Temat: Trasa 2009.

Pewnie, że pojdziesz, wszyscy pojedziemy, bo to oni przyjadą :)
Anna K.

Anna K. Specialist Customer
Care Department

Temat: Trasa 2009.

ooo i tej wersji bede sie trzymac :))

konto usunięte

Temat: Trasa 2009.

A co do trasy 2009 to się lekko dziwię, że olali naszych zachodnich sąsiadów. W sumie szkoda bo byłoby blisko. Grają Halloween na tej trasie, mam nadzieję, że zagrają go w Paryżu. A i nowa wersja So Damn Lucky - wciska w fotel normalnie. Kto ma Live Trax 15 ten wie o co chodzi. Miód kurcze.

Temat: Trasa 2009.

Ja też liczyłam zwłaszcza na Berlin, ale niestety coś im nie po drodze w nasze strony. W ogóle mało na tej europejskiej trasie kancertów nie-festiwalowych.
Krzysztof Magura

Krzysztof Magura Content Editor

Temat: Trasa 2009.

okej,

kto się wybiera do Amsterdamu więc?

warto się wymienić kontaktami i na miejscu może spotkać na kawę czy piwko, w polskiej kupie zawsze raźniej

Temat: Trasa 2009.

Przydałoby się jakąś flagę zabrać, co by było nas widać. Ale ja nie mam.
Anna K.

Anna K. Specialist Customer
Care Department

Temat: Trasa 2009.

namiastka szczescia:

http://youtube.com/watch?v=IRraxWV0MkM

Temat: Trasa 2009.

Do wersji de lux Big Whiskey jest dołączony koncert z tej trasy, z 13 czerwca. Nowe utwory brzmią niesamowicie w wersji live, ale to było do przewidzenia, a stare... jeszcze większy miodzio. Zwłaszcza The Stone i Two Step - to moje absolutne faworyty. W ogóle oni są na tej trasie w fantastycznej formie... Już siedzę jak na szpilkach, a myślami jestem w Amsterdamie... Oj, będzie się działo :)

konto usunięte

Temat: Trasa 2009.

Faktycznie są w dobrej formie. Widziałem ich na żywca 2 dni temu w Paryżu i było znakomicie. Dave jakby odrobinkę bardziej sportowa sylwetka, Carter jak to Carter, Reynolds wielki, Stefan jak zawsze perfekcyjny ale to wszystko nic - to była zdecydowanie noc Jeffa Coffina i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Rashawna Rossa. Wiem, że to co napiszę nie wszystkim sie spodoba i będzie kontrowersyjne ale muzycznie - powtarzam muzycznie - Coffin przerasta LeRoia Moora pod każdym względem. Idźcie na koncert i wysłuchajcie ile ten facet potrafi. Szczęka wam opadnie. Co do Rashawna to progres jaki ten facet zrobił od czasu jak widziałem DMB w Brukseli w 2007 roku jest wręcz zdumiewający. Jego solówki sprawiały, że wszyscy aż podskakiwali z zachwytu. Naprawdę duża sprawa ten Rashawn, i dosłownie i w przenośni.

Oczywiście jak zawsze w przypadku DMB jedni będą pisać, że nie było tego kawałka a inni, że tamtego. Zwyczajnie chłopaki mają zbyt wiele wielkich songów żeby je wszystkie w jeden wieczór zagrać. Francuzi są źli, że nie było Dancing Nancies - wiadomo: Could I have been Lost Somewhere in Paris... Nie zagrali Two Step -Olala. Halloween - tu ja mam osobisty żal, Tripping Billies - hm...żal narasta. Nie zagrali moich 3 ulubionych songów z Big Whiskey (Squirm, You and Me i Time Bomb). Ale tak jak napisałem wcześniej - były inne kawałki i zabrzmiały wspaniale. To ich decyzja, trzeba ją zaakceptować.

Co do samego koncertu i setlisty. Najlepszy był absolutnie So Damn Lucky - nowa wersja tego kawałka powala na kolana. Wspaniale bawili sie wszyscy przy Jimi Thing(Coffin i Ross sprawili, że sam Dave prawie zszedł ze sceny!!!), był Bartender na początek. Była wspaniała, zjawiskowa wersja Lying in the Hands of God. Był dynamicznie zagrany Ants Marching i były 2 killery na koniec: fenomenalnie wykonany Don`t Drink The Water i popisowy Why I`am. Jak zawsze DMB byli lepsi z kawałka na kawałek. Pod koniec koncertu byli tak fenomenalni, że miałem wrażenie, że scena zapadnie się pod ciężarem ich talentu. I tyle dobrego na ten temat. Zagrali 2 godziny i 40 minut no może 2 i 35 minut.

A co było nie tak. Nie pisałem nic o skrzypcach. Niestety ale osobiście martwi mnie Boyd Tinsley. Nie chcę byc złym prorokiem ale on chyba nie czuje się obecnie zbyt dobrze w DMB. Jest znudzony, smutny, schowany, przez cały koncert nawet nie spojrzał w stronę Matthewsa (nawet wtedy gdy ten do niego podchodził) - rany mam nadzieję, że to tylko takie głupie wrażenie. Nie wiem ale cos jest nie tak - jest coraz mniej skrzypiec w DMB i to jest fakt. Po koncercie Dave i Boyd podali sobie dłonie i tyle. Jak dla mnie to wyglądało tak: na scenie 7 facetów - 6 świetnie się bawi a ten ostatni czeka kiedy się to wszystko skończy. Pamietam, że 2 lata temu w Brukseli słaby dzień miał Leroi Moore. Słaby to za mało powiedziane - praktycznie to było pół LeRoia Moora. Teraz padło na Boyda. Tyle, że Boyd grał w Paryżu dobrze ale... Może był smutny, że omijały go kolejne mecze na kortach Wimbledonu.

A co do samej hali. Hm...ruchoma podłoga była zaskakująca. Tam można skakać bez odrywania nóg od ziemi. Z drugiej strony grać w czymś takim, dla takiej kapeli jak DMB... Znam historię Olympii, wiem kto tam grał ale nie zmienia to faktu, że duże kino pomieści tylu widzów co Olympia znajdująca się w ogromnym, gigantycznym sercu Europy - Paryżu. Nie rozumiem tego i tyle. Nie wiem czy tam 1000 osób weszło. Z drugiej strony dzieki temu byłem z 4 metry od Dava.

OK., to w sumie nie jest istotne gdzie grają pod warunkiem, że graja w Europie.

Dajcie znać jak było z Boydem na innych koncertach bo strasznie mnie to jednak martwi. Uwielbiam tego kolesia i w dużej mierze dzieki jego solówce z Lie in Our Graves (wersja Live in Chicago) zainteresowałem się 5 lat temu DMB.

Temat: Trasa 2009.

Pojechałam. Zobaczyłam. Usłyszałam. Umarłam.
Najszczęśliwszy wieczór w moim życiu. Wyczekany, wytęskniony, piękny.
Są niesamowici. Miałam wrażenie, że grają tak, jakby miał to być ich ostatni koncert w życiu.
Od pierwszej do ostatniej nuty.
A oto co zagrali:

Funny The Way It Is
You Might Die Trying
Spaceman
Corn Bread
Lying In the Hands of God
Shake Me Like a Monkey
Jimi Thing
Everyday
Alligator Pie
Why I Am
#41
Crash (Into Me)
Grey Street
Where Are You Going
You and Me
Anyone Seen The Bridge
Too Much (Fake)
Ants Marching

Encore:

Time Bomb
Two Step

Jak dla mnie zestaw prawie idealny. Prawie, bo wiadomo, że zawsze chciałoby się usłyszeć utwór, który się szczególnie lubi, dla mnie był to Dancing Nancies, ale cała reszta była cudownym zestawem. Prawdziwymi killerami tego koncertu były #41 i Two Step
z kosmicznymi improwiazcjami. Zgadzam się z przedmówcą, że Jeff Coffin jest absolutnym wirtuozem, a w połączeniu z genialnością Cartera mamy duet zupełnie idealny. Prawdą jest, że Boyda na tej trasie jakoś mało w utworach, ale nie zgadzam się z opninią, że się nudzi czy czuje zbędny. Grał fantastycznie i bawił się muzyką z całą resztą zespołu. To jest właśnie to, co kocham w nich najbardziej - swoboda z jaką grają i bawią się dźwiękami. Kilkunastominutowe improwizacje w obrębie jednego utworu, absolutny kosmos.Były takie momenty podczas koncertu, że zdawało się, że muzycy zupełnie zapomnieli o publiczności, kiedy stali do nas tyłem patrząc na siebie nawzajem, kiedy któryś z nich wykonywał popisową solówkę dołączając się w trakcie. Nie jest to broń Boże zarzut - uwielbiam ich za to. Widać, że kochają tę
muzykę i grają nie dla tego, że muszą, ale że sprawia im to mega
radochę. W takich momentach miałam łzy w oczach i potrząsałam głową z niedowierzaniem - niemożliwe, że ktoś może tak grać!A jednak, cały DMB. No i Dave, kosmicznie odjechany z tymi swoimi dziwacznymi żartami próbujący mówić po "holendersku", wykonujący taniec jak w delirium czy wydzerający się tak, że aż dziwne, że w ogóle może jeszcze śpiewać. Jest w fantastycznej kondycji wokalnej.
Ach, mogłabym pisać i pisać...
Koncert mojego życia.

konto usunięte

Temat: Trasa 2009.

Fajnie to cieszę się, że Boyd się dobrze bawił. Może w Paryżu miał gorszy dzień - czasami tak jest i już.

Daj znać ile było ludzi w Amsterdamie, czy kręcili koncert na kamerach, czy było duzo Polaków. Słyszałem jakieś przecieki, że podobno jeden z europejskich koncertów ma się na DVD ukazać. Pozdrawiam i zazdroszczę tego Time Bomb (uwielbiam ten numer).
Ania Borkowska:
Pojechałam. Zobaczyłam. Usłyszałam. Umarłam.
Najszczęśliwszy wieczór w moim życiu. Wyczekany, wytęskniony, piękny.
Są niesamowici. Miałam wrażenie, że grają tak, jakby miał to być ich ostatni koncert w życiu.
Od pierwszej do ostatniej nuty.
A oto co zagrali:

Temat: Trasa 2009.

Ludzi było może z 5 tysięcy, nie za duża ta hala, ale w sam raz. Kamer nie zauważyłam, ale prawdę mówiąc nie rozglądałam się za bardzo, bo gapiłam się przez cały czas na zespół :) Nie wiem jak brzmiały inne koncerty na trasie w EU, ale ten absolutnie kwalifikuje się do tego, żeby go wydać na płycie. Może się uda.
Adam Zagajewski

Adam Zagajewski Project Manager -
projektant -
www.triangoo.com

Temat: Trasa 2009.

Nawet nie wiesz jak bardzo cierpiałem, że tam mnie nie było:) i jak bardzo zazdroszcze

Eh pozostaje czekać na następny rok:)

Zazdrosny Adam
Anna K.

Anna K. Specialist Customer
Care Department

Temat: Trasa 2009.

Adam Zagajewski:
Nawet nie wiesz jak bardzo cierpiałem, że tam mnie nie było:) i jak bardzo zazdroszcze

Eh pozostaje czekać na następny rok:)

Zazdrosny Adam


A ja zaczynam coraz bardziec cierpiec jak slysze ze bylo fantastycznie-z reszta mozna sie bylo tego spodziewac :)

konto usunięte

Temat: Trasa 2009.

Jeśli chodzi o rejestrację koncertów to kamery były na dwóch koncertach w Londynie, 25 i 26.06... Podobno może z tego być DVD, ale sam nie jestem co do tego przekonany... Dave miał problemy z głosem na wszystkich koncertach w Londynie (w Hyde Parku było chyba najgorzej) momentami uciekały mu te jego fantastycznie wyciągane góry, a czasami rezygnował nawet z ich śpiewania. W Paryżu było już lepiej, w ogóle koncert był chyba lepszy:)

Co do Boyda... Przed 2ma laty na koncercie w Dublinie faktycznie Leroi był jakby nieobecny, wydał mi się wyjątkowo słaby, może nie miał dnia. Za to Boyd szalał na scenie, szalał z pozostałymi muzykami, a Dancing Nancies i solówka w jego wykonaniu kiedy z Dave'm patrzyli sobie w oczy kołysząc się na przeciwko siebie to niezapomniany obraz. Teraz byłem na 4 koncertach i na każdym faktycznie jedynie Boyd wydawał się być nieobecny. Poza kurtuazyjnym podaniem ręki albo uściskiem na misia po koncercie nie miał prawie kontaktu z pozostałymi muzykami... Coś się musi dziać nie tak...

Jeff Coffin... rozłożył mnie w Paryżu grając sekcję pod Rashawna nadwóch saksofonach jednocześnie...

W sąsiednim wątku pojawił siętemat Michaela Jacksona... W dniu jego śmierci Dave solowo na gitarze zaśpiewał jedną zwrotkę "I'll Be There" i chociaż spodziewałem się, że zagrają coś więcej, pełnym zespołem, to i tak był to magiczny moment...

Nie myślałem, że tylu fanów DMB znajdę właśnie na GL:)

Czekałem na #41, czekałem na Watchtower, Bartender, Crush, Two Step... wszystko dostałem + wszystkie piosenki z nowej płyty... Wymarzona wycieczka:)
Pozdrawiam wszystkich.

konto usunięte

Temat: Trasa 2009.

Boyd Tinsley - może chodzi o to, że Reynolds kradnie mu solówki i generalnie cały show. Przez gitarę elektryczną praktycznie Boyd nie jest w stanie się ze skrzypcami przebić. Podobnie sytuacja wyglądała na koncertach, na których z DMB grał np. Robert Randolph. Super, że DMB gra z Reynoldsem ale faktycznie było tak jak napisałeś - 2 lata temu w Brukseli solówki Boyda sprawiały, że wszyscy dostawali dodatkowego kręćka (nie wiem jak to nazwać - totalny odlot, ogromna euforia itp.). Teraz tego nie było. Dodatkowo wiadomo, że Dave i Boyd byli zawsze dość daleko od siebie. Na filmie dokumentalnym dodawanym do Big Whiskey… jest sporo o poprawie relacji między muzykami – widzimy m.in. Boyda i Dava w zabawnym pojedynku bokserskim w studiu. Tyle, że po fantastycznym koncercie w Paryżu ja tej poprawy nie widzę. Teraz sztama Dava z Carterem i Reynoldsem dodatkowo osłabia pozycję Boyda w DMB. Boyd to ikona i facet, który winduje ten zespół na inny poziom. Reynolds jest kapitalnym gitarzystą ale jeżeli ma tak być kosztem Boyda to ja tak nie chcę.

Pozdrawiam i zazdroszczę tych 4 koncertów. Ja byłem tylko w Paryżu i spotkałem na mieście czarnoskórą amerykankę - ona była na 61 koncertach w tym w Central Parku (o fuck... wyszeptałem tylko).
Co do Boyda... Przed 2ma laty na koncercie w Dublinie faktycznie Leroi był jakby nieobecny, wydał mi się wyjątkowo słaby, może nie miał dnia. Za to Boyd szalał na scenie, szalał z pozostałymi muzykami, a Dancing Nancies i solówka w jego wykonaniu kiedy z Dave'm patrzyli sobie w oczy kołysząc się na przeciwko siebie to niezapomniany obraz. Teraz byłem na 4 koncertach i na każdym faktycznie jedynie Boyd wydawał się być nieobecny. Poza kurtuazyjnym podaniem ręki albo uściskiem na misia po koncercie nie miał prawie kontaktu z pozostałymi muzykami... Coś się musi dziać nie tak...

Następna dyskusja:

Trasa 2010




Wyślij zaproszenie do