Temat: Toksyczni Rodzice 2011
Jacek K.:
Beata Konczarek:
Najgorsze że moje dzieci przez nich płaczą
Nie chcę się wymądrzać ale zastanów się Beata.
Wozisz tam dzieci, bo nie chcesz aby straciły kontakt z dziadkami. Czyli, niejako dla dobra dzieci.
A teraz piszesz, że one przez nich płaczą. Brak logiki.
Może warto spytać dzieci czy chcą tam jeździć ?
Bo wygląda na to, że tam jeżdżą, dla dobra dziadków. Aby mieli się na kim wyżyć :(
Mądry i kochający wnuki, dziadek czy babcia, nie będą rozgrywali swoich gier z synową, przez dzieci i ich kosztem.
To nie są mądzry dziadkowie.
Woże tam dzieci na ich prośbę. Wczoraj prosiła mnie o to moja 19 letnia córka.
Nie lubię tam jeździć i zawsze próbuję się wymigać od zaproszen i wciagania mnie na herbatkę.
Bo oni zapraszaja mnie, wciagaja na wigilię jak zawoże dzieci, a za plecami robia swoje.
Kiedys dzieci po prostu głupiały, teraz maja swój rozum i widzą to. Nie chcą zrywać z nimi kontaktu, bo są juz starzy, ale wracaja zawsze po takich rewelacjach jak ścieci.
Poza faktem, ze kłamia, wybielają syna, to po prostu robia moim dzieciom wode z mózgów, dzieci stają w mojej obronie, do czego też nie sa kompletnie przygotowane.
Wczoraj moja córka płakała przez cała drogę
Po takich akcjach moje dzieci sie wycofuja, potem dziadkowie przyjeżdzają, zachowuja się jakiś czas w porzadku, tata dzwoni i namawia mówiąc, że dziadkowie są starzy i są jacy są, dzieci za namowami przekonują się, następują kontakty ponownie, jakiś czas jest dobrze do następnej bomby.
Obawiam się Jacek, ze nie znajdziesz logiki w życiu.
Pare lat temu, kiedy dzieci były małe, po jakimś takim sygnale poszłam z nimi do psychologa i właosy staneły mi dęba. Poinformowałam ich, ze dzieci nie bedą do nich przyjeżdzały dopóki nie zmądrzeją.
Taka sytuacja miała miejsce 2 razy i zawsze konczyła się "naprawą" dziadków. Trudno po takiej naprawie przekonywać mi dzieci, żeby nie jechały tam, kiedy one twierdzą, "ale popatrz, teraz już zrozumieli".
W 2007 r.mój syn miał 9 lat, mieszkałam wtedy pod warszawa. Byłam na targach w Paryżu 7 dni, bo na tym polegała moja praca. Płaciłam za opiekunke, która została z moimi dziecmi.
Moi byli teściowie zadzwonili do szkoły, zawiadamiając ze porzuciłam dzieci i wyjechałam sobie na zabawe za granice. W szkole pojawiła się policja, mój syn był przesłuchiwany i doznał szoku ponieważ BYŁ PEWIEN, ze skoro policja to ja zginełam. Dzieci strasznie przezyły tę historię.
Nie jexdziliśmy do nich, oni sie wyparli, ale po powrocie do łodzi starali sie nam pomagać, teraz znowu wybuchła bomba.
Nie potrafię tak kategorycznie ocenic tej sytauacji, według mnie nie ma tu braku logiki, tylko ciagle zmieniająca się postawa ludzi, którzy lawirują pomiedzy dziećmi, a checia dopieczenia mi.