Temat: mBank, czy ktos z was ma doswiadczenia? (uwaga dlugie)
Nasza historia załatwiania pożyczki hipotecznej w ramach mPlan.
Małżeństwo dwojga pracujących ludzi, średni dochód miesięczny 8000 zł, wykształcenie wyższe.
Są właścicielami mieszkania, które już sprzedają za 200 000 zł. Dwójka dzieci.
Klienci mBanku od 8 lat.
Chcą kupić upatrzony dom za kwotę 420 000.
PKO, KredytBank, WBK - gotowi do podpisania umowy po ostatecznej analizie i wizycie swoich rzeczoznawców (za swoją kasę). Proponowane kredyty zarówno w złotówkach jak i w euro.
Klienci jednak składają wniosek w swoim banku - lojalnie, tym bardziej, że oferta mPlanu wydaje się być atrakcyjniejsza: bez prowizji, kredyt waloryzowany (otrzymają deklarowaną kwotę w euro),
bez prowizji za wcześniejszą spłatę, nawet zwrot ubezpieczenia niskiego wkładu przy wpłacie 30% (ze sprzedaży mieszkania).Proponowana marża 2%. Warunki jak by się wydawało
przebijające inne oferty.
Zatem klienci wybierają mBank - poza tym profesjonalizm, szybka obsługa konta internetowego itd. Jedyny minus to wykonanie operatu na własny koszt.
I zaczęło się.
Pani z mBanku przysłała listę rzeczoznawców honorowanych przez mBank. Wybór padł na Panią z pobliskiej ulicy (trochę taniej wyszło bo bez dojazdu). Umówiona wizyta w wymarzonym domu
Pani rzeczoznawcy przebiegła sprawnie - pobrała dokumentację, coś pomoierzyła i pooglądała a następnie zrobiła kilka zdjęć. Za tydzień operat gotowy. Wartość domu określona na 487 000zł.
Nareszcie!
17 grudnia 2010 r. wyjazd z przygotowaną dokumentacją do Katowic do sympatycznej Pani, ubranej w ładny skromny strój z okrągłym kołnierzykiem - aż rozkosz popatrzeć i posłuchać.
Pisanie wniosku jak wszędzie indziej, dokładnie, mnóstwo podpisów ale po godzinie jest wszystko OK. Obiecany termin otrzymania informacji -końcówka grudnia 2010 roku.
Czekamy!
Resztę korespondencji prowadzimy drogą meilową:
-przychodzi obiecany termin informacji - dosłać zaświadczenie o podatku, i ankieta o świadomości istnienia ubezpieczenia (coś w tym stylu) spełniono - czekamy tydzień
--przychodzi obiecany termin informacji - dosłać zaświadczenie o dostępie do drogi publicznej (każdy budynek otrzymujący pozwolenie na budowę a później odbiór musi mieć, ale to mało),
spełniono-czekamy
--przychodzi obiecany termin informacji- dosłać skany ankiet, że się ma świadomość wejścia w życie rekomendacji, wysłano - czekamy
--przychodziobiecany termin - nie zgadzają się m2 w powierzchni użytkowej. Zaczyna się 2 tygodnie koszmaru pomiędzy rzeczoznawcą bankiem, biurem nieruchomości i sprzedającymi oraz
klientami. Rozbieżności w nazewnictwie, interpretacji itd. Bank swoje, rzeczoznawca swoje, nikt nie ustąpi.
Już po 15 stycznia, zbliża się termin upływu ważności umowy przedwstępnej.
Męska decyzja - dziękujemy mBankowi, idziemy do PKO. Tam operat na ich koszt, nikt nie rozważał dojazdów do drogi, interpretacji powierzchni ani innych ceregieli.
Mbank nie popuszcza - miła Pani dzwoni, jednak klienci są wspaniali zatem mBank na swój koszt przyśle nowego rzeczoznawcę (wydawałoby się że swojego). Okazuje się, że ten robi dla
mBanku po raz pierwszy. Znowu pomierzył, spisał i jest OK.
-czekamy!
-Po tygodniu proszą o skany zrzutów pięter, jak się okazało rzeczoznawca nie zrobił, tego nigdy nie praktykował, -spełniono.
-Czekamy, kolejny tydzień i obietnice z dnia na dzień że jutro umowa do podpisania
-kolejny tydzień, przychodzi informacja że zaświadczenie z jednego z zakładów pracy jest nieważne, gdyż pojawiła się pożyczka (z zakładowego funduszu) - rata 145 miesięcznie ( wcześniej
jednak stwierdzono, że sztab kredytowy nie ma wglądu do konta), już po kilku dniach wiedzieli, spełniono ostatni warunek bo był on postawiony przez klientów, jeśli to zaświadczenie nie będzie
ostatnim warunkiem dla banku - definitywnie rezygnujemy!
-informacja, że w Łodzi zaakceptowano wszystkie dokumenty i analiza: finansowa, prawna oraz techniczna jest pozytywna, cieszymy się i czekamy na podpisanie oczekiwanej umowy, zbliża się
koniec stycznia
-informacja w środę "na piątek musi być notariusz, bo mBank musi mieć w tym jeszcze dniu akt notarialny zatem umowa z bankiem we czwartek. Sprzedający z jęzorem na wierzchu do biura
meldunkowego, bo przecież muszą się wymeldować przed wizytą u notariusza, a kiedy podpisać umowę?, kiedy dostarczyć do notariusza i do biura nieruchomości?
-Dało się pozałatwiać wszystko i umówić notariusza na piątek o godzinie 8,00
-czwartek rano czekamy na telefon "proszę przyjechać podpisać umowę", opiekunka do dzieci zamówiona, do południa - nic, w południe sms umowa się generuje będzie o 15-16, popołudnie
sms "interweniujemy ale się jeszcze nie wygenerowała", 18,00 mBank nie odbiera telefonów, odpowiada smsami - proszę spróbować dowiedzieć się na mLinii, my ze swej strony nic nie
możemy zrobić
-I tu zaczyna się przygoda z mLinią: kilkakrotna próba łączenia (połączenie 1 zł), bo konsultanci przełączają od Annasza do Kajfasza, za każdym razem podaj login, hasło a nawet w jednym
przypadku wszystkie swoje dane. Kontakt z 7 osobami przez 20 minut i nikt nie ma zielonego pojęcia o sprawie. Ostatecznie jakaś Pani stwierdziła, że mLinia nie jest od kredytów hipotecznych,
a ich kompetencje są mniejsze od tych z Katowic (we wzorze umowy do podpisania jest punkt, który mówi, że wszelkie problemy można załatwiać dzwoniąc na mLinię). Stracony czas!
-19,00 sms z treścią "Panie Janie pomimo staran jak pan widzi nie udalo sie wygenerowac dzisiaj umowy zapraszam jutro na 9.30 do cf otrzymalam zobowiazanie ze do tej godz bedzie"
-odpowiedź klienta" Niestety zaufanie już jest nie do odrobienia! Żegnamy Państwa na zawsze!"
-mBank nie popuszcza: sms: "Panie Janie prosze sie nie denerwowac jutro o 9.30 dyrektor osobiscie chce z panstwem sie spotkac i podpisac umowe a sadze ze warto do rana poczekac gdyz
maja panstwo bardzo atrakcyjne warunki cenowe a dodatkowo moze uda sie z naszej strony umowic notariusza na jutro popoludniu rowniez w nizszej cenie"
-bez odpowiedzi klienta
-następnego dnia żona Jana (klientka) otrzymuje sms: "Pani Katarzyno, proszę nie rezygnować......."
- bez odpowiedzi!
Tego samego dnia klienci przedłużyli umowę przedwstępną, przeprosili notarisza, sprzedających i biuro nieruchomości za prawie dwumiesięczny koszmar i poniesione koszta.
Uwaga nie bierzcie kredytu w mBanku z 3 powodów:
1) Kłamią - chociażby mówiąc że obniżają marżę przy wzroście stopy procentowej (też mi to obiecała Pani z mBanku na początku rozmowy) dowodem są "nabici przez mBank"
2) Nie ma możliwości kontaktu, wiązanie się na kilkadziesiąt lat z bezdusznym systemem gdzie nikt nie bierze pełnej odpowiedzialności za słowa i czyny jest zakładaniem sobie sznura na szyję.
Kontakt z mLinią jest koszmarem, zdecydowanie polecam wizytę w placówce w tak poważnych sprawach jak kredyt hipoteczny
3)Totalnie nie szanują klienta, nonszalancja analityka "bosa" w Łodzi sięga szczytu bezczelności, klient jest dla nich tyle co śmieć, chłopiec na posyłki, a umowa jest tak sformułowana, że w
każdej chwili mogą klienta prześwietlić, psychicznie wykończyć i ostatecznie sprzedać. Tego się można spodziewać po wirtualnych umysłach wyzbytych ludzkich uczuć.
Proszę wybaczyć stylistykę i błędy, nie wystarczyło czasu ani chęci na korektę.
Jan i Katarzyna - psychicznie wykończeni przez mBank