Marcin Nowak Handel B2B
Temat: Polski rząd deklaruje "ekonomizację" stosunków...
"Wydumani" Piotr Gadzinowski Tygodnik PrzeglądMedia polskie zatrzęsły się z oburzenia, kiedy niemiecki Media Markt zareklamował siebie, używając niemieckiego stereotypu Polaków. Niechlujnych, bezzębnych, ale mistrzowsko złodziejskich. Po interwencji ambasady RP sieć handlowa reklamę częściowo wycofała, bo szum, jaki wokół niej powstał, przypomniał konsumentom o marce. Poza oburzeniem Rzeczpospolita nie sięgnęła po inne restrykcje. Nie wezwano do bojkotu sklepów tej firmy. Tak jak to zrobiły kraje arabskie, lekceważące produkty duńskie po awanturze z publikacjami karykatur Mahometa. Nie wezwano, bo każdy w kraju już wie, że w tej sieci ceny są niskie. Polacy liczyć potrafią. Urażono narodową dumę, ale po co dumę przepłacać. Najskuteczniejszą zemstą urażonych Polaków byłoby notoryczne okradanie salonów handlowych tej sieci, skoro tak nasz dumny naród oni widzą. Ale nikt w kraju nie odważy się wzywać do zgodności rzeczywistości z przekazem reklamowym.
Rządzącym aktualnie Rzecząpospolitą łatwiej jest bojkotować największy światowy rynek - Chiny - niż salony Media Markt.
Chiny mają przechlapane wśród polskiej prawicy, bo nie rozwiązały jeszcze Komunistycznej Partii Chin i nie wyrzekły się symboli uznawanych w naszym kraju za "komunistyczne". Czerwony w Azji od tysiącleci traktowany jest jako kolor szczęścia. W prawicowej Polsce uchodzi za barwę zniewolenia.
Niedawno na zapleczu sejmowej restauracji w Nowym Domu Poselskim odbyło się międzynarodowe forum "Chiny i świat bez komunizmu". Imprezę sponsorował eurodeputowany Bogdan Klich z Platformy Obywatelskiej. Nieobecny na niej zapewne ze względów taktycznych. Inaczej musiałby świecić oczami za wyjątkową hucpę i hochsztaplerstwo. Kabotyństwo samozwańczego "światowej rangi specjalisty ds. Chin", Zhang Erpinga, i podobnego mu "specjalisty" Krzysztofa Łozińskiego. W imprezie nie wzięli udziału zapowiadani Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki. Polską klasę polityczną reprezentował poseł Bronisław Dutka, członek "międzyparlamentarnej grupy polsko-tajwańskiej", jak go anonsowano. Nieprawdziwie. Bo Tajwan nie jest członkiem Unii Międzyparlamentarnej i w Sejmie RP może istnieć tylko "zespół". Drugorzędnej rangi.
Chiny uważają Tajwan za zbuntowaną prowincję. Polska nie utrzymuje z Tajwanem stosunków dyplomatycznych i oficjalnie zgadza się z Pekinem co do międzynarodowego statusu Tajwanu. Jednak w polskim parlamencie działa "zespół tajwański", który w tej kadencji cieszy się sympatią marszałka Sejmu, Marka Jurka. Chiny bardzo surowo traktują wszelkie uznanie dla państwowości Tajwanu. Zwłaszcza przez reprezentantów władz państwowych. Gdyby w niemieckim parlamencie powstał "Zespół ds. Prus Wschodnich i Śląska", nasi patrioci zatrzęśliby się z oburzenia. Zażądaliby od Niemców rozwiązania go albo przynajmniej odebrania mu firmowego znaku parlamentu. W polskim Sejmie oprócz tajwańskiego działa także zespół czeczeński. Kolejny pretekst do zaostrzania stosunków z kolejnym ważnym dla Polski rynkiem zbytu.
Polski rząd deklaruje "ekonomizację" stosunków polsko-chińskich, to znaczy rezygnację ze sporów ideologicznych. Prezydent milczy. A w parlamencie kwestionuje się jedność terytorialną Chin.
W kwietniu miał w polskim Sejmie złożyć wizytę przewodniczący chińskiego parlamentu. Wróble ćwierkają, że ją odłoży. Czy bojkot Sejmu przełoży się na bojkot polskich ofert gospodarczych w Chinach, pokaże czas. Kolejka do chińskiego rynku wydłuża się. Oni mają w czym wybierać. Nas na bojkoty nie stać.
http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=artykul...
http://Bizneschiny.pl