Temat: Badacze a Realizacja – odwieczny konflikt?
Ciekawy temat, a odzew bardzo skromny. Przez większość swojej "kariery" badawczej miałam przyjemność pracować w realizacji. Dużym problemem wielu badaczy ilościowych jest fakt, że są kompletnie oderwani od rzeczywistości społecznej. Nigdy tak naprawdę nie pobrudzili sobie rąk w terenie, często to teoretycy z krwi i kości, którzy jeśli przeprowadzali kiedykolwiek wywiad kwestionariuszowy, to wśród kolegów ze studiów. Nie raz spotykałam się z kwestionariuszami, których pytania były po prostu niezrozumiałe dla przeciętnego Kowalskiego ze wsi Bronowice - co jest metodologiczną zbrodnią! Trzeba wziąć też pod uwagę fakt, że to respondent firmie badawczej robi łaskę, poświęcając swój czas wolny i dzieli się z ankieterem informacjami dotyczącymi jego życia, a nie na odwrót. Ankieter z kolei jest pierwszą linią, która zbiera informację i reprezentuje daną instytucje badawczą w terenie. Nie jest więc złem koniecznym, które psioczy, że mu się jakieś pieniądze należą, chociaż nic nie robi, tylko sobie łazi od ludka do ludka i gada.
Miałam również okazję uczestniczyć, jako respondentka, w sondażu ulicznym, gdzie ankieterka miała ze sobą 30-paro str kwestionariusz do którego pokazywała mi 3 lub 4 zestawy kart odpowiedzi. Matko Bosko Ankietowa!
Rozumiem, że badacze dostają od klienta zestaw "sugestii" (tak to nazwijmy) jak narzędzie badawcze powinno wyglądać i co zawierać, ale bądźmy realistami. Niektórych rzeczy się nie da przeskoczyć.
Żeby oddać sprawiedliwość, terenówka oczywiście tez nie jest bez winy, jeśli ankieterzy są ludźmi niepoważnymi, którzy podejmują się pracy, a 2 dni później ślad wszelki po nich zamiera, albo przychodzą dzień przed deadlinem z uśmiechem od ucha do ucha, że im ciotka zmarła i nie zrobili ani jednej sztuki, albo koordynator jest osobą, która kompletnie nie ma rozeznania w terenie, organizuje pracę ludzi w sposób nieprzemyślany i całkowicie przypadkowy (trudno wtedy mówić o jakiejkolwiek organizacji), to niestety ale klęska jest w takich przypadkach nieunikniona.
W moim odczuciu zawodzi również komunikacja: sygnał wysyłany z terenu ginie gdzieś na etapie "dział realizacji w centrali" i nie dochodzi już do badacza (a może dochodzi i jest ignorowany? hm...).
Podsumowując, problem ciekawy, niezbadany, przymierzałam się do napisania pracy dyplomowej. Materiału jest co najmniej na sporą książkę, jakąś rozprawę doktorską z zakresu diagnozy organizacji. Mam nadzieję, że wątek się rozwinie i wypowie się w nim więcej osób, reprezentujących oczywiście obie strony :)
Ten post został edytowany przez Autora dnia 19.02.14 o godzinie 22:40