Witold S.

Witold S. ... połatany :)

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Ireneusz Adamczyk:
Dorota J.:
Ireneusz Adamczyk:

Poczytała niektórych na forum i zrozumiała, że błądzi... ;))

Edit: Tyle się naczytała o tym okropnym okresie bezzwiązkowym, że za nic do niego nie dopuści! :D
a Ty nie wiesz Mlodziencze, ze do ludzi nie pisze sie w trzeciej osobie?

Wg. Doropedii? ;)
Nie tylko :)

>> Dorota J.:

>>> Witold S.:
>>> Czepisz się, książkę napisał to chyba wie jak się pisze :)

>> ha ha ha ha druga niech napisze;-DDD
>> cwiczenia czynia Mistrza;-DDDD

Czyli jednak się mówi w trzeciej osobie ;)
Może Miszczyni by zaczęła od polskich znaków? ;))
Czemu tak pejoratywnie?

>> Jacek K.:
>> "Wiedza daje pokorę wielkiemu, dziwi przeciętnego, nadyma małego

>> Jak ja się cieszę, że nauczyłem się pokory :)

To gdzie Twój pomnik można oglądać? ;)
Uderz w stół ...

Uuuuuu, chyba się winko do wanienki wylało, że humorek taki nie teges od samego rana ... a to lansik psuje, oj psuje :(

Nic dziwnego, że się związki sypią :(((Witold S. edytował(a) ten post dnia 21.07.11 o godzinie 09:22
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Marzenna M.:
Człowiek ma jedną osobowość i powinien mieć jedną twarz niezależnie czy dla siebie czy dla swojego związku, być może dlatego że wiele osób traktuje to jako rzecz odrębną ma tyle kłopotu zw związkiem
No nie bardzo...

Ale żeby być precyzyjnym należałoby rozróżnić czy mówimy teraz językiem potocznym, czy językiem neurologii, psychiatrii i psychologii.

Ale nawet w potocznym rozumieniu to nie jest tak, że mamy tą samą "twarz", gdyż w zależności od sytuacji, nastroju pokazujemy się z jakby innej strony. Nie oznacza to przecież, że jesteśmy "odrębni" w każdej z tych sytuacji, tylko że w danym momencie ta a nie inna "część" naszej osobowości bierze górę.
Marzena M.

Marzena M. Coraz mniej mnie
dziwi....

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:
Marzenna M.:
Człowiek ma jedną osobowość i powinien mieć jedną twarz niezależnie czy dla siebie czy dla swojego związku, być może dlatego że wiele osób traktuje to jako rzecz odrębną ma tyle kłopotu zw związkiem
No nie bardzo...

Ale żeby być precyzyjnym należałoby rozróżnić czy mówimy teraz językiem potocznym, czy językiem neurologii, psychiatrii i psychologii.

Beti jesteś neurologiem, psychiatrą lub psychologiem ???? ;-)
Bo ja nie.
Ale nawet w potocznym rozumieniu to nie jest tak, że mamy tą samą "twarz", gdyż w zależności od sytuacji, nastroju pokazujemy się z jakby innej strony. Nie oznacza to przecież, że jesteśmy "odrębni" w każdej z tych sytuacji, tylko że w danym momencie ta a nie inna "część" naszej osobowości bierze górę.
Część osobowości a nie inna

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Ireneusz Adamczyk:

To gdzie Twój pomnik można oglądać? ;)
ZOO w Opolu :)

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Największym osiągnięciem w samorozwoju, jest zapewne tolerancja w stosunku do innych. Do ich teorii, podejścia do życia, wyboru dróg i poczucia humoru.
Czytając tą dyskusję, stwierdzam, że tego nie widzę.
Widzę agresję, złośliwość i nawet złość.
A to niewiele ma wspólnego z rozwojem. Ale bardzo dużo z brakiem kultury.

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Ireneusz Adamczyk:
Jacek K.:
"Wiedza daje pokorę wielkiemu, dziwi przeciętnego, nadyma małego

Jak ja się cieszę, że nauczyłem się pokory :)

To gdzie Twój pomnik można oglądać? ;)

Nie spinaj się tak;-DDDD

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Po przeczytaniu ostatnich wypowiedzi miedzy Beatą a Kasią nasunęłam mi się taka myśl. Nie da się być partnerem w związku, gdy wychodzi się z założenia, że partner wymaga terapii i na dodatek chce się go samemu leczyć czy terapeutyzować. Powstaje wtedy relacja terapeuta- klijent, a nie partner- partner. I moim zdaniem takie założenie już jest jakby zgodą na fiasko związku. Znam takie małżeństwo, gdzie żona wysyłała swego męża na wszelkie możliwe terapie, by " dorósł" do jej poziomu, bo wtedy np. zdecydowała by się na dziecko. Oczywiście nie muszę dopowiadać, że wg. niej to ona była ta dojrzała, a partner nadawał się tyko na kozetkę. :)))))))Krystyna Smoczyńska edytował(a) ten post dnia 21.07.11 o godzinie 10:49

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:
Katarzyna B.:
Ty ich leczysz czy mówimy nadal o przygotwaniu do związku? bo mi cuchnie kozetką i doradzaniem teraz. i jednak leczeniem problemów i przywracaniem stanu zero, a nie rozwojem.
Oczywiście, że leczę. Co to za odkrycie, skoro napisałam, że ograniczam się do zaburzeń?
o leczeniu na forum nie rozmawiam. to przesada nawet jeśli ktoś ma takie hobby.

Z tym przywracaniem stanu zero, to też jest retoryka. Bo jeśli ktoś ma stan minus 300 i dojdzie w wyniku terapii do stanu zero to jest to w oczywisty sposób rozwój.
jak przywraca stan zero to przywraca stan zero. nie ma w tym rozwoju tylko naprawa tego co się popsuło. rozumiem rozwój inaczej.
Elżbieta J.

Elżbieta J. Początek drogi

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

To jest tak : Jak jest wygodnie jakąś definicję na własne potrzeby rozwinąć to się ją rozwija, a jak jest wygodniej zawęzić to się zawęża. Byle mieć rację.
Marzena M.

Marzena M. Coraz mniej mnie
dziwi....

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Elżbieta J.:
To jest tak : Jak jest wygodnie jakąś definicję na własne potrzeby rozwinąć to się ją rozwija, a jak jest wygodniej zawęzić to się zawęża. Byle mieć rację.

Oczywiście że tak , emocje i zwiazek to nie matematyka ze 2+2=4
i tu i w życiu każdy broni swoich przekonań i swoich metod dochodzenia do szczęścia bo uważa je za słuszne
Tomasz L.

Tomasz L. informatyk

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Dorota J.:
Bilobil- polecam, dziala zabojczo;-DDDD
chcesz mnie zabić?

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:
Ludzie = owady.
Biedronki = ludzie w pewien sposób podobni.
nie jestem zwolennikiem opowieści, że udane związki tworzą tylko ludzie podobni. i nie rozumiem jak można przewidywać i zakładać, że tylko człowiek z czerwonymi pokrywami będzie ok. taka projekcja "szczęścia" zamyka drogę do fajnego życia, chociaż buduje system bezpieczeństwa i ogranicza ryzyko.

i nie wyskakuj teraz z ekstremami o narkomanach, alkoholikach i mordercach, bo to już przerabialiśmy. z drugiej strony narkomani, alkoholicy i mordercy miewają związki więc to nie tak, że się da ich "zdiagnozować" i odrzucić (poza ewidentnymi objawami i wyrokowcami).
bo ludzie nie parują się ze słoniami. za to wszyscy ludzie są potencjalnie do wzięcia.
Ludzie parują się z ludźmi, z którymi parować się nie powinni jeśli celem ma być długi związek, a nie walka, cierpienie, niezrozumienie, pogłębianie problemów psychicznych.
wiesz... jak Cię czytam to żyć się odechciewa. taka perspektywa bycia w związku, jakieś traumy, psychiczne katusze... faktycznie przypadki do leczenia. ale są ludzie, którzy bez "samorozwojów" (nie dotyczy samorozwoju, który mamy na codzień i który jest oczywistością, tylko wydumanych akcji mających w cudowny sposób rozwinąć psyche pogubionych) i grzebania w książkach o neurozach potrafią wybrać dobrego partnera i oceniać ludzi bez pakowania ich w szabloniki z poradnika. nawet jeśli jest to kolejny partner, a z poprzednim coś nie wyszło. i potrafią pracować nad związkiem i problemami w trakcie jego trwania nie doprowadzając do dramatów, cierpień żeby je potem widowiskowo leczyć.
partner to wcale nie musi być wciśnięta w ramki biedronka, bo nasza wyobraźnia czasami jest na krótka w uszach żeby wykombinować jacy rewelacyjni ludzie są na świecie i jak różni od naszych ciasnych wyobrażeń, bazujących tylko na naszych doświadczeniach (plus doświadczeniach "terapeuty"). i że nasze wyobrażenie o szczęściu to może być tylko namiastka, bo ten pasikonik daje go w realu więcej niż poszukiwany chrząszcz. bo nasze ramki bezpieczeństwa powodują, że odrzucamy ciekawych ludzi na rzecz "bezpiecznych" znanych wyborów albo schematów. a te bezpieczne i takie pod nasze dyktando, stają się po jakimś czasie zwyczajnie nudne... bo co to za frajda żyć z kimś przewidywalnym, zawsze zgodnym ... nijakim. takie pakowanie w ramki to wstęp do rozpadu kolejego zwiazku, bo wieczne "jak chcesz" doprowadzi nas znudzenia, a jakiekolwiek odstępstwo od wzorca spowoduje panikę, że nie taki, że zły wybór...
jakbyś chciała ciekawej podróży przez życie, a zamówiła sobie... kapcie.
Naturalnie ezoterycy powiedzą, że oczywiście iż powinni, bo w końcu sami sobie takie życie wybrali i cierpienie jest właśnie po to, żeby mogli się czegoś nauczyć. Jednak nie idźmy w obłęd!:)
święta prawda, nie idźmy w obłęd. nie idźmy w teorie i leczenie, tylko żyjmy. bez nadymania się na diagnozowanie nerwic i neuroz. swoją drogą co Ty masz z tymi neurozami ostatnio? książkę czytasz czy kurs miałaś? chcesz porozmawiać o temacie wątku czy tylko pochwalić się nową wiedzą o neurotykach?
wąskie "każdy"?! cudne! :)))
A mogę? Czy nie wolno, bo się pogubiłam?
wolno. mnie też wolno.
możesz się odgubić.
Nie chcesz infantylnego "biedronka"? OK. Ograniczyłam się w dyskusji do nerwic i neuroz podkreślając to parę razy.
o właśnie... jakiś certyfikat tego kursu dostaniemy? bo mam wrażenie, że temat wątku absolutnie nie ogranicza się do twojego nowego "konika".
Jak bardzo mam rozbudowywać zdania, żeby było jasne iż nie piszę o "wszystkich" ludziach i nie musieć dyskutować o sprawach, których nie poruszałam i na które sie nie rozciąga mój wywód, wbrew temu jak Ty to sobie rozumiesz?
Beata, czy ja muszę być słuchaczem twoich wywodów o neurotykach? tylko dlatego, że liznęłaś temat i chcesz się pochwalić? zawężasz temat, zmieniasz temat rozmowy i potem podnosisz larum, że wypaczam. nie mam zamiaru bawić w leczenie na forum. ani w diagnozowanie neurotyków. to nie jest, jak mówisz, zdrowe. nie jesteśmy na kursie dla psychologów amatorów.

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Marzenna M.:
Elżbieta J.:
To jest tak : Jak jest wygodnie jakąś definicję na własne potrzeby rozwinąć to się ją rozwija, a jak jest wygodniej zawęzić to się zawęża. Byle mieć rację.

Oczywiście że tak , emocje i zwiazek to nie matematyka ze 2+2=4
i tu i w życiu każdy broni swoich przekonań i swoich metod dochodzenia do szczęścia bo uważa je za słuszne
widocznie lepiej dla dyskusji jak się zgadzamy z opinią rozmówcy. który przecież... absolutnie nie broni swojego zdania i nie stara się udowodnić swojego punktu widzenia. nigdy!!! :))))

z tymi "racjami" to jakaś mantra tutaj? nie można mieć swojego zdania bez wywołania tych mitycznych "racji" do tablicy? nie można się różnić bez wywoływania obłędu walki i wygrywania?
Sylwia S.

Sylwia S. Specjalista ds.
ubezpieczeń
zdrowotnych

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Daniel Dziedzic:
nie mądraluj się:)

Ale ja luuubię ;) :P
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Marzenna M.:
Beti jesteś neurologiem, psychiatrą lub psychologiem ???? ;-)
Bo ja nie.
No tak...juz to przerabialiśmy: jak ktoś jest w związku, to nie powinien siedzieć na grupie szukających (podobno!:)związków, jak nie ma dzieci to nie może się wypowiadać o dzieciach, jak jest zdrowy to nie powinien gadać o chorobach...
Część osobowości a nie inna
OK. Część mówisz...

Czasem te różne części są tak odmienne, że tak naprawdę gadamy o tym, co nam się zdaje...

Wyobraź sobie, że trafiamy na niespotykanie spokojnego zazwyczaj człowieka o którym nie wiemy kompletnie nic. Ale trafiamy na taką chwilę jego życia, że on cały aż kipi, bo rozwalił auto w drodze do szpitala, w którym przed chwilą wylądowało jego dziecko, w pracy mu się sypie, a bank przysłął powiastkę. I przyjmijmy, że ten człowiek klnie jak szewc. W tym momencie, w którym go pierwszy i jedyny raz w życiu widzimy..

Możemy sobie wyobrazić, że to jest wrzaskun i świr?
Możemy?
Czy będzie to zgodne z prawdą?
Nie będzie.

I tyle o częściach..
Marzena M.

Marzena M. Coraz mniej mnie
dziwi....

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:
Marzenna M.:
Beti jesteś neurologiem, psychiatrą lub psychologiem ???? ;-)
Bo ja nie.
No tak...juz to przerabialiśmy: jak ktoś jest w związku, to nie powinien siedzieć na grupie szukających (podobno!:)związków, jak nie ma dzieci to nie może się wypowiadać o dzieciach, jak jest zdrowy to nie powinien gadać o chorobach...

Beata nie przesadzaj , wiesz dobrze że pisząc to miałam na myśli ze nie będąc fachocem nie możemy używać języka fachowców bo go poprostu nie znamy
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Katarzyna B.:
nie jestem zwolennikiem opowieści, że udane związki tworzą tylko ludzie podobni.
A to już zależy jak wąsko widzisz "podobieństwo". Jeśli tak, jak opisałaś, to ja powiem inaczej: nie wiem jak można wpaść na pomysł, że ludzie są tacy durni?

Dlaczego nie wpadłaś na pomysł, że podobieństwo ma polegać na podejściu do wolności, własności, wychowywania dzieci lub podróżowania? Lub choćby do takiej oczywistości jak posiadanie żony? (ja jestem niezaobrączkowana, to i ty masz być - podobieństwo? Podobieństwo!)
i nie wyskakuj teraz z ekstremami
A dlaczego nie? Na ekstremach można wiele pokazać.
wiesz... jak Cię czytam to żyć się odechciewa. taka perspektywa bycia w związku, jakieś traumy, psychiczne katusze... faktycznie przypadki do leczenia.
Wczoraj dostałam skórzaną torebkę, której już nie zwrócę, ale będę konsekwentna:

Otóż skoro ustaliliśmy, że rozwój jest zawsze i to kompletnie niezależnie od tego, czy się jest w związku, czy poza nim, czy się jest zdrowym czy chorym, ale zawężyliśmy dywagacje do spraw wymagających mocniejszych słów, to skąd nagle "skleroza" i apiat od początku w niezawężonym temacie?

Mnie osobiście nie zadowala stwierdzenie "że to zła kobieta była", "widocznie głupi", czy coś w tym stylu. Skoro mówiłyście np. o kompleksach, to mnie by bardziej interesowało skąd się wzięły te kompleksy, do jakich przekonań doprowadziły i jak odwrócić teraz tą samoniszczącą strukturę i czy się w ogóle da.
święta prawda, nie idźmy w obłęd. nie idźmy w teorie i leczenie, tylko żyjmy. bez nadymania się na diagnozowanie nerwic i neuroz. swoją drogą co Ty masz z tymi neurozami ostatnio? książkę czytasz czy kurs miałaś? chcesz porozmawiać o temacie wątku czy tylko pochwalić się nową wiedzą o neurotykach?
A to z kolei jest jedna z najbardziej zadziwiających mnie rzeczy: takie płynne przechodzenie na osobiste podwórka i wyobrażanie sobie, że jak piszę o pedofilach, to widocznie mam traumę, jak piszę o wygryzaniu z posad, to pewnie sama to robię, lub ktoś mi to zrobił i nie umiem się z tym pogodzić.

Ja przynajmniej napisałam jasno i odważnie: uważam, że przyczyną nieudanych związków nie mogą być te przykładowe kompleksy, tylko jeszcze głębiej - przyczyna tych kompleksów.
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Marzenna M.:
Beata nie przesadzaj , wiesz dobrze że pisząc to miałam na myśli ze nie będąc fachocem nie możemy używać języka fachowców bo go poprostu nie znamy
:))) No wiem!:))

Ja uważam, że tak samo wielką przesadą jest nadinterpretowanie cudzych wypowiedzi, jak i oczekiwanie, że własnych nikt nie będzie nadinterpretował!:))

Ryszard Zielinski

Wypowiedzi autora zostały ukryte. Pokaż autora

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:
Katarzyna B.:
nie jestem zwolennikiem opowieści, że udane związki tworzą tylko ludzie podobni.
A to już zależy jak wąsko widzisz "podobieństwo".
ta dyskusja nie ma sensu, bo rozmawiamy bez konkretów. tego się nie da zważyć, zmierzyć i podać danych. zawsze i wszystko można skontrować, że się myślało szerzej, węziej, inaczej, lepiej... lewitacja zamiast rozmowy. nic nie przynosi.

dla mnie pewne przedstawiane tu teorie to takie oczywistości, taka jazda podstawowa, że się automatycznie doszukuję jakiegoś drugiego dna. potem się okazuje, że słowa wielkie a znaczenie to relacyjna podstawówka. pewnie stąd tyle nieporozumień.
Jeśli tak, jak opisałaś, to ja powiem inaczej: nie wiem jak można wpaść na pomysł, że ludzie są tacy durni?
też nie wiem jak można tak do ludzi podchodzić. badać, wpisywać w ramki...
a że ludzie bywają durni to już inna sprawa. potem się leczą z problemów i naprawiają błędy.

Dlaczego nie wpadłaś na pomysł, że podobieństwo ma polegać na podejściu do wolności, własności, wychowywania dzieci lub podróżowania?
jw. bo to są oczywistości, że coś decyduje o tym że ten a nie inny. tyle, że nadal twierdzę że dogadywać się mogą nie tylko podobni! można mieć inne hobby, nie latać samolotem mimo że on lubi za to dziergać skarpetki mimo, że on nie potrafi, mieć inne spojrzenie na wychowanie dzieci (może to drugie jest lepsze od naszego, może można się czegoś nauczyć, coś w sobie zmienić na lepsze, może miks da super wynik...), można inaczej pojmować wolność, inaczej podchodzić do relacji z rodziną (w rozumieniu rodziny partnerów) ... w związku wartością dodaną jest bycie razem, uczenie się od drugiej osoby. a czego się nauczysz od swojej kalki?
ciągle widzę związek budowany na "ja/moje zdanie/mój schemat". a on jest "ja"+"on/ona"="my".
wcześniej zapytałam czy "samorozwinięci" i "udoskonaleni" tworzą wspólne związki czy raczej szukają "ofiar" wśród nieświadomych? czy da się stosować te teorie na graczu, który je zna i przerobił?

to co napisałaś to są cechy i wartości, na podstawie których się wybiera męża, żonę, kolegę, znajomego. ba, kumpla z podstawówki (poza dziećmi może). jazda podstawowa.
wybiera się na podstawie podobieństw lub różnic.

z drugiej strony mieszasz. wielkie słowo wolność z hobby - podróżowaniem. czyli do schematu wchodzą i wielkie hasła, i upodobania? trochę potwierdzasz moje spojrzenie na twoją teorię doboru.
Lub choćby do takiej oczywistości jak posiadanie żony? (ja jestem niezaobrączkowana, to i ty masz być - podobieństwo? Podobieństwo!)
to nie jest cecha. to jest stan, który zwykle blokuje dalsze "badania" przydatności obiektu. chociaż i to nie zawsze. zależy jak bardzo obu stronom odpowiada pozostały zestaw. są rozwody.
i nie wyskakuj teraz z ekstremami
A dlaczego nie? Na ekstremach można wiele pokazać.
ekstrema wypaczają rozmowę, bo podajesz je jako podstawę a one są tylko marginesem. spróbuj na kwestiach mniejszych, których wg krzywej jest najwięcej. teorie się na tym sypią, bo wyglądają mniej kategorycznie.
wiesz... jak Cię czytam to żyć się odechciewa. taka perspektywa bycia w związku, jakieś traumy, psychiczne katusze... faktycznie przypadki do leczenia.
Wczoraj dostałam skórzaną torebkę, której już nie zwrócę, ale będę konsekwentna:
a kto Ci zabiera, nie bądź przedszkolak tamta wypowiedź była b. trafna.

Otóż skoro ustaliliśmy, że rozwój jest zawsze i to kompletnie niezależnie od tego, czy się jest w związku, czy poza nim, czy się jest zdrowym czy chorym, ale zawężyliśmy dywagacje do spraw wymagających mocniejszych słów, to skąd nagle "skleroza" i apiat od początku w niezawężonym temacie?
zawężaliśmy do neuroz? zawężaliśmy do ludzi pomiędzy związkami, co nie jest automatycznie rozmową o połamańcach losu i ludziach chorych. znowu na krzywej pognałaś na peryferia chorób i patologii. a mnie bardziej interesuje średnia ludzi "normalnych". może po rozstaniu, ale szczęśliwych. jak Ireneusz i kilka innych osób które tu reklamują okres pomiędzy związkami jako fajnie zyskany a nie jako leczenie psychiatryczne. oni są wg Ciebie neurotykami?

Mnie osobiście nie zadowala stwierdzenie "że to zła kobieta była", "widocznie głupi", czy coś w tym stylu. Skoro mówiłyście np. o kompleksach, to mnie by bardziej interesowało skąd się wzięły te kompleksy, do jakich przekonań doprowadziły i jak odwrócić teraz tą samoniszczącą strukturę i czy się w ogóle da.
ok. to jest temat, ale też nie na ogólnikach i hasłach. bo to temat, na który można spojrzeć z tylu stron, że będziemy się tu ganiać do następnego wieku. tyle czynników i zmiennych wpływa na powstawanie i pielęgnowanie kompleksów, że żadnymi ogólnikami tego nie załatwisz. dlatego zapytałam wczoraj Kasię czy pozbywanie się kompleksów to coś więcej niż walka ze znanym problemem. czy wierzy w pozbycie się zjawiska "kompleks", czy tylko aktualnego problemu...
święta prawda, nie idźmy w obłęd. nie idźmy w teorie i leczenie, tylko żyjmy. bez nadymania się na diagnozowanie nerwic i neuroz. swoją drogą co Ty masz z tymi neurozami ostatnio? książkę czytasz czy kurs miałaś? chcesz porozmawiać o temacie wątku czy tylko pochwalić się nową wiedzą o neurotykach?
A to z kolei jest jedna z najbardziej zadziwiających mnie rzeczy: takie płynne przechodzenie na osobiste podwórka i wyobrażanie sobie, że jak piszę o pedofilach, to widocznie mam traumę, jak piszę o wygryzaniu z posad, to pewnie sama to robię, lub ktoś mi to zrobił i nie umiem się z tym pogodzić.
Beata... to był komentarz nie do tego, że jesteś tylko do tego że ciągle o tym piszesz. rozróżniaj.
ja się na neurotykach nie znam więc nie będę ich tu diagnozować ani o nich opowiadać.
u Ciebie pojawiają się Ci neurotycy co chwila w innym wątku jakbyś koniecznie chciała się pochwalić nowo zdobytą wiedzą. nie miej pretensji, że zwracam uwagę na coś na co sama ciągle zwracasz uwagę swoimi wpisami. nawet jeśli jesteś psychologiem czy lekarzem, to chyba nie jest miejsce na opowiadanie o schorzeniach i ich diagnozowanie. z lajkonikami rozmawiasz. którzy poruszają problemy "zwykłych ludzi", "średniej", a nie rozpracowują jednostki chorobowe.

Ja przynajmniej napisałam jasno i odważnie: uważam, że przyczyną nieudanych związków nie mogą być te przykładowe kompleksy, tylko jeszcze głębiej - przyczyna tych kompleksów.
i to jest racja! tylko co z twojej odwagi? zdiagnozowałaś jedną z przyczyn. a co z tematem wątku? :))

Następna dyskusja:

Czy nadchodzi czas kobiet?




Wyślij zaproszenie do