewnej grupy polskich komunistów. Chociaż Mołojec pomylił się, to jednak zabił z uczciwych pobudek. W ten sposób obaj pierwsi sekretarze PPR - i Nowotka, i Mołojec - wciąż pozostają szlachetnymi postaciami.
...albo z powodu szaleństwa
Siódma wersja głosi, że Mołojec po prostu... oszalał. Taką hipotezę postawił profesor Andrzej Werblan: "Wydaje się, że ujemne cechy charakteru Bolesława Mołojca także nie wyjaśniają ewentualnych motywów zabójstwa Nowotki, chyba że przyjmiemy hipotezę zaburzenia równowagi umysłowej. Silny wpływ, jaki Mołojec wywierał na swoje młode otoczenie, tego nie wyklucza. W warunkach pełnych napięć i swoistego >>zarażenia emocjonalnego<< przywódcami młodych stają się nieraz osobnicy niezrównoważeni psychicznie". Niektórzy związani z Mołojcem komuniści wspominali go jako zapalczywego, pewnego siebie, bardzo emocjonalnego. Sprawiał wrażenie watażki.
Mołojec po śmierci Nowotki zachowywał się nieracjonalnie. Finder i Fornalska zapewne dość szybko zorientowali się, że opowieść Mołojca jest niespójna. Świadczy o tym relacja przekazana później do Moskwy: "Bolesław Mołojec od początku zachowywał się podejrzanie, najpierw unikał kontaktu z innymi członkami kierownictwa, potem udzielał bałamutnych i sprzecznych wyjaśnień. Najpierw mówił, że nie wie, co się z Nowotką stało, później, że nie wrócił na miejsce wypadku, gdyż był pewny, że Nowotko nie żyje. Co innego przekazał w depeszy do Dymitrowa, co innego opowiadał Finderowi i Fornalskiej".
- Fornalska zapewne znała jego depesze do Moskwy - z czego Mołojec chyba nie zdawał sobie sprawy - uważa prof. Andrzej Werblan. - Nadzorowała łączność, była, jak mówił Gomułka, "prawdziwą panią tego wszystkiego". Owe depesze to pierwsza poszlaka wskazująca na jego udział w zabójstwie. Drugą poszlaką było to, że Mołojec po prostu objął kierownictwo partii. Otóż to wszystko było całkowicie sprzeczne z regułami. W podziemiu jest tak: jak ja z panem w dwójkę gdzieś poszedłem, napadli na nas, ja zginąłem, pan ocalał - to pan jest pierwszy podejrzany. Jedyne, co powinien pan zrobić, to wyłączyć się z działalności, powiedzieć kolegom, co się stało, i poprosić ich, by przeprowadzili śledztwo. Kto tak nie robi, naprasza się o kulę w plecy. A jeśli już obejmuje kierownictwo, to wtedy ci pozostali zaczynają się obawiać, że oni dostaną kulę w plecy. Muszą więc go zlikwidować.
- Wciąż jednak pozostaje niejasne, dlaczego Mołojec miałby zabić Nowotkę - zastanawia się dalej Andrzej Werblan. - Z powodu wybujałych ambicji? Innej koncepcji konspiracji? A może faktycznie był niezupełnie normalny? W tej robocie mitomanów i ludzi niezrównoważonych było na pęczki. Mógł zwariować po prostu. Jednakże budzące podejrzenia zachowanie Mołojca można tłumaczyć również w inny sposób. Na przykład mógł stchórzyć. Miał opinię człowieka bardzo odważnego. Tymczasem nie zainteresował się, czy jego towarzysz zginął, czy nie. A ludzie z opinią odważnych, jeśli zdarzyło im się stchórzyć, ciężko to odchorowywali. Byli gotowi popełnić samobójstwo albo następnym razem rzucić się na pewną śmierć, głupio zginąć, byle zatrzeć ślad swego tchórzostwa. To da się pomyśleć. Ale wciąż mówię o rzeczach do pomyślenia, a nie o tym, co było na pewno.
News historia
Według najnowszej, ósmej już, wersji Nowotkę zabijają znowu AK-owcy.
Tę nowinę w 60. rocznicę śmierci Nowotki przyniosła polska wersja tygodnika "Newsweek" i telewizyjna "Rewizja nadzwyczajna". Autorem artykułu i programu był Dariusz Baliszewski.
Miało być tak - Nowotkę zlikwidowali dwaj żołnierze Kolegium A Kedywu (Kierownictwa Dywersji) Warszawskiego, Krzysztof Sobieszczański "Kolumb" i Jan Barszczewski "Janek". Polecenie wydał Antoni Chruściel "Monter", komendant warszawskiego okręgu AK, pomijając przy tym samego dowódcę Kolegium A Józefa Rybickiego. Nowotkę zlikwidowano w alei Wojska Polskiego na Żoliborzu, ciało przewieziono na Wolę, a o zmroku podrzucono na ul. Kolejową, w pobliżu knajpy U Ciotki. Po okupowanej Warszawie wożono się z tymi zwłokami dlatego, aby rzucić podejrzenie na Karla Schmaltza, który był w pobliżu Kolejowej dowódcą Bahnschutzpolizei i słynął z okrucieństwa.
Jak o wszystkim dowiedział się Dariusz Baliszewski? W latach 80. pracował jako nocny stróż i pisał o Rydzu-Śmigłym. Pewnego dnia spotkanie zaproponowała mu siostra Mołojców. A potem namówiła, aby zajął się rozwikłaniem tajemnicy mordu.
Baliszewski po żmudnym śledztwie uznał, że za mordem stali Niemcy. Ale potem, w Anglii, w latach 90. poznał Stanisława Sosabowskiego "Stasinka", który w imieniu AK wykonał podczas okupacji wiele wyroków śmierci.
- "Stasinek" dla swoich żołnierzy był pomnikową postacią - opowiada Dariusz Baliszewski. - Jedno oko stracił w 1937 r., drugie w Powstaniu Warszawskim. Ale jeden człowiek mi opowiadał, jak "Stasinek" był przed przerzutem do Anglii w Zakopanem (przerzucano go na prośbę samego Eisenhowera, o co zabiegał ojciec "Stasinka" gen. Stanisław Sosabowski). Niewidomy "Stasinek" stał przed oknem z widokiem na góry i "rozpoznawał" poszczególne szczyty. Jego rozmówca był przekonany, że rozmawia z człowiekiem, który widzi. Potem "Stasinek" godzinami chodził z kimś po Londynie, licząc kroki, żeby móc potem chodzić samodzielnie. Ust jego nie skalało kłamstwo ani przesada.
"Stasinek" wyjawił Baliszewskiemu prawdziwą według niego wersję wydarzeń, ale zezwolił na ujawnienie tego materiału dopiero po swojej śmierci. Zmarł w Anglii w 2000 r. Nie żyją już też dwaj rzekomi wykonawcy rozkazu, Jan Barszczewski (zginął w Powstaniu Warszawskim) i Krzysztof Sobieszczański.
Pozostaje jeszcze ustalić, kto AK-owcom "podprowadził" pod strzał Nowotkę. Według Dariusza Baliszewskiego poszlaki wskazują na jednego z ważniejszych polskich komunistów Mariana Spychalskiego "Marka".
W tej wersji śmierci zgadza się głównie to, że Nowotka rzeczywiście zginął - twierdzi Rada Krajowa Żołnierzy Armii Ludowej, która dość często po programach Dariusza Baliszewskiego składa protesty o szkalowanie dobrego imienia polskich komunistów. Tym razem wystąpiła również w obronie godności Armii Krajowej. W końcu "Monterowi", generałowi AK, późniejszemu dowódcy Powstania Warszawskiego, postawiono słabo udokumentowany zarzut zlecenia mordu politycznego! A AK raczej nie miała z zabójstwem nic wspólnego. Grupa Sosabowskiego w czasie, kiedy zginął Nowotka, nie wchodziła w skład AK - była jednostką Tajnej Organizacji Wojskowej. Scalenie z AK nastąpiło dopiero w połowie marca 1943 r., cztery miesiące po śmierci Nowotki. Trudno też sobie wyobrazić, że "Monter" umawia się z ludźmi Sosabowskiego poza plecami przełożonych i zleca wykonanie wyroku na Nowotce.
Dariusz Baliszewski twierdzi, że "Stasinek" opowiadał o przygotowywaniu jeszcze jednej podobnej akcji. Otóż "Monter" oprócz wydania rozkazu o zlikwidowaniu Nowotki później polecił mu również zamordowanie Bieruta. I tak oto "Stasinek" mógł znacząco wpłynąć na losy powojennej Polski. Ale Bieruta nie zastrzelił, bo się spieszył na spotkanie z dziewczyną.
Ta wersja wydarzeń dobrze odpowiada wyobrażeniom o oczekiwaniach współczesnego czytelnika - historia okazuje się znacznie barwniejsza, niż zapewne była w rzeczywistości.
A przepadło, O się wkradło
Nie wiem, dlaczego zginął Nowotka i kto go zabił. Czy odpowiedzialni byli bracia Mołojcowie? A jeśli tak, to czy starszym z braci kierowały tylko ambicje, czy może wykonywał czyjś rozkaz? Tego pewnie już nigdy się nie dowiem - świadkowie nie żyją, trudno się spodziewać, że na jaw wypłyną dokumenty, które wyjaśnią sprawę. Jeśli jeszcze jakieś się pojawią, to raczej dodadzą tylko odrobinę szczegółów.
Ale wiadomo przynajmniej, że sekretarzowi przekręcono nazwisko. Marceli, póki go ktoś nie zastrzelił, nazywał się Nowotka, Nowotko pojawił się dopiero po jego śmierci - co zaświadczała nawet jego rodzina. W metryce napisano: Nowotka, tak też się podpisywał przed wojną i w czasie wojny. Dopiero pod koniec lat 40. z niejasnych powodów zaczęto o nim pisać: Nowotko. Może tak brzmiało bardziej po męsku? Na początku lat 60. nawet na grobie jego rodziców w Ciechanowie zmieniono Nowotka na Nowotko. Jego siostra przypuszczała, że dokonano poprawki, bo uznano, że ktoś wcześniej pomylił pisownię na kamieniu nagrobnym.
W latach 70. ukazał się w książce zbiór artykułów biograficznych i wspomnień o pierwszym sekretarzu PPR. Benon Dymek, redaktor całości, wyjaśnił w prosty sposób, dlaczego bohaterem książki jest Marceli Nowotko, a nie Nowotka: "Imię jego nosi wiele szkół, fabryk, ulic, we wszystkich wydawnictwach książkowych przyjęto zakończenie jego nazwiska na literę o. Dlatego też i w tej książce piszemy Nowotko, a nie Nowotka".
Ponieważ dziś już Marceli Nowotko nie jest patronem żadnej szkoły, fabryki ani nawet ulicy, spokojnie może wrócić do życia Marceli Nowotka