Temat: Proszę o wypowiedzi wszystkich groomerów:)
Witam, moje początki też są nietypowe i póki co nie jestem godna nosić miana groomera (nie mam za sobą kursu, a więc i dyplomu), jednak ostrzygłam już sporo psów i kotów z zadowalającym rezultatem. Otóż jako wolontariusz Straży dla Zwierząt często miałam do czynienia z bardzo zaniedbanymi zwierzętami, które trzeba było doprowadzić do kultury. Na początku było po spartańsku - jedynie tanie nożyczki i degażówki z supermarketu (na szczęście psy z interwencji nie miały wielkich wymagań). W międzyczasie miałam okazję pomagać i przyglądać się zabiegom w pewnym warszawskim salonie (przez ok. tydzień). Mogłam tam zostać dłużej, ale miałam "kryzys powołania", bo widząc same wymuskane (i często bardzo kapryśne) yorczki, shih tzu, westiki itp. oraz różne "dziwne" zabiegi (np. wyrywanie włosów z uszu) doszłam do wniosku, że nie jest to praca moich marzeń i wolę rekreacyjnie strzyc i kąpać kundelki (choć rasowe też się zdarzały) z interwencji. Przez te kilka dni nauczyłam się posługiwać maszynką, podpatrzyłam, jak wygląda strzyżenie yorka, sznaucera, czy westa (trymowania niestety nie miałam okazji zobaczyć), więc potem wykorzystywałam te umiejętności na naszych podopiecznych (w międzyczasie Straż zainwestowała w maszynkę Ostera, co znacznie poszerzyło pole manewru). Paru znajomym spodobało się, jak strzygę i podsuwali mi swoje (lub kogoś z rodziny) psiaki. Potem doszli znajomi znajomych, ich sąsiedzi i w tej chwili mam już niewielkie grono stałych klientów. Dorobiłam się własnej maszynki (Moser 1245), kilku ostrz, nakładek, lepszych nożyczek i jakoś się kręci. Oczywiście zawsze uprzedzam, że nie jestem dyplomowanym groomerem, ale jak na razie nikomu to nie przeszkadzało (zwłaszcza, że przyjeżdżam do klienta, więc nie musi ruszać się z domu). Bywam na wystawach i obserwuję, jak powinny wyglądać wzorcowe fryzury, a potem staram się to odtworzyć w praktyce. Strzygę tylko pieski "do kochania, a nie do wystawiania", więc ich właściciele mają nieco bardziej otwarte podejście do fryzury swego pupila i jeszcze nikt nie miał zastrzeżeń. Robię to już prawie 2 lata i w międzyczasie zmieniło się moje nastawienie do nerwowych miniaturek - teraz już mam do nich pozytywny stosunek, bo przekonałam się, że w większości przypadków to z winy właścicieli psiaki są histerykami, albo terrorystami z zębami na wierzchu, więc zamiast się irytować powinnam spróbować się "dogadać" i uwolnić od kołtunów, którymi często są pokryte (nagminny tekst: Pusia jest "trochę" sfilcowana, bo nie lubi czesania, więc jej nie czeszę, bo wtedy bardzo piszczy/gryzie itp.). Obsługuję też kilka kundelków i to z nimi najbardziej lubię pracować, bo za każdym razem można coś zmienić i wychodzi inny pies. Co do kotów, to miałam "szkołę ognia" pod koniec 2009, gdy przyjęliśmy 8 persów z pseudohodowli - od tamtego czasu nie mam oporów przed strzyżeniem kotów (obecnie regularnie strzygę 2 persiczki). Tak wygląda w skrócie moja dotychczasowa przygoda z groomingiem. Mam poważny zamiar wybrać się na szkolenie, bo zdaję sobie sprawę z wielkich braków w teorii i praktyce (poza tym bez dyplomu nie rozpocznę działalności gospodarczej), ale realizację muszę odłożyć na lepsze czasy (bo obecnie skarbonka pusta).