Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany
Beata B.:
Katarzyna B.:
nie jestem zwolennikiem opowieści, że udane związki tworzą tylko ludzie podobni.
A to już zależy jak wąsko widzisz "podobieństwo".
ta dyskusja nie ma sensu, bo rozmawiamy bez konkretów. tego się nie da zważyć, zmierzyć i podać danych. zawsze i wszystko można skontrować, że się myślało szerzej, węziej, inaczej, lepiej... lewitacja zamiast rozmowy. nic nie przynosi.
dla mnie pewne przedstawiane tu teorie to takie oczywistości, taka jazda podstawowa, że się automatycznie doszukuję jakiegoś drugiego dna. potem się okazuje, że słowa wielkie a znaczenie to relacyjna podstawówka. pewnie stąd tyle nieporozumień.
Jeśli tak, jak opisałaś, to ja powiem inaczej: nie wiem jak można wpaść na pomysł, że ludzie są tacy durni?
też nie wiem jak można tak do ludzi podchodzić. badać, wpisywać w ramki...
a że ludzie bywają durni to już inna sprawa. potem się leczą z problemów i naprawiają błędy.
Dlaczego nie wpadłaś na pomysł, że podobieństwo ma polegać na podejściu do wolności, własności, wychowywania dzieci lub podróżowania?
jw. bo to są oczywistości, że coś decyduje o tym że ten a nie inny. tyle, że nadal twierdzę że dogadywać się mogą nie tylko podobni! można mieć inne hobby, nie latać samolotem mimo że on lubi za to dziergać skarpetki mimo, że on nie potrafi, mieć inne spojrzenie na wychowanie dzieci (może to drugie jest lepsze od naszego, może można się czegoś nauczyć, coś w sobie zmienić na lepsze, może miks da super wynik...), można inaczej pojmować wolność, inaczej podchodzić do relacji z rodziną (w rozumieniu rodziny partnerów) ... w związku wartością dodaną jest bycie razem, uczenie się od drugiej osoby. a czego się nauczysz od swojej kalki?
ciągle widzę związek budowany na "ja/moje zdanie/mój schemat". a on jest "ja"+"on/ona"="my".
wcześniej zapytałam czy "samorozwinięci" i "udoskonaleni" tworzą wspólne związki czy raczej szukają "ofiar" wśród nieświadomych? czy da się stosować te teorie na graczu, który je zna i przerobił?
to co napisałaś to są cechy i wartości, na podstawie których się wybiera męża, żonę, kolegę, znajomego. ba, kumpla z podstawówki (poza dziećmi może). jazda podstawowa.
wybiera się na podstawie podobieństw lub różnic.
z drugiej strony mieszasz. wielkie słowo wolność z hobby - podróżowaniem. czyli do schematu wchodzą i wielkie hasła, i upodobania? trochę potwierdzasz moje spojrzenie na twoją teorię doboru.
Lub choćby do takiej oczywistości jak posiadanie żony? (ja jestem niezaobrączkowana, to i ty masz być - podobieństwo? Podobieństwo!)
to nie jest cecha. to jest stan, który zwykle blokuje dalsze "badania" przydatności obiektu. chociaż i to nie zawsze. zależy jak bardzo obu stronom odpowiada pozostały zestaw. są rozwody.
i nie wyskakuj teraz z ekstremami
A dlaczego nie? Na ekstremach można wiele pokazać.
ekstrema wypaczają rozmowę, bo podajesz je jako podstawę a one są tylko marginesem. spróbuj na kwestiach mniejszych, których wg krzywej jest najwięcej. teorie się na tym sypią, bo wyglądają mniej kategorycznie.
wiesz... jak Cię czytam to żyć się odechciewa. taka perspektywa bycia w związku, jakieś traumy, psychiczne katusze... faktycznie przypadki do leczenia.
Wczoraj dostałam skórzaną torebkę, której już nie zwrócę, ale będę konsekwentna:
a kto Ci zabiera, nie bądź przedszkolak tamta wypowiedź była b. trafna.
Otóż skoro ustaliliśmy, że rozwój jest zawsze i to kompletnie niezależnie od tego, czy się jest w związku, czy poza nim, czy się jest zdrowym czy chorym, ale zawężyliśmy dywagacje do spraw wymagających mocniejszych słów, to skąd nagle "skleroza" i apiat od początku w niezawężonym temacie?
zawężaliśmy do neuroz? zawężaliśmy do ludzi pomiędzy związkami, co nie jest automatycznie rozmową o połamańcach losu i ludziach chorych. znowu na krzywej pognałaś na peryferia chorób i patologii. a mnie bardziej interesuje średnia ludzi "normalnych". może po rozstaniu, ale szczęśliwych. jak Ireneusz i kilka innych osób które tu reklamują okres pomiędzy związkami jako fajnie zyskany a nie jako leczenie psychiatryczne. oni są wg Ciebie neurotykami?
Mnie osobiście nie zadowala stwierdzenie "że to zła kobieta była", "widocznie głupi", czy coś w tym stylu. Skoro mówiłyście np. o kompleksach, to mnie by bardziej interesowało skąd się wzięły te kompleksy, do jakich przekonań doprowadziły i jak odwrócić teraz tą samoniszczącą strukturę i czy się w ogóle da.
ok. to jest temat, ale też nie na ogólnikach i hasłach. bo to temat, na który można spojrzeć z tylu stron, że będziemy się tu ganiać do następnego wieku. tyle czynników i zmiennych wpływa na powstawanie i pielęgnowanie kompleksów, że żadnymi ogólnikami tego nie załatwisz. dlatego zapytałam wczoraj Kasię czy pozbywanie się kompleksów to coś więcej niż walka ze znanym problemem. czy wierzy w pozbycie się zjawiska "kompleks", czy tylko aktualnego problemu...
święta prawda, nie idźmy w obłęd. nie idźmy w teorie i leczenie, tylko żyjmy. bez nadymania się na diagnozowanie nerwic i neuroz. swoją drogą co Ty masz z tymi neurozami ostatnio? książkę czytasz czy kurs miałaś? chcesz porozmawiać o temacie wątku czy tylko pochwalić się nową wiedzą o neurotykach?
A to z kolei jest jedna z najbardziej zadziwiających mnie rzeczy: takie płynne przechodzenie na osobiste podwórka i wyobrażanie sobie, że jak piszę o pedofilach, to widocznie mam traumę, jak piszę o wygryzaniu z posad, to pewnie sama to robię, lub ktoś mi to zrobił i nie umiem się z tym pogodzić.
Beata... to był komentarz nie do tego, że jesteś tylko do tego że ciągle o tym piszesz. rozróżniaj.
ja się na neurotykach nie znam więc nie będę ich tu diagnozować ani o nich opowiadać.
u Ciebie pojawiają się Ci neurotycy co chwila w innym wątku jakbyś koniecznie chciała się pochwalić nowo zdobytą wiedzą. nie miej pretensji, że zwracam uwagę na coś na co sama ciągle zwracasz uwagę swoimi wpisami. nawet jeśli jesteś psychologiem czy lekarzem, to chyba nie jest miejsce na opowiadanie o schorzeniach i ich diagnozowanie. z
lajkonikami rozmawiasz. którzy poruszają problemy "zwykłych ludzi", "średniej", a nie rozpracowują jednostki chorobowe.
Ja przynajmniej napisałam jasno i odważnie: uważam, że przyczyną nieudanych związków nie mogą być te przykładowe kompleksy, tylko jeszcze głębiej - przyczyna tych kompleksów.
i to jest racja! tylko co z twojej odwagi? zdiagnozowałaś jedną z przyczyn. a co z tematem wątku? :))