Anna Kowalik free lancer, XYZ
Temat: Czy jestem normalna?? (obsesja, ucieczka, wielki smutek)
Próbowałam być twarda, ale muszę się wreszcie wygadać. Niech to ktoś przeczyta i powie mi, czy jestem wariatką, bo inaczej zwariuję już na 100% :).Wydaje mi się, że moja historia wpisuje się w jakiś prosty, prymitywny wręcz model psychologiczny, tyle że nie mogę znaleźć równie prostego sposobu na wyplątanie się z tego. Jeśli ktoś może mi podsunąć jakieś metody - poproszę ;).
A chodzi o obsesję. Totalną fascynację starszym, charyzmatycznym facetem z autorytetem i sukcesami, który był moim przełożonym. Cała historia zaczęła się 2 lata temu, kiedy trafiłam pod jego skrzydła i wykazałam się na początku na tyle, że zaczął mnie wyróżniać, sugerować (ale nigdy wprost) możliwości późniejszej współpracy, okazywać zaufanie itd. Bez podtekstów erotycznych - z perspektywy czasu widzę, że chciał mnie trochę powykorzystywać, ale tylko zawodowo - jako niezłą, zaangażowaną pracownicę. A i ja kompletnie nie marzyłam o romansie z nim - w każdym razie tak sobie dzielnie mówię ;). Za to zaczęłam chorobliwie zazdrościć jego dorosłej córce, która jest w moim wieku i którą bardzo kocha. Wszystko się wzmogło, kiedy rok temu umarł mój ojciec. Nigdy nie miałam z nim dobrych relacji, ale był moją jedyną rodziną. Akurat byłam w trakcie realizacji projektu, który miał pokazać (nikt tak o tym nie mówił - szef twierdził, że niezależnie od wszystkiego we mnie wierzy i będzie super, ale ja wiedziałam swoje), czy jestem dobra, czy nie i czy zrobię kiedyś karierę ;). Wpadłam w totalny dół, nie mogłam się na niczym skupić, a najmniej na pracy. Nikomu o swojej żałobie nie powiedziałam, zacisnęłam zęby i harowałam, ale to się nie mogło udać. Zamiast myśleć o zadaniu płakałam nad swoją samotnością, dobijając się wyobrażeniami rodzinnego szczęścia szefa i myślami o tym, że jak się spiszę, to dostanę chociaż jego namiastkę, bo przynajmniej będzie mnie szanował, może będzie chciał mnie lepiej poznać, dowie się o moim nieszczęściu, wzruszy itd. Strasznym dzieciakiem byłam, ale okoliczności sprzyjały histerii ;). Ostatecznie oddałam efekt mojej mordęgi - przyzwoity, ale niezachwycający, a potem po prostu sobie poszłam. Byłam na okresie próbnym, po którym musiałabym się starać o przedłużenie współpracy - co z łatwością mogłam uzyskać, ale chciałam wtedy po prostu rzucić wszystko i wyjechać na Fidżi. Nie wyjechałam, za to zamknęłam się na miesiąc w domu, żeby płakać i rozpamiętywać to, jak szef się na mnie pogardliwie patrzył, kiedy odchodziłam, i że nie pobiegł za mną, żeby mnie błagać o pozostanie. I że już na pewno nie pamięta, jak mam na imię. I że mam najgorzej na świecie. Po tym miesiącu jakoś się ogarnęłam, znalazłam nową pracę (tymczasowa, lekka, nie angażuję się), ale moja stara obsesja mnie nie opuszcza. Ciągle myślę o byłym szefie, śledzę go w necie, rozpamiętuję różne rzeczy, ryczę. Nie wiem, czy byłam w nim po prostu zakochana i to mi z czasem minie, czy przeniosłam na niego (symbolicznie ;)) wszystkie moje nieszczęścia i w tym przypadku też z czasem wszystko ucichnie, czy zwariowałam i trzeba mnie leczyć...?
Przepraszam, że wyszło tak długo i chaotycznie. Będę wdzięczna, jeśli ktoś rzuci okiem i skomentuje.