Temat: Ulubione otoczenia
Marta G.:
Ja mowiac o mamie-pedagogu mialam na mysli nie fach ale stanowisko rodzica. Wiele jest madrych porad jak sobie radzic z ronymi problemami z dziecmi. Prawda jest tez ,ze dzieci przynajmniej do 3-ego roku (e/g mnie dluzej) odzwierciedlaja mamusie i to jest jak matematyka.
To bardzo mądre, co piszesz. Mnie nie wypadało tak napisać,
bo nie każda mama jest gotowa na taką wiedzę i mogłaby przez to poczuć się urażona. Dzięki za uznanie:-)
ja np. jestem za dawaniem jak najwiekszej ilosci pieszczot, dyspozycyjnosci w kontakcie-dziecko moze przyjsc w kazdej chwili bo potrzebuje sie przytulic czy polaskotac czy powyglupiac. Moga wejsc na mnie ,rozczochrac (moja mama nie pozwala sie nigdy dotyac do zawsze natapirowanych wlosow a ja tak pragnelam!!!) slowem-niedy nie odpycham nawet gdy jestem na nich wsciekla i sie wtedy chca przytulic. Podobnie ze spaniem.jestem przeciwna wpychaniu na sile dziecka do jego lozeczka. Wystarczy popatrzec na swiat malp, ludzi z plemion, po co daleko szukac-ze 100 lat temu jeszcze pewnie dziecko spalo z matka dosc dlugo. Jezeli dziecko potrzebuje takiego kontaktu to jedyna zdrowa rzecza jest przystac na to. Ja to przerobilam 3 razy-nie znaczy,ze ma tu pokazywac kto wygral-bo taki ma kaprys. Moim tlumaczylam o potrzebie posiadania wlasnego lozeczka, zachecalam i kiedy dziecko bylo gotowe szlo spac samo. Samo decydowalo, choc czasem moze przyjsc w nocy. Kazde z nich przechodzi inny etap rozwoju. Corunia miala 2 i pol roku kiedy poszla sama spac ale dzis, w wieku 7 lat boi sie i miewa okresy kiedy chce spac z kims.
To też jest super. Między innymi ze względu na różnice w osobowości są dzieci, które potrzebują tych pieszczot i przytulania w wiekszych ilościach i takie, które nie absorbują swoich rodziców pod tym względem aż tak mocno.
Jednak potrzeba bliskości jest podstawowym fundamentem do uspołeczniania dziecka. U dzieci z zaburzeniami autystycznymi jest z tym dużo trudniej. Kosztuje to dużo pracy, wysiłku i emocji, zwłaszcza rodziców.
Dlatego całkowicie zgadzam się z tym, co napisałaś.
Dziecko, jeśli ma wyrosnąć na zdrowego emocjonalnie człowieka musi
doświadczać miłości i akceptacji w domu rodzinnym, wyrażonych słowem
i gestem. Poźniej bardzo ciężko jest to nadrobić, czasem wcale się tego nie da
nadrobić i stąd rodzą się późniejsze, pogłębione problemy
natury emocjonalnej.
spokojny. Oderwali mi go " z cialem" a on w wielkiej histerii wszedl pod lawke i spazmowal. I mialam go tak zostawic? pozwolic na takie "chodzenie do przedszkola?" I wiem,ze to nie byl jego kaprys ale potrzeba bycia przy mnie.
Ja bardzo popieram formę współpracy z rodzicami dziecka na zasadach,
ONI są rodzicami(moją encyklopedią na temat swojego dziecka), ja jestem Pedagogiem i moim zadaniem jest wspierać ich w wysiłkach oraz dostrzec to, czego oni przez pryzmat emocji, ale i niewiedzy natury psychologicznej, nie dostrzegą.
Bo przecież Razem działamy na rzecz dobra dziecka.
Niektóre dzieci wymagają prawie półrocznej adaptacji do środowiska przedszkolnego i to w obecności jednego z rodziców, przeważnie mamy, więc nie dziwię się, że nie chciałaś go tak zostawić. Byłoby to na pewno dla niego niekorzystne.
Aniu, ja tez pamietam,ze dzieci i ryby glosu nie mialy.Bylam zmuszona uczyc sie gry na pianinie podczas gdy bylam stworzona do gimnastyki artystycznej. Kurde, jeszcze dzis robie szpagat!!! Nie
Tego szpagatu, to Ci zazdroszczę:-)))
Ja uczyłam się rytmiki, bo mama marzyła, że zostanę baletnicą:-))
wazne byly nasze potrzeby. Moja kochana mama, w swojej nieswiadomosci, mimo czytania mnostwa psychologicznych ksiazek i bycia pedagogiem, straszyla mnie,ze wrzuci mnie do zsypu. Wszystko byloby ok gdyby ktoregos dnia nie wziela mnei w koncu i nie zaniosla przed ten zsyp otwarty i gotowy by mnie polknac (siodme pietro...i znowu siedem he he). Ona to robia z polusmiechem ale dla mnie to bylo okrutne i dawalo mi do myslenia, ze nie jest moja
Pomijam, że też mieszkałam na 7piętrze;-))
TO OKRUCIEŃSTWO!, bleee...
"Co nas nie zabiło, to wzmocniło"???
:-)))))
Anna C. edytował(a) ten post dnia 17.09.10 o godzinie 14:47