Temat: Szczęśliwość samotności ...
dorzucę swój kamyczek do ogródka- niekoniecznie samotnośći;-)
ja właśnie uczę się swojej samotności, przerabiam ją od kilku miesięcy- nie ma w niej poukładania o którym ktoś tu napisał, nie ma też spontanicznego niecnierobienia, jest życie dniem następnym, próba ogarnięcia tego co spada na "samotną głowę", bo....od 10 miesięcy jestem sama do obgadywania problemów, dyskutowania na temat lepszych i gorszych rozwiązań etc. Rozwiodłam się w lipcu tego roku, mój 9-letni związek (4 lata małżeństwa) rozleciał się z wielkim hukiem- sru i nie ma. Nieważne, w każdym razie "grzyb atomowy" pozostał i musiałam jakoś się wygrzebać z tego pyłu. Co mogłabym zrobić? ano właśnie zacząć układać swoją samotność i uznać, że jestem w niej cudownie szczęśliwa, nawet miałabym jakiś pomysł- nowe pasje, jakiś nowy kurs, basen, książki i słodkie nieconierobienie po pracy kiedy ma się na to ochotę! Jestem trzydziestolatką- brać życie garściami i robić sobie dobrze!
Mam dziecko- nie jestem samotna na starcie, spod grzyba atomowego wydostaję się zatem z 9-miesięczną wówczas córeczką. Z dotychczasowego pomysłu na życie w gromadzie zostaje marzenie ....że może mimo wszystko skoro tak się potoczyło, to musi czekać mnie jeszcze coś dobrego w przyszłości. Z tym pozostaję, będąc póki co samotną...myślę, że z wyboru własnego ale i z wyboru losu- jest dziecko, rośnie, jest praca, dom, walka o każdą godzinę z "samotności" tylko dla siebie.
Spróbowałam, bo .....ja nie chcę zadomowić się w tym stanie...Był zatem ktoś, ale wytrzymałam 3 miesiące...fizycznie nie dałam rady- mój dzień kończył się wtedy o 2-3 w nocy, kiedy on jechał do siebie. Mieliśmy czas na rozmowę, kolację czy film na dvd dopiero po 22-giej jak moja córka usypiała na dobre, ja i tak jeszcze coś zwykle pisałam. Czy to było nie do przejścia? Owszem byłoby- gdyby było warto...a nie było, więc postanowiłam zostawić dla siebie tę odrobinę z własnej samotności.
Od miesiąca znowu jem sama kolację po 22-giej, przeglądam przepisy na kolejną (z przyzwyczajenia do życia w rodzinie), czytam książkę w wannie (jeśli dziecko się nie zbudzi nagle) i staram się odnaleźć w tym moim biegu szczęście. Nie piszę o dziecku, bo ono jest dla mnie zawsze number one. Piszę o "samotności" mojego umysłu, którym staram się odnajdywać plusy życia w pojedynkę, choć jestem zwierzęciem stadnym...i ...wiem, że jeśli tylko będzie warto...rzucę te minuty własnej samotności, żeby powrócić do dawnego planu na przyszłość:-)
teraz mogę stworzyć sobie tylko substytuty i zapełniać wolny czas jaki mi się zdarza mieć jakąś "protezą" w postaci basenu z sauną, logistycznie przemyślanej wycieczki w góry tudzież walką z własnym intelektem podczas spotkań z przyjaciółmi (praktykujący buddyści)...