Monika B. psycholog, PPP
Temat: Żona dzwoni do kochanki swojego męża ...
Jerzy K.:
Wow, Moniko - wiec Ty slyszalas TYLKO o sytuacji, gdy facet oklamuje kochanke, ze mu zle z zon?
;P
A ja znam sytuacje, ze obie panie sie lubilu nawet i to bardzo (oczywiscie zona nie wiedziala, ze to kochanka meza), znam sytuacje, gdy kochanka PODPOWIADALA mezowi, jak sprwic zonie przyjemnosc (pomoc w zakupach, pomysl na urlop), znam sytuacje, gdy kochanka ZRYWLA z facetem, gdy zaczela obserwowac zanikajaca "milosc" (przywiazanie, szacunek jak tam zwal) do zony. Bo nie chciala rozbijac rodziny - chciala TYLKO faceta i to CZASAMI
NAPRAWDE nie widzialas/slyszalas o takiej sytuacji???
:)
Nie, nie słyszałam. Wydaje mi się, że trudno mówić w takim przypadku o małżeństwie jak o PRAWDZIWYM związku. O tym związku z kochanką też zresztą - oba to chyba układ jakiegoś rodzaju.
Gdyby ten solidny fundament był, to sprawiłby on, że mąż opowiedziałby o tym, że mu źle, najpierw żonie, prawda?
A wiesz, ze sa faceci, ktorzy maja kochanki a wcale nie jest im zle? Na pytanie "dlaczego" szczerze i po dluuugim zastanowieniu odpowiadaja "nie wiem", ze sa faceci, ktorym wlasnie jest tak dobrze z dobra i ciepla zona, ze specjalnie (!) szukaja sukowatej, zimnej kochanki?
NAPRAWDE nie widzialas/slyszalas o takiej sytuacji???
;)
To mąż ma w takim razie problem, który rozwiązuje w sposób krzywdzący żonę; zamiast zająć się układaniem sobie w głowie, rozwiązuje problem przy pomocy kochanki. I oszukuje żonę do tego, bo nie sądzę, żeby o tym wiedziała.
> A to porównanie do sikania..Panowie...
Jak to łatwo powiedzieć: mam za sobą przeszłość z żoną, swoje zasady i miłość do żony, więc wszystko będzie ok.
Tylko gdzie te zasady, miłość i fundamenty były, gdy się je samemu osikiwało?
A czy gdzies jest napisane, ze sie mysli PRZED zdrada o pozniejszym scieraniu i malowaniu?
A czy gdziekolwiek/ktokolwiek napisal tu, ze to dzialalo jak "supawedliwienie"?
A moze chodzi TYLKO o to, ze jak sie juz zdarzy, niestety, to CZASAMI da sie "posprzatac", jak fundamenty byly silne?
;)
Nie przekonały mnie te argumenty, dalej uważam, że jeśli fundamenty się szanuje, to się na nie nie sika...
Myślę, że zdrada po latach jeszcze bardziej dyskredytuje związek- przez TE LATA dobry związek powinien mieć już wypracowane systemy zabezpieczające przed takimi sytuacjami.
A jeśli nie ma - cóż...
A moze wlasnie tez "zabezpieczenia" bylly tak silne, tak skuteczne przez wiele, wiele lat, sprawdzone w roznych, czasami ekstremalnych sytuacjach, ze wlasnie spowodowalo to oslabienie czujnosci, zabezpieczenia zapyzialy, nie reagowaly na drobniejsze bodzce i dopiero lupniecie w nie sprawilo, ze zareagowaly???
Zabezpieczenia były tak silne, że aż osłabły? To nie tak. Może nikt się nimi nie przejmował, nie dbał o nie...
Ciężko przyznać, że nie ma się fundamentów, zasad.
Łatwiej po prostu to co jest przewietrzyć i zamalować?
Jezeli bedziemy przujmowac zasade, ze zawsze "posprzatac" - to zgadzam sie - to chora sytuacja.
Ale jezeli spojrzymy na to z drugiej strony - ze CZASAMI (!) DA SIE popsrzatac, to chyba dobrze, nie?
I nikt tu nigdzie nie pisze o USPRAWIEDLIWANIU.
Tylko o RATOWANIU (jak sie oczywiscie DA)
;)
Na tym moim zdaniem polega problem - ratowanie już po fakcie.
Wydaje mi się, że dorośli ludzie potrafią się przyznać sami przed sobą: nie, to już nie to, nie będę oszukiwać żony i całego świata, zawiodłem, zawaliłem, ponoszę tego skutki.
A często ratowanie polega na zaprzeczaniu wszystkiemu i dalszych kłamstwach, tylko lepiej ukrywanych.Monika S. edytował(a) ten post dnia 16.01.08 o godzinie 21:04