Włodzimierz
Zylbertal
badacz, wynalazca,
doradca,
popularyzator,
nauczyciel, pu...
Temat: Coś dla wielbicieli talentu Richarda Dawkinsa i Jamesa Randi
To może jednak "do ad remu". Richard Dawkins jest nieodrodnym dzieckiem rewoucji oświeceniowej, która za cel stawiała sobie m. in. obalenie ówczesnej religii... aby ją zastąpić własną, z nauką w roli teologii. A ponieważ od przysłowiowych niepamiętnych czasów wrózbita, czy astrolog, bywał jednocześnie kapłanem, przeto i wszelkie "nauki tajemne" hurtem wrzucono do wrogiego obozu. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że poziom oświeceniowej astrologii był w masie swej żałosny i aż prosiła się taka astrologia o solidne ośmieszenie.Nauka wymaga, aby jej wyniki poznawcze dostępne były każdemu i - co niezwykle dla nas ważne! - bez manipulowania stanem umysłu. Czyli w stanie umysłu niezmienionym, czuwającym. Dla obserwatora w takim stanie umysłu zjawiska "psi" po prostu nie istnieją. Natomiast w ezoteryce właśnie ów zmieniony stan świadomości jest podstawowym narzędziem poznawczym! Oświeceniowi fundatorzy rewolucji naukowej najpewniej zdawali sobie z tego sprawę, skoro użycie w celach poznawczych odmiennych stanów świadomości uznali za naukową herezję numer jeden i najsurowiej tego zakazali. Jeden z elementów treningu naukowego, to właśnie objaśnienie jak najwięcej ze świata bez uciekania się do nieracjonalności, właściwej zmienionej świadomości.
Poza tym działają powszechnie znane prawa, np. to, że silna osobowość jest w stanie bez słów narzucić się słabszej. I jeśli owa silniejsza ma sobą całą potęgę instytucjonalnej nauki, to w obecności kogoś takiego i wytworzonego przez niego pola sił psychicznych żaden ekstrasens nie ma szans, bo mu to pole blokuje jego zdolność do wchodzenia w odmienne stany świadomości. Oto i źródło "sukcesów" Jamesa Randiego - a jest on osobowością naprawdę potężną. Drugi równie potężny to właśnie papież "racjonalistów" Richard Dawkins. Jego naukowe credo zabrania mu użyć umysłu inaczej niż w sposób dyktowany w nauce, więc nie ma on szans na zrozumienie np. istoty astrologii, ale tępi ją z zapałem inkwizytora. Niczym się to nie różni od znanych już z historii powszechnej wojen doktrynalnych, gdzie odmawia się przeciwnikowi nie tylko prawa do istnienia, ale nawet do wyjawienia swych racji.
Reszta też jakby znana... bo hipokryzja poznawcza nauki jest wyśmiewana i przez samych co przytomniejszych uczonych, np. T. S. Kuhna. A że nie ma chyba znaczącego odkrycia naukowego dokonanego "na trzeźwo", a potem tylko szybko, post factum, zracjonalizowango, to wybitni uczeni wiedza, i sami często podkreślają rolę natchnienia w procesach poznawczych. Ale "papieże" i reszta urzędników nauki zachowują się jak w opowiastce bardzo przecież życzliwego nauce Stanisława Lema; w której to dobre roboty ganiają złych bladawców, a po tej ciężkiej pracy same sobie odkręcają swoje stalowe głowy - i po tą stalą co jeden to bladawiec....