konto usunięte
Temat: Dlaczego Polska jest zacofana cywilizacyjnie?
Pamiętam tezę Stachniuka, że katolicyzm "zakorkował" polską wyobraźnię zbiorową, był takim gwizdkiem, w który szła para naturalnej energii pokoleń.Jest taka scena w "Potopie" Sienkiewicza, gdy Kmicic podsłuchuje rozmowę Wrzeszczowicza z posłem Lisolą.
"Ekscelencjo!jestli na świecie drugi kraj, gdzie by tyle nieładu i swawoli dopatrzyć można?... Co tu za rząd? - Król nie rządzi, bo mu nie dają... Sejmy nie rządzą, bo je rwą... Nie masz wojska, bo podatków płacić nie chcą; nie masz posłuchu, bo posłuch wolności się przeciwi; nie masz sprawiedliwości, bo wyroków nie ma komu egzekwować i każdy możniejszy je depce; nie masz w tym narodzie wierności, bo oto wszyscy pana swego opuścili; nie masz miłości do ojczyzny, bo ją Szwedowi oddali za obietnicę, że im po staremu w dawnej swawoli żyć nie przeszkodzi... Gdzie by indziej mogło się coś podobnego przytrafić? Który by w świecie naród nieprzyjacielowi do zawojowania własnej ziemi pomógł? Który by tak króla opuścił, nie za tyraństwo, nie za złe uczynki, ale dlatego, że przyszedł drugi, mocniejszy? Gdzie jest taki, co by prywatę więcej ukochał, a sprawę publiczną więcej podeptał?
/.../Kmicic pozostał sam. Była to dla niego najgorsza noc ze wszystkich, jakie spędził od czasu wyjazdu z Kiejdan. Słuchając słów Weyharda Wrzeszczowicza musiał się wszelkimi siłami powstrzymywać, aby nie krzyknąć mu: "Łżesz, psie!" - i z szablą na niego nie wpaść. I
jeśli tego nie uczynił, to dlatego, że niestety czuł i uznawał prawdę w słowach cudzoziemca, straszną, palącą jak ogień, ale rzetelną.
"Co bym mu mógł rzec? - mówił sobie - czym, prócz pięści, zanegować? jakie dowody przytoczyć?... Prawdę szczekał... Bodaj go zabito!... ".
Dobre! Nie jestem wielbicielem Sienkiewicza, ale ta scena naprawdę mu się udała. Co zrobi Kmicic? Do jakich wniosków doprowadzi go przeżyty wstrząs psychiczny? Jak rozprawi się z poglądem Wrzeszczowicza?
Uwaga, teraz będzie najlepsze.
"Po tylu dniach zmartwień, zwątpienia i zawodów uczuł nagle pan Andrzej, że staje się
z nim coś dziwnego. Ledwie słowa: "Kościół jasnogórski!", przebrzmiały mu
w uszach, gdy smutek opadł z niego, jakoby kto ręką odjął. Ogarnęła rycerza jakaś
niewypowiedziana bojaźń, pełna czci, ale zarazem nieznana radość, wielka, błoga. Od
tego kościoła, jarzącego się na wysokości w pierwszych promieniach słońca, biła
nadzieja, której pan Kmicic dawno nie zaznał, otucha, której na próżno szukał, siła
niepokonana, na której chciał się oprzeć. Wstąpiło weń jakoby nowe życie i
poczęło krążyć po żyłach wraz ze krwią. Odetchnął tak głęboko, jak chory
budzący się z gorączki, z nieprzytomności".
Koniec pieśni. Wrzeszczowicz zniknął a z nim wszystkie wątpliwości. Czujecie to? Problem był, ale się rozpłynął.