Marcin Nowak Handel B2B
Temat: Nowy porządek świata - rp.pl
Nowy porządek świataSzewach Weiss , k.z. 31-12-2008,
Każda próba przewidywania przyszłości musi być bardzo ostrożna. Wiadomo jednak, że rok 2009 – z każdego punktu widzenia – zaczyna się o wiele gorzej niż 2008
Według żydowskiej tradycji tylko szalony człowiek może być prorokiem. Nauczyliśmy się już, że być prorokiem politycznym to bardzo niebezpieczna sprawa. Kto rok temu mógł sobie wyobrazić kryzys gospodarczy na świecie? Kto mógł sobie wyobrazić, że w USA prezydentem wybrany zostanie Afroamerykanin? Kto mógł sobie wyobrazić, że cena czarnego złota tak bardzo spadnie? Nikt. Dlatego każda próba przewidywania przyszłości musi być bardzo ostrożna. Wiadomo jednak, że rok 2009 – z każdego punktu widzenia – zaczyna się o wiele gorzej niż 2008. Jaki wpływ będzie miała ta nowa rzeczywistość na stabilność systemów demokratycznych państw?
Skutki kryzysu
Patrząc w bliską przyszłość, sytuacja wygląda niedobrze. Według wszelkich specjalistów wyjście z kryzysu ekonomicznego będzie trwało długo. Dlatego rok 2009 będzie związany z reformami ekonomicznymi. To będzie rok wycofania się – ideologicznie i w praktyce – z nieograniczonego kapitalizmu. Nastąpi praktyczny powrót do liberalnego socjalizmu lub do jakiegoś innego systemu. Wzmocni się siła państwa. To właśnie państwa z powrotem odzyskają tę siłę, którą straciły w wyniku istnienia wolnego rynku. Nastąpi powrót do etatyzmu, w którym państwo i parlamenty będą miały więcej władzy do przeprowadzania inicjatyw gospodarczych i kontroli. Ponieważ państwo dało, pożyczyło i dalej daje pieniądze z budżetu wszelkim instytutom i bankom, które zbankrutowały lub są bliskie bankructwa, to będzie używać tej siły, by sprawować większą kontrolę niż dotychczas. Ale w żadnym razie nie będzie to oznaczało powrotu do systemu niedemokratycznego.
W 2009 r. najpewniej będą też problemy z bezrobociem, głównie w Europie Środkowej, do której – z krajów Europy Zachodniej – wrócą setki tysięcy, a może miliony tymczasowych imigrantow zarobkowych. Polska jest jednym z krajów, które mogą tego doświadczyć.
Wojna między cywilizacjami trwa
Stany Zjednoczone zaczynają rok 2009 z rządem nowego prezydenta. Barack Obama stał się gwiazdą nadziei świata na mniej konfliktów zbrojnych i więcej współpracy międzynarodowej. Jeśli na początku popełni jakieś błędy, to upadek tych nadziei będzie miał ogromny wpływ nie tylko na USA, ale i na cały świat. Dlatego trzeba jeszcze raz życzyć – jemu, całemu amerykańskiemu narodowi i światu – aby mu się udało zrealizować choćby część jego platformy politycznej i moralnej.
Na szerokie plecy i ramiona Obamy – a że ma szerokie ramiona już wiemy, ponieważ widzieliśmy jego zdjęcie – spada bardzo dużo ważnych spraw. I nie chodzi tylko o wejście na drogę w kierunku nowej gospodarki, ale o dalszy ciąg kryzysu, który – używając teorii politycznej Samuela Huntingtona – jest związany z trzecią wojną światową przeciwko terroryzmowi. To wojna między cywilizacjami, która jeszcze się nie skończyła.
Nie powiedziałbym, że nic się nie udało w amerykańskiej wojnie z terroryzmem, ale gdyby sześć lat temu ktoś powiedział, w jakim kierunku ona się rozwinie, to wydaje mi się, że nawet prezydent George W. Bush nie wszedłby do Iraku.
Zarówno tam, jak i w Afganistanie oraz innych miejscach trudno jest zrealizować ideologię (podobną do podstawowej filozofii politycznej Jana Jakuba Rousseau), że trzeba i można zmusić inne państwa do demokracji. Jej realizacja prawdopodobnie w ogóle jest niemożliwa. Możemy wręcz powiedzieć, że system „speedy gonzales” nie jest realistyczny.
Ani wujek Sam, ani szeryf
Podczas inwazji na Irak wszyscy mieli nadzieję i Busha wsparły Polska, Włochy, Hiszpania oraz inne kraje. Dziś wszyscy się wycofują, ale Stany Zjednoczone nie mogą tego zrobić. W takiej sytuacji byłoby to zwycięstwo moralne sił totalitarnych, terrorystów i terroryzmu. Wydaje mi się jednak, że ostatnie porozumienia między USA, Francją i Wielką Brytanią stworzą możliwość wycofania się z Iraku mądrze i etapowo.Za prezydentury Obamy niewątpliwie zmieni się autorytet amerykański w świecie. Będzie mniejszy. Będzie też trudniej rządzić. Możliwe, że już z początkiem roku 2009 nastąpi rewizja stosunków strategicznych między mocarstwami. Ameryka nie będzie już jedynym mocarstwem świata. Wracając do terminologii Huntingtona, będzie musiała się podzielić z innymi mocarstwami – Rosją, Chinami czy Unią Europejską. Doprowadzi to do powstania innego porządku świata, bo narodzi się zbalansowany system, w którym Stany Zjednoczone nadal zachowają bardzo ważne miejsce. I może będzie ono pierwsze, ale na pewno niejedyne.
Ma to związek z podejściem prezydenta Obamy, które można określić jako negocjacyjne. On nie będzie chciał niepotrzebnych konfliktów. Można powiedzieć, że ma w sobie więcej moralności i bardziej demokratyczne podejście w stosunkach międzynarodowych. Za jego prezydentury można oczekiwać więcej ostrożności i mniej używania siły. To nie będzie wujek Sam, ale jednocześnie nie będzie to też szeryf. Wewnętrzna polityka Stanów Zjednoczonych będzie podobna do polityki prowadzonej przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta i do jego New Deal. W stosunkach międzynarodowych będzie zaś więcej współpracy, mniej dyktatu.Rewizja stosunków między mocarstwami będzie też związana z ostatnią inicjatywą Busha, czyli budową tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. W dłuższej perspektywie potwierdzi ona prawdziwą przyjaźń między Polską i USA. Wydaje mi się, że Obama będzie prowadził również bardzo mądrą politykę wobec Rosji. I dzięki temu może otworzyć różne możliwości konstruktywnej współpracy.
Jaka będzie sama Rosja w 2009 r.? Kryzys finansowy również wpłynął na jej wewnętrzną stabilność. Czy Rosja pod rządami Putina – bo to on w dalszym ciągu rządzi krajem – zechce wyjść z tego kryzysu, przygotowując jakąś prowokację międzynarodową czy regionalną? A może wybierze drogę dialogu z USA? Tego nie wiemy.
W 2009 r. ważne też będzie to, w jaki sposób świat na czele z USA zachowa się wobec potencjału jądrowego Iranu. I to zachowanie będzie miało ogromny wpływ na całą politykę międzynarodową. Nie tylko na Bliskim Wschodzie. W końcu 60 proc. ropy znajduje się właśnie tam. Dopóki nie rozwiniemy alternatywnej energii, np. słonecznej, prawdopodobnie cały świat będzie związany z planami obrony przed szalonym rządem w Teheranie. Ale ponieważ w Iranie za kilka miesięcy odbędą się wybory i nikt nawet nie jest pewien, czy – z powodu bardzo głębokiego kryzysu i ogromnej biedy panującej w kraju – Mahmud Ahmadineżad zostanie ponownie wybrany na prezydenta, nie wiadomo, jaka będzie polityka wobec tego kraju. Myślę, że możemy się tego dowiedzieć na początku wiosny.
Kryzys izraelsko-palestyński pozostawiam na koniec. W tym przypadku nikt nie wie, co wydarzy się w 2009 r. Nikt nie wie, co będzie 9 stycznia, kiedy oficjalnie Mahmud Abbas kończy swoją kadencję prezydencką. Nikt nie wie również dokładnie, co może wydarzyć się w Egipcie, jeśli Hamas i ekstremizm zwyciężą. Tam też mają wewnętrzne problemy. Bliski Wschód, gdzie żyję, to jedyny region, o którym naprawdę można powiedzieć po żydowsku: trzeba być szalonym, żeby być prorokiem.
Tylko science fiction
W latach 50. ubiegłego stulecia Daniel Bell napisał książkę o zmierzchu historii. Później, w 1989 r., Francois Fukuyama pisał, że cała historia świata zbliża się ku schyłkowi. Ile książek napisano na podobne tematy? Ile artykułów? Ile filmów nakręcono? Jednak, przynajmniej dziś, wszystko to okazało się science fiction. Świat dalej funkcjonuje, tak jak funkcjonował. Nie zrealizowała się utopia Thomasa Moore’a. Nie osiągnęliśmy też stanu, o jakim pisał George Orwell w książce „Rok 1984”.Wygrał system demokratyczny. On istnieje i w 2009 r. będzie nadal najważniejszym systemem na świecie. Dlatego nie wolno panikować. Z punktu widzenia demokracji, a nawet gospodarki, jest lepiej niż kilka lat temu.
Autor był przewodniczącym Knesetu, przewodniczącym rady Yad Vashem i ambasadorem Izraela w Polsce. Współpracuje z „Rzeczpospolitą”
Rzeczpospolita
http://www.rp.pl/artykul/241764.htmlMarcin Nowak edytował(a) ten post dnia 01.01.09 o godzinie 19:32