Temat: Śmierć i astrologia
Andrzej Cedzyński:
Według genetyków komórki ludzkiego ciała mają wbudowany licznik
i wiedzą, kiedy ma nastąpić koniec podróży.
Omawiając temat śmierci naturalnej, czyli tzw. "ze starości" - tak. Ale taka śmierć dziś się przytrafia nielicznym szczęśliwcom.
Temat jest wyjątkowo drażliwy i spychany pod dywan.
Dlaczego spychany pod dywan? Ja chętnie o tym rozmawiam.
Pewnym jest, że o śmierci nie rozmawia się z osobą, która przychodzi do nas poznać swój horoskop - nawet wtedy, kiedy bardzo naciska na tego typu informacje.
Czy waszym zdaniem - zajmowanie się predykcją śmierci w astrologii ma sens i nie jest jakimś objawem psychopatologicznym?
Nazwanie astrologa szukającego śmierci psychopatą to chyba przesada. Każdy ma w horoskopie VIII dom i śmierć dotyka go osobiście nie raz w życiu: rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, ulubiona ciocia - na pewno ktoś z nich u każdego z nas kiedyś odszedł albo odejdzie. Zajmowanie się śmiercią nie jest psychopatologiczne.
Zaczyna być niebezpiecznie gdy komuś się wydaje że posiadł tajemnicę śmierci. Ale wtedy to raczej bufonada niż psychopatia.
Jak to mówią w naszej telewizji "O tym warto rozmawiać" (?!)
Warto. Moim zdaniem tak.
Astrolog nie powienien się wstydzić faktu, że tej daty nie umie i/lub nie chce i/lub nie może wyznaczyć.
Gdy kiedyś od pewnej pani astrolog usłyszałam, że ona daty śmierci swoich klientów zna, ale "głos z góry" zabrania jej o tym mówić, to mi ręce opadły. Gdy słyszę o "głosach", to polecam osobie je słyszącej film "Delikatessen".
Być może kiedyś, gdy ludzie umierali na wyrostek robaczkowy - wyznaczenie daty śmierci było proste, bo malefik Mars przychodził i przecinał cienką nić życia. Dziś Mars może symbolizować chirurga, który otworzy jamę brzuszną na czas. Ale równie dobrze może symbolizować rozpędzony samochód, na drodze zaneptunionego pieszego.
Więcej planet, więcej możliwości interpretacyjnych, a temat z każdą nowoodkrytą planetą trudniejszy.
Jedno z mojej praktyki mogę powiedzieć na pewno: śmierć w horoskopach bliskich zmarłemu pokazuje się bardzo wyraźnie. Żadna to nowoodkryta Ameryka, prawda? Śmierć serdeczngo przyjaciela w moim horoskopie objawiła się w dniu zerowego kwinkunksa tr. Plutona do natalnego Merkurego. W horoskopie jego żony, wszystkie transsaturniki "zaatakowały" natalny tak, że stworzyły się krzyże i półkrzyże.
Więc może zaryzykujmy tezę, że śmierć objawia się w horoskopie bliskich i znajomych tym mocniej, im bliższy związek emocjonalny z daną osobą? Ale tak czy siak nie jesteśmy pewni czy koszmarny układ w horoskopie żony będzie mówił o śmierci męża, czy jego odejściu do innej kobiety, a może po prostu o ostrym kryzysie małżeńskim.
Przykład, który podałam, to było dobre małżeństwo. Ale co z takimi układami, gdy jedno umiera i tym samym uwalnia swoją drugą połówkę od koszmaru? Bo takie rzeczy też bywają.
No i jeszcze jedna refleksja: mam wrażenie, że my, kobiety podchodzimy do śmierci naturalniej i mniej się tym ekscytujemy. Być może wynika to z tego, że po świecie chodzi więcej wdów niż wdowców? A może z czegoś innego? Nie wiem.