Temat: "Musi być ciężko tym...
Witajcie. Ale gorąca dyskusja... ale tak naprawdę o pietruszkę. Przykro mi Andrzeju ale Twój dyskutant ma rację w całej rozciągłości. Nie zgadzam się tylko z tym bieganiem po wykopach z brązową fibulą. Moje doświadczenie podpowiada mi, że wszelkie znaleziska należy skrzętnie ukrywać przed miejscowymi ciekawskimi oraz bagatelizować przed pracownikami. Zwykły kopacz zatrudniony na naszym wykopie oceni wartość przedmiotu po stopniu naszego podniecenia. Należy więc powściągnąć emocje bo inaczej przyjdą w nocy i rozorają całe stanowisko, nic w gruncie rzeczy nie znajdując. Szkody natomiast dla archeologii będą niepowetowane.
Postanowiłem zabrać głos by zwrócić uwagę na pewną cechę archeologii i nauki w ogóle. Jest to norma, zasada postępowania, bez której nie byłoby nauki. Mam na myśli rzetelność naukową. Posłużę się przykładem. Niech to będzie ten nieszczęsny złoty łańcuszek znaleziony w bryle węgla. Załóżmy, że badam jakąś starą kopalnię węgla. Prace przeprowadzam oczywiście według standardów przyjętych w archeologii od dawna, czyli wszystko bardzo skrupulatnie i rzetelnie dokumentując. Chodzi o to że mniej się nastawiam na znalezienie przedmiotów (to wychodzi przy okazji), a bardziej na dokumentowaniu warstwy po warstwie. Oczywiście co jakiś czas z warstwy wyjdzie jakiś fajny przedmiot (ku mojej radości), ale zanim znajdzie się w oznaczonej torebce, to jest powoli odsłaniany, opisywany, fotografowany wraz z warstwą z której pochodzi, by nikt mi później nie zarzucił błędu w sztuce. Innymi słowy, by mieć później pewność że jakiś przedmiot X należy ewidentnie wiązać z tą a nie inną warstwą. Jeżeli z daną warstwą daje się powiązać także inne przedmioty, może jakieś skorupy które są dobrym datownikiem, to mamy wydatowaną całą warstwę a pośrednio też przedmiot X. Inne warstwy także niezależnie datujemy, tworzymy cały obraz kolejnych nawarstwień i jeżeli nam się wszystko ładnie zgadza to jesteśmy szczęściarzami. Tak z grubsza językiem laików mógłbym opisać swoją pracę.
I nagle w jakiejś bryle odkrywam złoty łańcuszek. Pierwsza moja myśl, że ktoś go podrzucił. Oczywiście szybko przestaję podejrzewać o to moich kopaczy za 7zł na godz, bo ich po prostu na taki luksus nie stać. Prędzej jakiś student z bogatym tatusiem czy kolega po fachu. Tyle że ja byłem obecny przy odkryciu tego cudeńka, i dam sobie rękę uciąć że nikt nie był w stanie tego podrzucić, że bryła w której się znajdował nigdy nie była przez człowieka ruszana. Ponieważ jestem tego pewny, więc wysilam mózgownicę i poszukuję innych rozwiązań. Tutaj jednak naczelną zasadą postępowania jest prosta zasada prawdopodobieństwa. Przyjmuję więc, że łańcuszek może pochodzić z czasów gdy kopalnia była eksploatowana, że zerwany przypadkiem z szyi trafił w jakąś szczelinę, albo poniesiony podziemnymi ciekami dostał się pomiędzy nienaruszone pokłady węgla i został wtórnie sprasowany w efekcie jakiegoś tąpnięcia w kopalni. Szukałbym też analogii w formie i stylistyce samego przedmiotu, próbował go sklasyfikować i wydatować. Zapewne też poprosiłbym o konsultację geologów oraz innych kolegów archeologów. Może nawet wspomniałbym o tym na jakiejś konferencji archeologicznej, choć bardziej w formie ciekawostki a nie rewolucyjnego przewrotu. W każdym razie coś takiego bym wykombinował pod warunkiem oczywiście że bym był PEWNY RZETELNOŚCI ODKRYCIA. Ale jeśli ktoś, coś, gdzieś, czy nawet jakaś pani z Illinois wymieniona z nazwiska..... z całym szacunkiem dla tej pani, ale takie odkrycie pozbawione rzetelnego dokumentowania nie ma większej wartości naukowej. W końcu chodzi nam o odtwarzanie przeszłości możliwie jak najwierniejsze, a to można osiągnąć tylko wtedy gdy źródła naszych danych są jak najbardziej wiarygodne.
W zamieszczonym przez Marię filmiku pada zdanie które jest wręcz porażające w swojej naiwności -”Jeśli zaczniemy badać znaleziska archeologiczne, historyczne i dawne pisma bez wewnętrznych uprzedzeń, wówczas szybko dokonamy korekt ustalonego poglądu...” Wychodzi na to że prawdziwa wiedza leży w zasięgu ręki a na przeszkodzie stoją jedynie skostniałe mózgi uniwersyteckich dinozaurów. Co do stanu mózgów niektórych z nich nie chciałbym się wypowiadać, ale nie można całej grupie uczonych zarzucać nierzetelności naukowej, ukrywania faktów czy uprzedzeń. To niepoważne! Andrzeju, nie wiem co dokładnie masz na myśli pisząc że historia naszej cywilizacji jest tylko misternie ułożonymi hipotezami na podstawie znikomych poszlak. Zdecydowanie z tym się nie zgadzam. Nad poznaniem australopiteka i innych hominidów pracowało kilka pokoleń uczonych. W wąwozie Olduvai gdzie odkryto australopiteka i wiele innych hominidów prace trwają od lat trzydziestych XX wieku (L. Leakey). Wiele argumentów i poglądów Louisa Leakeya straciła już rację bytu w wyniku nowych odkryć ale nikt mu nie zarzuci nierzetelności. Człowiek poświęcił całe życie na prowadzenie wykopalisk w Tanzanii, prowadził to zresztą wielotorowo, min. słynne badania Jane Goodall nad szympansami wynikały z jego inspiracji. Jeżeli teraz patrzy się inaczej na rozwój hominidów to dzięki nowym danym i nowym odkryciom, a nie dlatego że Leakey coś ukrywał. Notabene nowsze poglądy polegają na postrzeganiu ewolucji człowiekowatych nie liniowo, czyli od jednego gatunku do drugiego, ale wielotorowo. Wygląda na to że było wiele współegzystujących gatunków hominidów w różnych okresach i jedne przetrwały inne po prostu nie. Przy czym o przetrwaniu mógł w dużej mierze decydować po prostu przypadek. Tak więc zapewniam Cię Andrzeju że antropologia cały czas ewoluuje i się zmienia. Całe zastępy naprawdę wielkich uczonych pracują nad pozyskiwaniem danych i poukładaniem ich w wiarygodny obraz. Zasób danych jest niestety skromny i nigdy do końca nie będziemy wiedzieć jak było naprawdę. Co jakiś czas pojawi się jakieś nowe odkrycie które przewróci całą antropologię do góry nogami, ale oczywiście w granicach rozsądku. Nie oczekiwał bym tu rewolucji w datowaniu początków człowieka. Wciąż to będzie te kilka milionów lat, gdy pojawiły się pierwsze hominidy. Nie więcej. A takie doniesienia że gdzieś tam odkryto ślad buta sprzed 500 mln lat? Do licha, przecież wtedy nie było nawet ssaków, dinozaurów, ba nawet nie jestem pewien czy już wtedy kręgowce wyszły na ląd. Gdyby odkryto całe stanowisko ze szkieletami takich ludzi sprzed 500 mln i można by to metodami geologicznymi z całą pewnością datować na ten okres, to byłaby to REWOLUCJA pisana naprawdę wielkimi literami. Ale odcisk rzekomego buta? Bądźmy poważni.
Nie przeczę że jest wiele niejasności choćby w samej egiptologii, ale nikt ich nie odrzuca (o ile nie są zbyt fantastyczne), czekają gdzieś wirtualnej poczekalni na rzetelne odkrycia i potwierdzenia. Weźmy np. piramidy. Zawsze mnie zastanawiało dlaczego tak perfekcyjne wykonane budowle są różnych rozmiarów i są tak dość przypadkowo rozrzucone względem siebie (mam na myśli wielkie piramidy w Gizie, plan całego kompleksu tu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Giza). Wytłumaczenie że Mykerinos był władcą bardziej skromnym, albo biedniejszym więc zbudował mniejszą piramidę od swych poprzedników jakoś mi nie przemawia. Trudno by ktoś był biedniejszym rządząc tym samym krajem w przeciągu kilkudziesięciu lat. Jeżeli przeliczył się z możliwościami to powinien też zacząć od dużej piramidy, co najwyżej by jej nie skończył. Poza tym są dość dokładnie zorientowane względem stron świata, ale nie leżą w jednej linii prostej. Wobec tak perfekcyjnie zaplanowanych budowli powinien istnieć jakiś plan architektoniczny także dla całego zespołu, jakaś koncepcja narzucająca ład i symetrię w ich wzajemnym położeniu względem siebie i wielkości np. trzy identyczne piramidy położone w jednakowych odległościach w jednej linii, albo np. na palnie trójkąta.... To mnie zawsze nurtowało. I dlatego, biorąc pod uwagę ścisły związek piramid z gwiazdami, przemawia do mnie koncepcja że trzy wielkie piramidy odzwierciedlają konstelację pewnej grupy gwiazd na niebie. Nie znam szczegółów, ale ma to być konstelacja o ułożeniu gwiazd obserwowanych dużo wcześniej, wręcz jakieś 10 tys. lat p.n.e. Oczywiście nie ma mowy by budowę piramid cofać do 10 tys. lat wstecz. Ale gdyby twórcy tej koncepcji się upierali co do konstelacji, to jakieś wcześniejsze sanktuarium w tym miejscu lub gdzieś w pobliżu np. z kręgami kamiennymi odpowiadającymi proporcjom gwiazd i ich ułożeniu względem siebie sprzed 10 tys. lat, jest nawet do przyjęcia. Układ piramid w takim razie tylko by powtarzał to, co już istnieć mogło dużo wcześniej. Ale ja nie jestem egiptologiem, nie znam się za bardzo na piramidach, podaję to tylko jako przykład hipotezy wiarygodnej, nad którą warto się na chwilę zastanowić, może ktoś ją kiedyś wydźwignie do rangi teorii naukowej. Przykład hipotezy niewiarygodnej, to tej zakładającej że to same piramidy są znacznie starsze, wbrew wszelkim faktom, np. temu że istnieją inne piramidy na podstawie których możemy dość dokładnie prześledzić jak Egipcjanie uczyli się je budować, a nawet temu że u stóp piramid w Gizie odnaleziono niedawno wielkie osiedle zamieszkałe ongiś przez ich budowniczych.
Nikt z moich kolegów archeologów nie ma uprzedzeń i nie dyskryminuje żadnych faktów. Nie raz rozmawialiśmy o możliwościach zasiedlenia Ameryki na wiele sposobów. Ostatnio pojawiła się koncepcja że wśród pierwszych Amerykanów byli też przybysze z Europy, podróżujący przez północny Atlantyk i to jeszcze u schyłku epoki lodowcowej. Jest kilka hipotez odnośnie późniejszego odwiedzania Ameryki np. w okresie kultur megalitycznych, czy czasów Fenicjan i Greków starożytnych. Wszystko jest do przyjęcia. Ale jeżeli ktoś formułuje koncepcję naukową, to musi przedstawić dowody. A jeżeli ktoś wskazuje jedynie na pewne możliwości, to także winien przedstawić wiarygodne przesłanki. Tak wygląda z grubsza uprawianie nauki. I całe szczęście, inaczej cała nauka nie byłaby warta kłaków, a dla mnie byłaby po prostu nieciekawa. Cóż ciekawego w koncepcjach które są nierealistyczne.
P.S. do Jędrzeja.
Jędrzeju, z Twojego dossier wynika, że kończyliśmy tą samą uczelnię. Niestety rozminęliśmy się, ja skończyłem archeo w 97. Chyba jeszcze się załapałeś gdy Instytut był na Podmurnej, to bardzo urokliwy zakątek Torunia.