Juliusz B. INSTYTUT BIZNESU
Temat: Najbardziej zatrute miejsce na planecie
Najbardziej zatrute miejsce na planecie - Guiyu w ChinachW Guiyu w gołych rękach robotników kończą życie stare komputery, telewizory, telefony komórkowe. Firmy utylizacyjne płacą im nędznie, dlatego interes się opłaca. Niszczenie starej elektroniki w Chinach jest 10 razy tańsze niż w USA. W powietrzu rozchodzi się akrylowy smród z palonych przewodów od starych komputerów. Kobiety podpiekają na kuchence węglowej płytki z obwodów elektronicznych. W niebo bije łuna z plastikowych obudów palonych w rowach. Tysiące robotników bez masek i ubrań ochronnych tłucze młotkami kineskopy, by odzyskać z nich szkło i metale. Wdychają unoszący się ołowiany pył.
Miedź, srebro i złoto są odzyskiwane z elektronicznych odpadków przez wytapianie i kąpiele w kwasach. Części stalowe są po prostu wyrywane. To, co zostało, jest spuszczane do rzeki albo powiększa hałdy śmieci.
Jesteśmy w Guiyu w południowych Chinach na największym elektronicznym wysypisku świata, gdzie kończą życie stare komputery, telewizory, gry komputerowe, telefony komórkowe. Jak oceniają eksperci, to tu ląduje 70 proc. zużytej światowej elektroniki - 20 do 50 mln ton. Reszta jedzie przede wszystkim do Indii i biednych krajów afrykańskich.
Jeszcze dziesięć lat temu Guiyu było sielską wsią. Ale miejscowe władze zamieniły ją w strefę inwestycyjną. Wszędzie piętrzą się góry rozbebeszonych drukarek i stacji dysków. Pracuje tu 5,5 tys. firm utylizacji śmieci, które zatrudniają 150 tys. chińskich chłopów. Płacą im po 3 dol. dziennie. Na wysypisku pracują całe rodziny - także 11-letnie dzieci. 25-letnia Lin przyjechała z biednej prowincji Guizhou, zarabia 17 centów za godzinę. Bez rękawiczek i maski rozbiera stary komputer. - Nie wiem, czy lubię tę pracę - mówiła ekologom - ale na wsi nie ma co robić.
Miejscowa rzeka Linjiang ma kolor sosu sojowego, płynie przez ziemię lepką od przemysłowego brudu. Dziewięciu na dziesięciu mieszkańców Guiyu cierpi na choroby skórne, duszności i problemy żołądkowe. Wielu umiera na nowotwory. Kampanie ekologów w sprawie trującej strefy nie przynoszą efektu. Z wyjątkiem jednego: miejscowe firmy zrzuciły się na ochroniarzy i utrudniają pracę dziennikarzom i działaczom. Niedawno samochód z przyciemnionymi szybami zagrodził drogę ekipie agencji Reuters.
Smrodliwe Guiyu leży w sąsiedztwie Hongkongu - w tej samej części Chin, w której fabryki Hewlett-Packard, IBM czy Samsunga produkują komputery w sterylnych warunkach. Stamtąd kontenery płyną za ocean. W drugą stronę przez Hongkong i Tajwan wracają statki ze starą elektroniką. Postęp technologiczny sprawia, że sprzęty szybciej się starzeją, więc kontenerów jest coraz więcej.
Import złomu do Chin jest teoretycznie zakazany. Chiny należą do 170 krajów, które ratyfikowały konwencję z Bazylei o kontroli ruchu transgranicznego toksycznych odpadów. Aneks do konwencji zakazuje eksportu starej elektroniki z bogatych krajów do biednych. Jednak łatwo go ominąć. Jak to się robi? - Choćby dokładając 100-dolarowy banknot dla chińskiego celnika do każdego kontenera z amerykańskim złomem - mówi Ted Smith z pozarządowej organizacji ekologicznej Silicon Valley Toxics Coalition, która walczy o przestrzeganie konwencji. Najwięcej złomu przypływa do Chin właśnie z Ameryki. USA, obok Haiti i Afganistanu, należą do nielicznych krajów, które nie ratyfikowały konwencji. Zobowiązuje ona kraje bogate do utylizacji starej elektroniki we własnym zakresie. Agencja Ochrony Środowiska USA ocenia, że dziesięć razy taniej jest wysłać komputery do Chin.
Więcej na fotoblogu juniorchina.blox.pl, m.in. film dokumentalny Michaela Zhao "E-dump".
Źródło: Gazeta Wyborcza, Reuters, Maria Kruczkowska 2007-11-19