Temat: Spędzanie razem czasu
Łukasz, w pełni Ciebie rozumiem. Ja miałem inny problem. Nie potrafiłem przełamać się, aby powiedzić, aby potwierdzić, że chcę (obecnie byłą) partnerkę widywać codziennie. Na pewno przegapiłem jej sygnały, np. o gotowości do wspólnego mieszkania. Inna sprawa, to w jaki sposób jej wysyłała - ale to temat na inny wątek: właściwa komunikacja. Sposób, z resztą już podpwoiedziany jest jeden: osobna, odrębna rozmowa i jasne postawienie sprawy, w taki sposób, aby mieć jak największe prawdopodobieństwo uzyskania pozytywnej odpwoiedzi. Przeciez nikt z ans nie zadaje takich waznych pytań, abu usłyszeć "nie".
Ta kwestia zahacza również o inną: "ja" a "my" w związku. Wydaje się, że cały początkowy okres spotykania, chodzenia, rozmów ma na celu przekonanie partnerki/partnera, aby własne, osobne "ja/moje" dało miejsca "my/nasze". Można zachować własne zainteresowania, pewne przyzwyczajenia, krąg towarzyski itp nie narażając, niszcząc związku. Jest to trudne, bolesne, głośne lub ciche, ale możliwe. Pod warunkiem, że się chce, że chce sie podjąć ten wysiłek. Inaczej rzeczywiście nie ma sensu. Teraz wiem, że wszelkie przejawy "ja" (wypowiedzi, opinie, zachowania), które uznalibyśmy za zagrożenie dla "my" trzeba zawsze partnerce/partnerowi sygnalizować (nie krytkować od razu!, nie wypominać!) i pogadac o tym przy sprzyjajacej okazji. Nie można tego lisić w sobie, bo za jakiś czas wybuchnie ze zdwojona siłą.