Temat: Redaktor poszukiwany
Panie Ryszardzie, ok, widzę że dorobek ma Pan duży. Ale może wobec tego doszło do innej sytuacji: Pańskie oczekiwania rosły, rosły, a podkarmiane sukcesami osiągnęły nieakceptowalne rozmiary?
Sam Pan pisze w wielu miejscach, że to wydawnictwa są bezczelne, bo nie chcą kupić zdjęć, wypłacić zaliczki, dają za małe honoraria. A może ma Pan zbyt roszczeniowe podejście? "Napisałem tyle książek, a wy nie chcecie mi wydać kolejnej? Skandal!". Wie Pan, generalnie nie ma co się łudzić, że z pisarstwa w Polsce ktokolwiek może się utrzymać. Poza takim faktycznie topem - Sapkowski, Chmielewska itp. Nawet Reszta mimo świetnej sprzedaży książek musi się zająć "normalną, uczciwą pracą". Nawet dobrze mi znana Dorota Masłowska nie odcina już kuponów od swoich - przecież hitowych - książek. Owszem, co jakiś czas coś skapnie, ale to nie jest stała gotówka. Niestety - realia są takie, że więcej osób pisze niż czyta, stąd to autorzy się dobijają do wydawców, a nie odwrotnie. I to wydawcy mogą sobie pozwolić na grymaszenie a nie autorzy.
Zgadzam się przy tym z Rafałem - wszystkie wydawnictwa starają się zarobić wydając mało. Skoro nikt nie kupuje tomików poetyckich, to nikt dziś nie zaryzykuje wydania wierszy nowego (nawet najlepszego) autora. Chyba że za pieniądze z jakiejś dotacji. W naszym wydawnictwie wydaliśmy kilka książek podróżniczych - całkiem ciekawych, ładnie wydanych, pełnych zdjęć itp. I co? Nakład nie sprzedał się rewelacyjnie. A zrobienie takiej książki sporo kosztuje, bo to i papier kredowy i jakieś okładki sztywne itd. Do tego hurtownie, które biorą książki do kolportażu pod warunkiem dużego - 40-50 procentowego rabatu. Do tego jeszcze reklama i promocja tytułu. Wszystko to kosztuje. Z Pana perspektywy te koszty są może mało widoczne, ale one nie są małe.
Co mnie smuci to Pana postawa, która wyraża się w zdaniu "jeśli mam wydać na książkę tyle samo co na niej zarobić, to wolę nie robić nic". Z jednej strony to zdanie w niezamierzony przez Pana sposób pięknie ilustruje postawę wielu wydawców. Z drugiej strony pokazuje, że jednak "woda sodowa uderzyła do głowy" i oczekiwania sięgnęły zbyt wysoko. Pisanie jest dla Pana pasją, a zatem publikację też powinien Pan postrzegać raczej w kategoriach własnej satysfakcji, spełnienia jako autora. Nie wszystko jest zmierzalne i przekładalne na "kasę". Jeśli widzi Pan to inaczej - to frustracja będzie jedynie narastać.
Co do prowadzenia serwisu - nie sądzę żeby do jego prowadzenia potrzebna była działalność gospodarcza. A nawet jeśli, to nie do każdego typu działalności potrzebna jest zgoda współwłaścicieli budynku - dotyczy to działalności nieuciążliwej, np. pracy tłumaczy, informatyków, ale również psychologów. Wszyscy oni pracują w domu i zgody mieć nie muszą (a znam kilku to wiem dokładnie).
Na koniec pisze Pan tak:
"Przez ostatnie pół godziny wysyłałem aplikacje do różnych gazet, poszukujących dziennikarzy. Aplikacje przygotowane przez mojego przyjaciela, profesjonalistę w dziedzinie pośrednictwa pracy itp. O dziwo, zmam rezultat tego wysyłania: zero odpowiedzi."
Oczekuje Pan, że tam w redakcji siedzi osoba, która nie robi nic innego, tylko siedzi, sprawdza maile i wyłapuje z nich na bieżąco wszystkie ciekawe oferty od autorów? Oczekuje Pan, że po pół godzinie odpowie ktokolwiek? Mówi Pan, że chce głębiej poznać zagadnienie w ten sposób? Chyba tylko po to, żeby po raz kolejny wyrazić swoją frustrację. Nie tędy, naprawdę nie tędy droga. Słowo.