Adam
B.
Otwarty na nowe
wyzwania :)
Temat: GMO w Kanadzie - jak wygląda rzeczywistość
Notatka z wykładu Percy i Louise Schmeiser na konferencji Podkarpackiej Izby Rolnictwa Ekologicznego w Rzeszowie w dniu 23 września 2010 r. przygotowała Dorota Metera.Byłem członkiem rządu i parlamentu prowincji Saskatchewan. Od wielu lat z żoną zajmowaliśmy się hodowlą odmian rzepaku, Gdy w 1996 r. rozpoczęto wprowadzanie nasion odmian modyfikowanych genetycznie soi, kukurydzy, bawełny i rzepaku, mówiono o wyższych plonach, większej wartości odżywczej i mniejszym zużyciu środków chemicznej ochrony roślin. Mówiono także o żywności dla głodującego świata i zrównoważonym rozwoju. Jednak już w pierwszym roku zauważono odwrotność tego, co obiecywano: plony soi zmniejszyły się o 10%, a rzepaku o 15% . Wkrótce potem z powodu powstania super-chwastów odpornych na herbicydy, trzeba było używać ich cztery razy więcej. Chwasty zaczęły rozprzestrzeniać się w miastach, w ogrodach, na trawnikach i na cmentarzach. Tymczasem teraz możemy mówić o GMO w kontekście praw rolników, zdrowia i środowiska. Po 14 latach uprawy roślin genetycznie modyfikowanych wiemy już jakie są tego skutki: nie mamy już czystych nasion rzepaku i soi, a 90 % kukurydzy jest już genetycznie modyfikowana. Nasz eksport produktów roślinnych załamał się z powodu zanieczyszczeń GMO. Także miód jest zanieczyszczony GMO.
Słyszałem, że w Niemczech rolnicy mówili o koegzystencji roślin modyfikowanych genetycznie z uprawami tradycyjnymi i ekologicznymi. To jest nonsens, gdyż strefy buforowe 5 czy 50 metrów nie pomogą. Pyłek może rozprzestrzeniać się na odległość ponad 150 km. Jeśli wprowadziłoby się roślin modyfikowanych genetycznie do Polski, nie będzie już mowy o uprawach tych roślin ani metodą tradycyjną, ani ekologiczną.
Wiele roślin uprawnych pochodzi z rodziny krzyżowych, jak kapusta, brokuły, rzodkiewka, rzepa i te gatunki roślin również mogą być skażone GMO. W ostatnich latach firma Monsanto chciała wprowadzić w Kanadzie genetycznie modyfikowane odmiany pszenicy, lucerny i ryżu, jednak rząd nie wydał na to zgody. Gdyby wprowadzono do uprawy genetycznie modyfikowane odmiany pszenicy, to wszystkie rośliny z rodziny traw mogłyby być zanieczyszczone.
Obietnica producentów GMO, że GMO nakarmi głodny świat jest kłamstwem, gdyż firmy przejmują totalną kontrolę nad rynkiem nasion. Monsanto próbowało także wprowadzić gen „terminator”, który powoduje sterylność roślin, w wyniku czego nie wydają nasion. Jednak rząd kanadyjski nie wyraził na to zgody. Jest to najbardziej niebezpieczna modyfikacja, gdyż w ten sposób można zabić przyszłość życia. Próbowano także wprowadzić tzw. gen-oszust, który wprowadzony do roślin sprawiał, że rośliny nie wydają plonu, jeśli nie opryska się ich określonym środkiem chemicznym. A więc prowadziłoby to do totalnej kontroli korporacji nad rynkiem nasiennym.
Dwa lata po wprowadzeniu GMO nasze pola rzepaku zostały zanieczyszczone GMO, prawdopodobnie z pól naszego sąsiada, gdyż my nigdy nie kupowaliśmy nasion modyfikowanego genetycznie rzepaku. Zgodnie z zasadami ustanowionymi przez Monsanto, nasze rośliny i nasze pole stało się ich własnością. Powinniśmy wtedy na to odpowiedzieć: „To wy jesteście odpowiedzialni za zanieczyszczenie”. Ale wtedy Monsanto podało nas do sądu. Proces zakończył się wydaniem wyroku przez jednego sędziego. Powiedział on coś, co na zawsze zmieniło podejście wielu ludzi do GMO: „Jeśli nasiona zostały zanieczyszczone przez GMO, to rolnik przestaje mieć prawo do własnych nasion”. Cały świat zaniepokoił się tą decyzją, że można opatentować każdy gen. Zdecydowaliśmy się wtedy na walkę prawną, która trwała 7 lat.
Nasze postulaty były następujące:
rolnik nie może stracić prawa do własnych nasion,
rolnik ma prawo do badań na swoich własnych nasionach i dokonywania selekcji roślin w celu osiągnięcia lepszych plonów,
nikt, żadna osoba fizyczna ani prawna, nie ma prawa do patentowania życia.
Monsanto pozwało nas do sądu dwukrotnie, żądając odszkodowania w wysokości 1 mln dolarów, ponieważ byliśmy według nich „aroganccy i uparci”. Chcieli przejąć naszą ziemię i dom, bo wiedzieli, że nie jesteśmy w stanie spłacić tak dużej sumy. A jednak wygraliśmy sprawę w procesie odwoławczym w sądzie najwyższej instancji.
Monsanto zwykle podpisuje kontrakty z rolnikami na takich warunkach, że rolnik zrzeka się swoich praw do nasion i co roku będzie kupował nowe nasiona i środki ochrony roślin. Rolnik umożliwia także wejście „policji Monsanto” na swoje pola przez okres 3 lat po zakończeniu uprawy, włącznie z kontrolą dokumentów finansowych. W radio słyszy się ogłoszenia „jeśli podejrzewasz, że twój sąsiad uprawia GMO, zgłoś to do nas, a dostaniesz prezent”. W przypadku doniesień Monsanto wysyła swoich inspektorów, a nagrodą może być kurtka skórzana lub zestaw środków ochrony roślin. Jeśli rolnik zaprzecza, że nie uprawia roślin GMO, gdyż jest rolnikiem ekologicznym lub tradycyjnym i mówi: „nie chcę waszych nasion”, inspektorzy żądają od niego dowodów i grozi mu podaniem do sądu. Takie sytuacje powodują rozbicie więzi między rolnikami i niepokój: „który sąsiad na mnie doniósł?”. Nie mówię o kraju „trzeciego świata”, ale o Kanadzie, kraju rozwiniętym, o wysokim poziomie demokracji. Firma Monsanto chciała nas zniszczyć, obserwowano nas. Po moim wystąpieniu w parlamencie RPA spotkaliśmy przedstawiciela firmy Monsanto, który powiedział mi ze złością: „Nikt nie walczy z Monsanto!”.
Po zakończeniu spraw sądowych nie pozbyliśmy się problemu GMO. Zrobiliśmy kilka testów i stwierdziliśmy, ze nasze pola są znowu zanieczyszczone GMO. Było to pole, na którym prowadziliśmy badania nad gorczycą. Zwróciliśmy się wtedy do Monsanto, żeby usunęli rośliny GMO. Już po dwóch dniach otrzymaliśmy odpowiedź, że rośliny GMO są własnością firmy. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem moją żonę wściekłą. Przeczytała w tym liście, że nie możemy pozwać Monsanto do sądu i nie możemy o tym nikomu mówić. Powiedzieliśmy sobie, że zbyt wiele ludzi oddało życie w naszym kraju, żeby była wolność słowa i nie podpiszemy takiej ugody z Monsanto. To nasza ziemia i usuniemy te rośliny! Poprosiliśmy sąsiadów o pomoc w usunięciu roślin GMO, zapłaciliśmy im 640 dolarów i wysłaliśmy rachunek firmie Monsanto. Pozew do sądu złożyliśmy w marcu 2008 r. Tuż przed rozprawą firma Monsanto zwróciła nam tę sumę. Nam nie chodziło o pieniądze, ale o prawo do odszkodowania dla rolników z powodu zanieczyszczenia przez korporację. Było to wspaniałe zwycięstwo.
Louise Schmeiser: Prawie 10 lat batalii prawnej przeciw Monsanto było dla nas bardzo trudne, ale cały czas wspieraliśmy się nawzajem. Żeby to wszystko przetrwać nocami więcej modliłam się niż spałam. I udało się!
Percy Schmeiser: Nie przyjechaliśmy do Polski, żeby powiedzieć Wam co macie robić. Chcemy tylko powiedzieć co nam się stało. My wtedy nie wiedzieliśmy tego, co wiemy dziś, bo nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nas ostrzec. Wy możecie jeszcze do tego nie dopuścić.
Ponieważ jesteśmy na uniwersytecie, muszę powiedzieć jeszcze coś na temat nauki. Mamy sześcioro wnuków, którzy studiują. Jaką wolność akademicką będą mieli, jeśli badania naukowe będą mieli, jeśli wiele badań naukowych jest sponsorowane przez korporacje. Wyniki badań naukowych finansowanych przez korporacje są własnością korporacji. Uważam, że badania naukowe powinny być finansowane ze środków publicznych, żeby były niezależne.
Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że jeśli Wasz rząd i parlament zamierzają wprowadzić GMO, trzeba zapytać ich, czy są przygotowani do pokrycia zwiększonych kosztów opieki zdrowotnej i niższe plony roślin uprawnych, bo takie są efekty uprawy roślin modyfikowanych genetycznie. Jeśli pytacie mnie, czy można powstrzymać ekspansję GMO, to moja odpowiedź jest: „Yes, you can!, jeśli tylko tego chcecie”.
Notatkę z wykładu Percy i Louise Schmeiser na konferencji Podkarpackiej Izby Rolnictwa Ekologicznego w Rzeszowie w dniu 23 września 2010 r. przygotowała Dorota Metera.
http://rolnikantygmo.pl/index.php?news&nid=32