Marcin Nowak Handel B2B
Temat: Indyjskie spółki biorą zachodnich rywali na celownik
Indyjskie spółki biorą zachodnich rywali na celownikGrupy wyrosłe w południowej Azji nie tylko dokonały wielkich przejęć w europejskim przemyśle stalowym, ale inwestują w wielu sektorach komercyjnych.
Na spotkaniach z zarządem Suzlon Energy trudno na pierwszy rzut oka domyślić się, że to indyjska spółka u boku prezesa Tulsi Tanti widzimy także Duńczyków, Niemców, Holendrów, Amerykanów i Australijczyków. Jest to efekt zagranicznych inwestycji, dzięki którym ta grupa jest obecnie piątym co do wielkości światowym producentem turbin wiatrowych.
Poszczególnymi oddziałami spółki kierują miejscowi dyrektorzy wykonawczy. Zarządzanie odbywa się na miejscu wyjaśnia prezes Tanti.
On sam pochodzi ze stanu Gujarat jednego z ośrodków przedsiębiorczości w Indiach i jest motorem grupy, która w ubiegłym roku przejęła za 521 mln dolarów belgijskiego producenta przekładni Hansen Transmissions International.
Ratan Tata, właściciel Tata Steel: przejęcie spółki w Wielkiej Brytanii zwróciło na niego uwagę świata
Inwestycje w Europie
Suzlon to typowy przedstawiciel nowej rasy agresywnych spółek indyjskich. Ich lider, koncern Tata Steel, dopiero co sfinalizował negocjacje w sprawie największej jak dotąd indyjskiej transakcji przejęcia zakupu za 13,1 mld dol. angielsko-holenderskiego producenta stali Corus. Te firmy, wychowane w surowym środowisku gospodarczym Indii, są zdecydowane zbierać samą śmietankę: zdobyć dostęp do lukratywnych rynków państw rozwiniętych (dzięki posiadaniu spółek w Europie i USA), a zarazem zachować tanie bazy w kraju.
Kupno Corusa przez Tata Steel jest pierwszą indyjską transakcją na rynku przejęć, która zwróciła uwagę świata, ale nie jest to z pewnością przypadek odosobniony.
Indyjskie spółki od dawna działają w sektorze przejęć mówi Ratan Tata, prezes grupy Tata.
Ta transakcja jest szczególnie spektakularna ze względu na wielkość i to, że dotyczy Wielkiej Brytanii.
Indyjskie spółki od dawna przejmują zagraniczne mówi Ratan Tata. Należąca do niego Tata Steel za 13 mld dolarów przejęła brytyjską firmę hutniczą Corus
W ubiegłym roku po raz pierwszy wartość zagranicznych aktywów przejętych przez indyjskich inwestorów przewyższyła inwestycje obcych firm w Indiach. Według danych informatycznej spółki Dealogic zewnętrzne inwestycje indyjskich spółek wyniosły łącznie 22,4 mld dol., wobec 11,3 mld dol. inwestycji obcych koncernów w Indiach.
Te transakcje wywołały ożywiony ruch na rynku finansowania. Indyjskie spółki wyemitowały akcje wartości około 20 mld dol. i obligacje warte 14 mld dol. Równocześnie wartość kredytu dla przedsiębiorstw wzrosła ponaddwukrotnie w porównaniu z 2005 rokiem do prawie 2,5 mld dol.
Zaledwie garstka indyjskich firm może sobie pozwolić na przejęcia warte miliardy dolarów, ale kierunek i trend są zupełnie wyraźne uważa Jitesh Gadhia z banku ABN Amro, który doradzał Tata Steel w sprawie Corus.
Nowy typ firm
Zdaniem indyjskich biznesmenów pojawienie się tej nowej rasy spółek to efekt restrukturyzacji, trwającej od 1991 roku, kiedy to Indie przystąpiły do demontażu socjalistycznego modelu gospodarki, dopuszczając w większym zakresie konkurencję zagraniczną.
Niektórzy uważają, że o wzroście zaufania krajowych przedsiębiorców zdecydował sukces informatycznych spółek outsourcingowych takich jak TCS, Infosys Technologies i Wipro w rozwiązywaniu problemu milenijnej pluskwy. W ślad za licznymi kontraktami tych firm pojawili się globalni przedsiębiorcy indyjscy tacy jak Lakshmi Mittal, którego grupa Mittal Steel kupiła w zeszłym roku luksemburską spółkę Arcelor, czy Indra Nooyi, nowa prezes PepsiCo.
W gronie zaborczych dyrektorów jest także Malvinder Singh, dyrektor naczelny Ranbaxy Laboratories największej indyjskiej spółki farmaceutycznej, toczącej z niemieckim Merckiem przetargową wojnę, która może kosztować aż 5,2 mld dol. Pod wodzą Malvindera Singha, odgrywającego jak sam mówi rolę przedniej straży zarządzania i światowych operacji spółki, Ranbaxy przejęła w ubiegłym roku sześć spółek w tym cztery w Europie i jedną w USA. Jego rywal, G.V. Prasad, dyrektor naczelny Dr Reddys Laboratories, trzeciego co do wielkości indyjskiego producenta farmaceutyków, także nie próżnował. W minionym roku skupował firmy na światowych rynkach, m.in. w Niemczech, gdzie jego koncern wszedł w posiadanie Betapharm za 572 mln dolarów.
Źródła są w kraju
U podstaw zdolności tych firm do ekspansji leżą ich krajowe osiągnięcia w zakresie zwiększania skali i podnoszenia wydajności. Właśnie dlatego Goldman Sachs ostatnio skorygował w górę szacunki tzw. potencjału PKB czyli zdolności do osiągnięcia długofalowego zrównoważonego wzrostu z pierwotnie prognozowanej stopy 5,7 proc. do 8 proc. do 2020 roku. Chwaląc wyniki sektora przetwórczego od 2003 roku bank uznał, że dzięki restrukturyzacji sektor prywatny stał się sprawniejszy, odchudzony i bardziej wydajny.
Zagraniczną konkurencyjność indyjskich spółek przypisuje się wielu czynnikom. Bez wątpienia jednym z nich jest poziom płac. W branżach outsourcingowych, gdzie zasoby ludzkie stanowią największą pozycję kosztów ogólnych, informatycy zaczynający pracę są nadal co najmniej 40 proc. tańsi, niż na Zachodzie. Na korzyść indyjskich firm informatycznych działa i to, że nie mają tzw. struktur odziedziczonych, obciążających ich zachodnie odpowiedniki. W tych ostatnich większość działalności nadal przypada na państwa rozwinięte, chociaż i one próbują przenosić coraz więcej zadań do krajów o niższych kosztach, takich jak Indie.
Indyjskie spółki informatyczne także to robią, ale konsekwentnie pilnują, by większość pracowników pozostała w Indiach. Co prawda także i im zaczyna się dawać we znaki brak odpowiednio wykwalifikowanej kadry inżynierskiej, lecz to fraszka w porównaniu z deficytem na Zachodzie.
Indie są sprawdzonym miejscem z punktu widzenia kosztów. Na razie nie ma lepszego kraju mówi S. Mahalingam, szef finansowy TCS.
W indyjskim przemyśle przetwórczym niskie koszty wykwalifikowanej siły roboczej nadal odgrywają ważną rolę jako czynnik sukcesu ale w coraz mniejszym stopniu. Spółki takie, jak Bharat Forge, drugi co do wielkości światowy producent wałów korbowych i innych komponentów dla przemysłu motoryzacyjnego, początkowo korzystały z tzw. arbitrażu regulacyjnego. Zdaniem analityków wyśrubowane europejskie normy ochrony środowiska praktycznie uniemożliwiały tam funkcjonowanie kuźni, a w Indiach obowiązywało w tym czasie mniej ograniczeń. Ponadto dzięki obowiązującemu w Indiach systemowi państwowych przydziałów taniej rudy żelaza, producenci stali mają dostęp do tańszych surowców.
W światowej skali prowadzenie kuźni staje się coraz droższe i dzięki temu spółki zaopatrujące się w Indiach są niesłychanie konkurencyjne mówi Yezdi Nagporewalla, krajowy dyrektor ds. przemysłu w KPMG w Indiach.
Jednak za główne osiągnięcie Bharat Forge należy uznać to, że przesunął się w górę łańcuch wartości, wprowadzając zmiany technologiczne i nabywając małe firmy na rynkach rozwiniętych w pobliżu odbiorców. Koncern ma spółki zależne w Niemczech, USA, Szkocji, Szwecji i Chinach.
Trudności kształcą
Inni przedsiębiorcy przypisują swój sukces właśnie tym warunkom, na które tak narzekają zagraniczni inwestorzy: indyjskim wyboistym drogom, marnej infrastrukturze i biurokracji. Ratan Tata uważa, że to właśnie zdolność do wprowadzania innowacji wbrew tym przeszkodom decyduje o konkurencyjnej przewadze takich firm, jak Tata Motors motoryzacyjny oddział grupy. Europejski albo amerykański producent z kosztowną bazą po prostu nie jest w stanie konkurować z takimi projektami Tata Motors, jak samochód za lakha (lakh oznacza sto tysięcy), czyli za 2 tys. dolarów.
Wbrew powszechnej opinii, działanie na rynku wewnętrznym wymaga większej konkurencyjności niż działanie na zewnątrz. Powodem jest niska zdolność nabywcza. Dlatego cały czas myślimy o sposobach wejścia na ten segment rynku wyjaśnia.
W ramach realizacji przedsięwzięcia samochód za lakha Tata Motors planuje obniżenie kosztów między innymi przez zmianę łańcucha zaopatrzenia. Zamiast przewozić gotowe samochody z fabryki do dealera, spółka zamierza masowo wysyłać zestawy do składów, skąd będą odbierane przez sprzedawców.
Pora na sektor finansowy
Zdaniem analityków bankowość jest kolejnym obszarem, na podbój którego ruszą indyjskie firmy. Koszty prywatnych indyjskich banków, w przeliczeniu na transakcję, stanowią zaledwie 10 proc. odpowiednich kosztów na Zachodzie a to dzięki możliwości korzystania z najnowszej technologii za ułamek cen na rynkach rozwiniętych. Przy tego rodzaju wsparciu technicznym indyjskie banki mogą skutecznie wkroczyć na podzielone, lecz zliberalizowane rynki europejskie.
Złagodzenie regulacji w Europie otwiera szerszy dostęp do tamtejszych rynków. Europejskie banki nie zakończyły jeszcze konsolidacji i restrukturyzacji, dla indyjskich instytucji pojawia się więc okazja przechwycenia części rynku mówi Sanjay Aggarwal, krajowy dyrektor ds. usług finansowych w KPMG w Indiach.
Na korzyść krajowych spółek działa także solidny wzrost gospodarczy Indii, który stał się motorem trzykrotnego wzrostu kapitalizacji giełdy w ciągu ostatnich trzech lat.
Wzrost gospodarki o 8 proc. w jednym roku można uznać za szczęśliwy przypadek. Kiedy stopa wzrostu wynosi 8 proc. przez kolejne dwa lata, ludzie zaczynają myśleć: Coś w tym jest! Trzy lata wzrostu z rzędu i zaczynają wierzyć mówi Adil Zainulbhai, dyrektor naczelny McKinsey & Co w Indiach.
Dzięki temu wzrostowi bilanse indyjskich spółek kwitną. Dziewięćdziesiąt wiodących firm, przebadanych przez Morgan Stanley, wykazało w ostatnim kwartale 2006 r. rekordowy (57-proc.) wzrost zysku netto.
Decyduje stal
Niektórych uczestników rynku niepokoi jednak zjawisko, które określają jako nacjonalistyczny, euforyczny stosunek do przejęć i rekordowych wyników na rynku papierów wartościowych. W razie dłuższego spadku na rynku akcji masa zamiennych obligacji, wyemitowanych w ubiegłym roku przez średnie spółki, mogłaby stać się zmorą ich bilansów.
Nawet grupa Tata, od dawna mocno osadzona na rynku, jest bardziej niż kiedykolwiek zależna od koniunktury w przemyśle stali i ryzyka związanego z integracją ogromnych przejętych aktywów. Ratan Tata zapowiada, że przywróci grupie równowagę przez rozwój działu motoryzacji i wielu innych ale na to trzeba czasu.
Tymczasem, jak zauważył pewien bankier z Bombaju, wystarczy jeden zły cykl w przemyśle stali i koniec balu!
Do istotnych przeszkód, dających się w Indiach we znaki, należą nie tylko kiepska infrastruktura, lecz i szybko rosnące ceny nieruchomości oraz brak wykwalifikowanych pracowników. Jeśli nie znajdzie się rozwiązania tych problemów, staną się one dla spółek hamulcem zdolności wzrostu.
Wicedziekan Indian School of Business Ajit Rangnekar podkreśla, że o rozwoju uczelni w ciągu ostatnich pięciu lat świadczy wzrost liczby studentów: ze 128 do 418. Teraz trudność polega nie na przyciąganiu dobrych studentów, lecz na zapewnieniu im kadry dydaktycznej i zakwaterowania w rozsądnej cenie.
Nie mamy więcej domów studenckich. Do czasu, gdy uda się nam zdobyć nowe tereny pod budowę, trzeba będzie przystopować mówi wprost.
Joe Leahy
Tłum. Elżbieta Gołębiowska
http://www.gazetaprawna.pl/?action=showNews&dok=1904.1...