Temat: Czas na zmiany - darmowe szkolenie
Dawid Ługiewicz:
A przepraszam skoro tak Pani jest za tworzeniem się "Grup producenckich" bo chyba o takich mówimy to biorąc pod uwagę rozdrobnienie polskich gospodarstw w porównaniu do starej UE. To gdzie mają się podziać ci rolnicy którzy mają po 5,7 ha. A biorąc po uwagę że średnia pow. gospodarstw w Polsce oscyluje w okolicach 10 ha, a w woj mazowieckim jest około 8,5 (produkcja warzyw, sadownictwo). Gospodarstwa te z reguły nie posiadają wielkiego areału na tyle aby tworzyć konkurencyjne grupy producenckie.
Panie Dawidzie,i w Niemczech i w Austrii (bo ten rynek jako tako znam) nie ma takich kolosalnych gospodarstw jak w Rosji. Duże gospodarstwa nie potrzebują zrzeszeń itd., aby być konkurencyjnymi i otrzymać pomoc. Sami sobie poradzą, na to mają swoje działy i sowich ludzi i pieniądze.
TE małe gospodarstwa mogą dopiero coś osiągnąć, jeżeli się połączą. W Polsce jest już parę takich zrzeszeń, ale wymaga to bardzo dobrych pracowników, znania i kontaktów, aby coś osiągnąć. Wówczas rolnik może się koncentrować na tym, co dobrze umie, a mianowicie na hodowli i uprawie ziemi. Nie potrzebne jest mu zananie języków, marketinga itd., bo to dla niego robi Zrzeszenie - tun. ludzie, którzy tam pracują. I to oni zajmują się sprzedażą i zbytem produktów rolnych. Wiadomo, że mogę osiągnąć lepsze ceny zakupowe, jeżeli kupię 100 ton pszenicy a nie 1.
Myślę że taka inicjatywa jest potrzeba w naszym kraju z racji na to, że wiele małych gospodarstw będzie upadało i gdzieś ci ludzie mają znaleźć sobie zajęcie.
I dobrze że się stara pomóc rolnikom, jest szansa na uniknięcie błędu jaki popełniono gdy likwidowano PGR'y i pozostawiono ludzi na pastwę losu.
Przepraszam, ale takie szkolenia:•
120 godzin zajęć z języka angielskiego,
• 20 godzin zajęć z zakresu doradztwa zawodowego,
• 120 godzin zajęć komputerowych ECDL Core (podstawy obsługi komputera poszerzone o zastosowanie pakietu biurowego ),
• 100 godzin zajęć z zakresu: „Asystent rachunkowości” lub „Grafik komputerowy – Komputerowy składacz tekstu” lub „Pracownik administracyjno- biurowy”.
nie uznaję jako pomoc. Co ma rolnik, który do tej pory uprawiał ziemię czy zajmował się hodowlą teraz czynić jako grafik komputerowy? Nic przeciwko rolnikom, o to tutaj nie chodzi, można i podać inne przykłady, chyba że było to do tej pory jego hobby.
Szkolenia mają sens dla roników, jeżeli szkolą go w tym, czym się do tej pory zajmował: np. jako konsultanta w hodowli czy uprawie, w ochronie środowiska, w sprzedaży nawozów itd. Tzn. tam gdzie może przynajmniej część tego zastosować, o czym już wie.
Po co mu szkolenie języka angielskiego? Czy będzie tłumaczem albo asystentem do spraw sprzedaży w jakimś międzynarodowym koncernie? Przepraszam, ale to pachnie...
Co można obserwować do dnia
dzisiejszego jak wyglądają nie które wsie po PGR'owskie i ludzie którzy do dzisiaj nie potrafią się odnaleźć na rynku pracy.
To test sprawa państwa i polityków: Tutaj trzeba zacząć, dać perspektywę młodzieży, aby została na wsi i miała tam pracę, niekoniecznie jako rolnik, bo wszyscy nie mogą być rolnikami. Szkolenia tak - ale w tym sensie, jak lepiej uprawiać i hodować, międzynarodowe spotkania z praktykami, fachowcami, a nie z teoretykami, wymiana doświadczeń itd. itd. itd.
>
Może liczba godzin spędzona na takim kursie nie stworzy od razu
wielkiego specjalisty ale ma szanse pokazać tym ludziom że można robić coś poza pracą na roli. Jedno takie szkolenie nie powala na kolana swoim zasięgiem aktywizacji rolników ale myślę że kilka takich przedsięwzięć może sprawić że liczby te zaczną przyrastać w tempie geometrycznym.
O tym, że można coś robić pora pracą na roli, to o tym rolnik polski bardzo dobrze wie, na to nie potrzebuje takich szkoleń, żyjemy w globalizacji, ma telewizor i komputer (a i tego się jeszcze nauczy na szkoleniach - każdy - nawet rolnik - kto ma 40 lat, wie jak się obchodzi z komputerem).
I jak długo ma się ten rolnik uczyć Pana zdaniem, aż będzie miał szansę znaleźć coś lepszego?
Polskie rolnictwo nie może upaść. Kilka rolników przeszło na uprawę produktów ekologicznych i eksportuje swoje towary. To jest branża, która ma przyszłość. W Polsce jeszcze świadomość ekologiczna nie jest zbyt rozpowszechniona, ale to też będzie.
Wie Pan jak wygląda rynek trzody chlewnej w Polsce? Jest tylko parę hodowców, którzy się naprawdę tym interesują, co robią. Inny hodowcy to kupują prosiaczki, aby były najtańsze, tzn. wagowo małe, obojętnie czy z jednego czy z pięciu gospdodarstw, obojętnie czy szczepione, karmią byle czymś i się dziwią, że nie mogą ich sprzedać po dużej cenie. Liczy się tylko cena zakupu takiego prosiaka.